"Znajda"
Dowiedzieliśmy się od dyr. Kielanowskiego na premierze "Znajdy", że jej autor, Roman Niewiarowicz, po kilku latach niemieckiego obozu koncentracyjnego zapadł poważnie na płuca i leczy się w Zakopanem. Koniecznym jest posyłać mu z Londynu lekarstwa i udzielać pomocy, to też "Konfraternia artystów" w szlachetnym poczuciu koleżeństwa przeznaczyła na ten cel odpowiedni-procent dochodu z przedstawień jego sztuki. Nie tylko jednak zamiar współudziału w tej humanitarnej akcji powinien ściągać publiczność na "Znajdę", lecz również chęć spędzenia wesołego i miłego wieczoru...
Rzecz przy tym ciekawa: Niewiarowicz był zawsze autorem wesołych komedii, jak choćby "Kochanek to ja" i "Gdzie diabeł nie może", które widzieliśmy w Londynie, lecz najweselszą, pełną radości życia i wiary w człowieka tj. "Znajdę" - napisał po swych ciężkich przeżyciach wojennych.
Hasłem czy wyznaniem wiary Niewiarowicza w "Znajdzie" jest, że... wystarczy być dobrym, a wszystko będzie dobrze. To przekonanie Niewiarowicza jest największym urokiem i największą może wartością jego ostatniej komedii. Widocznie mamy już tak dalece dość tragicznej rzeczywistości, która nas otacza oraz analizy ludzkiego upodlenia, jakie ona wydobywa na jaw, że jesteśmy wdzięczni, gdy ktoś ukaże nam świat inny, ogrzany ciepłem ludzkiego serca i kwitnący ludzkim uśmiechem...
Dlatego tak chętnie słuchamy opowieści, a może nawet i bajki... o małej i dobrej dziewczynce, wyrwanej z objęć brutalnego lowelasa przez szofera taksówki, najpoczciwszego chyba ze wszystkich szoferów na świecie którą on wychowuje razem ze swym przyjacielem lekarzem do chwili, gdy "Znajda" potrafi już sama dać sobie radę w życiu...
Komedia ta powstała w powojennej Warszawie. Dowodem tego jest braterskie współżycie szofera i lekarza, zrodzone w obozie oświęcimskim, tak silne, że nie pozwoliło im się rozstać mimo powrotu do Warszawy. Ten punkt wyjścia sztuki Niewiarowicza stanowi jej ponętę, która każe naszej wyobraźni spodziewać się, że akcja komedii wykaże osmozę czy syntezę możliwości współżycia inteligenta i robociarza, które się wyrazi w... wypadkowej jaką jest postać przybranej wychowanki! Niestety, autor uchylił się od pokazania wyników współczesnego w Polsce przenikania się warstw i klas społecznych, traktując ich zbliżenie nie jako próbę rozwiązania kontrastów, lecz jako sposobność do zabawnych scen komediowych. Obaj "tatusie", nieudolni i zażenowani, każdy na swój sposób, wobec przybranej i szybko rosnącej "córeczki" to dla Niewiarowicza, doskonały motyw sceniczny, znany już zresztą ze scen i ekranu. (Niedawno wyświetlano w Londynie film amerykański o cowboyach, którzy mianowali się "dziadkami" podrzuconego niemowlęcia). Przy tym "tatusie" chcą dla swej córeczki po dawnemu matury i dobrego wyjścia za mąż... Okazuje się, że powojenna Warszawa Niewiarowicza nie zmienia się tak bardzo od tej, którą znaliśmy...
Tym bardziej "zarywa" dawną i to bardzo dawną Warszawę postać Prezesa Kalityńskiego, który razem ze swym litewskim akcentem, uznaniem dla starki z własnej piwniczki, wzgardą dla dietetycznej kaszki, limuzyną, majątkiem z przyległościami oraz admiracją dla płci pięknej mimo 65-letniej wiosny, wygląda na bon viveura beztrosko używającego życia z czasów... "Stępka" i jest chyba anachronizmem w Warszawie Bieruta i Cyrankiewicza. Obawiać się można, że Prezes Kalityński jest też wyrazem optymizmu autora "Znajdy".
Ale daj Boże, aby w dzisiejszej czy w przyszłej Warszawie byli zawsze tacy ludzie, jakimi ich widzi Niewiarowicz. Aby każda "znajda" była przybraną córeczką Krysią i aby każdy młody inżynier opowiadał się jej opiekunom, że chce bywać w ich domu "w zamiarach" i na pierwszym spacerze automobilowym oświadczył się oficjalnie o rękę panny... Daj Boże, aby lekarze i szoferzy z komedi Niewiarowicza rodzili się w Warszawie - jak na kamieniu...
Zwłaszcza szoferzy!... Albowiem postać szofera Pakułki, umiłowana przez autora, wybija się dodatnio na pierwszy plan utworu. Jego warszawska gwara, swoisty dowcip, zewnętrzny prymitywizm połączony z wyczuciem drugiego człowieka i znajomością życia, pozorna szorstkość serca przy subtelności - wszystkie te różnorodne cechy zlewają się w żywego, realnego człowieka. Być może, iż postać ta żyje na scenie dzięki p. Urbanowiczowi. W każdym razie artysta ten wydobył z tej roli całe jej bogactwo rysów i odcieni, tworząc postać o Jaraczowym pokroju i wymiarze.
O wiele mniej wdzięczną rolą jest wspólnik życiowy i duchowy szofera, inteligent - lekarz. Mimo to p. Rewkowski, zazwyczaj rezoner i ofiara wszystkich sztuk, dał sobie z nią radę, rysując sylwetkę istotnie "inteligentną" i ratując ją od jakiegokolwiek fałszywego akcentu nawet w scenie przyznania się do nieoczekiwanej miłości do "córeczki".
I rozkoszną jest postać Prezesa Kalityńskiego, w dużej mierze dzięki p. Bożyńskiemu. Jemu zawdzięcza autor, że ta figura epizodyczna i dla akcji zgoła niepotrzebna, z każdym zjawieniem się na scenie staje się nieodzowną, roztapiając w swej... obfitej i uroczej dobroduszności wszelkie jej egoistyczne i starcze instynkty.
Na tle swych opiekunów i podstarzałego adoratora, mało do powiedzenia i zagrania na scenie ma sama bohaterka sztuki, Krysia. Ale zasługą pani Gaar jest, że była właśnie taką jaką chciał autor aby była, wywołując u widza przekonanie, że istotnie jest skromnym pisklęciem, które zaledwie wykluwa się w samodzielnie latające stworzenie... I co ważne jest w teatrze: pani Gaar tak wyglądała - jak mówi się o niej w tekście, na zbiedzone 16-letnie dziecko w akcie 1. i na 18-letnią "przyzwoitą" panienkę w 2. i 3. akcie.
Na całości wystawy i podaniu komedii Niewiarowicza znać fachową rękę reżysera p. Radulskiego - do którego pozwalam sobie jednak skierować zapytanie: dlaczego nie skorzystał z reżyserskiego uprawnienia i z... 15 chyba pomyłek Prezesa Kalityńskiego w nazwisku "Pakułka", nie skreślił co najmniej 12.... Uratowało by to w ten sposób autora komedii od starego tricku scenicznego, który tylokrotnie powtórzony tym bardziej przestaje być zabawny.
Nie mniej, reasumując, komedia ,Znajda", dzięki swym walorom scenicznym i wykonaniu, jest jednym z najmilszych londyńskich wieczorów teatralnych.