Artykuły

Zdarzyło się u progu wiosny

W niedzielny, marcowy ranek błądzę, po krakowskim Kazimierzu. Pusto - jeszcze nie czas na wycieczkowe gromady, jeszcze dzielnica śpi. Z niejednej kamienicy spoglądają potężne "liszaje", gdzieniegdzie stoją szkielety - domów - z na wpół rozwalonymi ścianami, z powybijanymi oknami. Oto dziedzictwo po dawnym mieście lokowanym w XIV wieku, a pod koniec XVIII włączonym do Krakowa. To również ślad po byłych mieszkańcach Kazimierza - głównie Żydach. Niewiele zresztą tego "folkloru" przetrwało. Wąskie uliczki czasem z tzw. kocimi łbami, ślady po sklepikach rozlokowanych przed laty na parterach domów, dawny plac targowy.

Pewnie nie tylko artysta, ale i zwykły zjadacz chleba wielbi jakieś miejsca szczególnie mu bliskie i piękne, a których urody, nastroju nie dostrzegają inni. Toteż wchodząc.na ów plac - pusty zupełnie - poczułem zapach świec, a w wyobraźni już niemal usłyszałam gwar w jidisz. Mogłabym pomyśleć, że to tylko halucynacje, fantazje podsycone lekturą Schulza. Tymczasem towarzysze wędrówki również poczuli ten zapach. Może ślad po szabesie, czyli piątkowo-sobotnich modłach unoszących się ze znajdującej nie opodal synagogi jedynej czynnej na Kazimierzu.

Na centralnym placu dzielnicy, Wolnicą zwanym, "tania jatka" handluje końskim mięsem. Nie znajdzie się tu - jak przy bocznych uliczkach - napisów w żydowskim alfabecie, które któż dziś wie, co znaczą. Czasem spacerujący po Kazimierzu dotrze na cmentarz Żydowski, gdzie ponuro stojące płyty kryją prawdę o pochowanych tu zmarłych. Nastrój cmentarza uwiecznili na fotografiach Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda. Siad ten pozostawili w programie teatralnym do sztuki "Dybuk" Szymona An-skiego, którą zrealizowali w Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.

Sztuka An-skiego, czyli Salomona Zeinwela Rapaporta gości obecnie na wielu scenach teatralnych świata, ale jej droga do prapremiery nie była łatwa. An-ski (1863-1920) był Żydem urodzonym na Białorusi. Jako 16-letni młodzieniec nauczył się języka rosyjskiego i przystąpił do organizacji rewolucyjnej "Narodna Wola" by do końca życia pozostać wiernym ideom socjalistów. W wieku dojrzałym zainteresował się folklorem i filozofią swego narodu - plonem m.in. "Dybuk", napisany w 1914 roku w języku rosyjskim i następnie przełożony przez autora na jidisz. W 1917 roku uciekając do Wilna, An-ski zgubił jedyny egzemplarz, sztuki w jidisz. Ponownie zatem przełożył sztukę na jidisz. Nie, znalazła się ona jednak, za życia pisarza na scenie. Wystawiła ją w 1920 roku Trupa Wileńska - ta sama, która wcześniej odrzuciła sztukę. Po raz pierwszy w języku polskim zagrano "Dybuka" w Łodzi w 1925 roku. Przedstawienie w 88 roku w przekładzie wierszowanym Ernesta Brylla wyreżyserował Andrzej Wajda przy współpracy Hanana Snira z Teatru Habima w Tel Awiwie, z dekoracjami i kostiumami Krystyny Zachwatowicz, muzyką Zygmunta Koniecznego.

"Człowiek rodzi się wszak na długi i pełny żywot. A gdy umiera przedwcześnie (...) gdzież podziewają się jego myśli, których nie przemyślał, jego czyny, których nie spełnił?" - pisał An-ski. Tytułowy dybuk znaczy tyle co duch zmarłego. Ażeby przeżyć, co mu - było przeznaczone opanowuje ciało bliskiej mu osoby - tak mówi chasydzka, legenda. W sztuce An-skiego duch ubogiego ucznia jesziwy - Chanana wstępuje w ciało kochanej z wzajemnością córki bogatego Żyda - Lei. Zdarzenie to ma swój prolog w ślubach, które ongiś wiązały ojców obojga zakochanych, a które zostały złamane. Tak więc tragedia musi się dopełnić choć dybuk pod zaklęciami żydowskich duchownych opuszcza w końcu ciało dziewczyny.

Widowisko w Starym Teatrze, choć wierne w pokazaniu chasydzkich obrządków, choć piękne urodą scen zbiorowych - dziejących się w bóżnicy i na weselu Lei, nie kokietuje widzów żydowskim folklorem Wydaje się być raczej przypowieścią o człowieczej doli, ubraną w mistykę i kabalistykę chasydów. Recenzje z "Dybuka" zapewne usatysfakcjonują realizatorów i wykonawców - Aldonę Grochal, Annę Polony i Jana Peszka. Zapowiada je gorące przyjęcie przedstawienia (może aż nazbyt, choć bez kosztów kwiatów, na które to monopol - jak wyczytałam w "Polityce" - mają Kielce, nawet w dobie kryzysu) premierowej publiczności, wśród której, nie brakowało ludzi sztuki i nauki Krakowa, Warszawy, twórców zagranicznych.

Nazwisko Andrzeja Wajdy działa bowiem elektryzująco - aktorzy Starego Teatru żartują, że cokolwiek by Wajda wyreżyserował zagranica wpadnie w zachwyt. Poprzednie, zrealizowane na krakowskiej scenie tytuły: "Biesy", "Noc listopadowa", "Nastazja Filipowna", "Emigranci", "Zbrodnia i kara" i ich długi artystyczny żywot, potwierdzają, oczywiście, klasę reżyserską twórcy. Lecz nie łudźmy się, że równie interesujące efekty mógłby on osiągnąć pracując z dowolnym zespołem Aktorzy Starego Teatru posiadają - jako zbiorowość specjalną dyscyplinę, która wspiera ich bogaty warsztat.

Zapewne dlatego wybitni reżyserzy: ongiś Konrad Swinarski, dziś Jerzy Jarocki, Krzysztof Zanussi, czy właśnie Andrzej Wajda chętnie pracują z tym zespołem. Podobnie scenografowie, a wśród nich Krystyna Zachwatowicz. Artystka jest etatowo związana ze Starym Teatrem od 1970 roku, a zawód scenografa uprawia od 1958 roku. Jej 30-letnie osiągnięcia twórcze przedstawia wystawa dekoracji i kostiumów zaprojektowanych dla scen krajowych i zagranicznych. Otwarcie ekspozycji połączone zostało z premierą "Dybuka".

Foyer teatru oraz salę im. Modrzejewskiej wypełniły prace artystki: makiety scenografii, szkice kostiumów, ale i one same również, zdjęcia ze spektaklu, setki wycinków prasowych.

Nie zabrakło na wystawie akcentów bardziej osobistych. Oto Krystyna Zachwatowicz znana nam z filmów "Człowiek z marmuru", "Człowiek z żelaza", "Panny z Wilka" śpiewała w Piwnicy pod Baranami. Stare, pożółkłe legitymacje, ujawniają jej narciarskie pasje, a indeksy i dyplomy uczelni skrywają stronice studenckiego... dorobku.

W repertuarze Starego Teatru znajdują się obecnie pozycje wyreżyserowane m.in. przez Jerzego Jarockiego ("Portret" S, Mrożka), Tadeusza Bradeckiego ("Wojna Narodów..." A. Nowaczyńskiego i "Wzorzec dowodów metafizycznych..." T. Bradeckiego), Filipa Bajona ("Płatonow" A. Czechowa). Krystiana Lupę ("Marzyciele" R. Musila) oraz "Kontrabasista" z kreacją Jerzego Sthura. Zdobywałe one rozgłos i nagrody na festiwalach teatralnych. Na wiele tytułów bilety należy zamawiać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Nie powinno to jednak odstraszać tych widzów, którzy cenią dobry teatr. A przy okazji pobytu w Krakowie namawiam na spacer po Kazimierzu lub też na Skałkę czy Salwator. W poszukiwaniu swego najpiękniejszego miejsca w dawnej stolicy, która ciągle nie ma ochoty na rezygnację z artystycznego "królowania".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji