Durrenmatt na scenie polskiej w Londynie
Friedrich Durrenmatt (ur. w r. 1921) i starszy od niego o lat 10 Max Frisch są chyba najwybitniejszymi zjawiskami współczesnego teatru europejskiego, jeśli nie zgoła światowego. Bo to co niektórzy krytycy, zwłaszcza amerykańscy, mówią o Frischu że żaden dzisiejszy dramatopisarz nie dorasta do wyżyn jego najlepszych rzeczy (takich np. jak "Biedermann und die Brandstifter - Ein Lehrstuck ohne Lehre"), inni odnoszą do komedyj Durrenmatta.
Choć nie wszyscy krytycy, to jednak przeważna ich część najwyżej stawia "Wizytę starszej damy" ("Der Besuch der alten Dame"). W ocenach dalszych jego sztuk brak już takiej zgody. Niektórzy np. na równi z "Wizytą" traktują jego "Die Ehe des Herrn Mississippii", "Ein Engel kommt nach Babylon", "Dile Physiker", "Der Meteor". Są tacy, którzy wyżej nawet od "Wizyty" szacują "Fizyków" i "Meteora"; a jeszcze inni dowodzą że właśnie ta ostatnia komedia jest najśmielszą i najświetniejszą z wszystkiego, oo dla teatru napisał. Natomiast pewni nie tyle krytycy teatralni ile historycy literatury, a więc raczej wyższa instancja, choć przyznają autorowi nadal niewyczerpaną pomysłowość i świetność roboty scenicznej, to jednak właśnie "Fizyków" i "Meteora", pisanych mniej więcej jednocześnie, uważają tematycznie i znaczeniowo za najsłabsze i najbardziej błahe utwory w całym dotychczasowym dorobku szwajcarskiego autora.
Już z tego pobieżnego zestawienia widać, jak wielka jest rozbieżność sądów w odniesieniu do teatralnej twórczości Durrenmatta, który, jak wiadomo, jest też autorem licznych słuchowisk radiowych, nowelistą, powieściopisarzem i rysownikiem; początkowo nawet zamierzał rysownictwo uczynić główną formą swej wypowiedzi.
Ktoś, kto ma coś powiedzieć o "Fizykach", a równocześnie chciałby uszanować założenia dramaturgii Durrenmatta, powinien, co najwyżej ograniczyć się do omówienia wykonania scenicznego. Bo w przekonaniu autora, tak można by powiedzieć, każdy tekst dramatyczny jest tylko pretekstem do prawdziwego życia, jakim go obdarza scena i pobudką do coraz nowych eksperymentów, w miarę jak wykonanie teatralne demaskuje zużycie czy słabość jednych.
Cóż kiedy równocześnie Durrenmatt podkreśla z naciskiem iż pisanie czy mówienie o konkretnych sztukach, nawet o wszelkiej sztuce jako sztuce, jest czymś zupełnie bezsensownym. "Możemy tylko mówić o kunszcie dramatu, kunszcie, który istnieje jedynie wtedy, kiedy ktoś mówi o dramacie, ale nie gdy ktoś pisze sztuki. Kunszt dramatu jest złudzeniem optycznym. Rozprawianie o sztukach, o sztuce w ogóle jest o wiele bardziej utopijnym przedsięwzięciem, niż kiedykolwiek zdołali to ocenić ci, którzy rozprawiają najwięcej.
Stwierdza też, w zgodzie z własnymi założeniem, że jego sztuki nie pozwalają sobie wydrzeć swego sensu i daremnie się o to kusić, z góry bowiem wbudowana jest w nie wieloznaczeniowość z powodu ich formy komediogroteskowej, farsowej i parodystycznej. Tych, którzy pragną, pomimo wszystko jego sztuki "zrozumieć", Durenmatt porównuje do takich, co to rozpaczliwie przeszukują jego kurze grzędy czy kurze kojce w nadziei że jednak znajdą tam "jajko znaczenia", gdy tymczasem on świadomie i uparcie odmawia "znoszenia" takich jajek.
Kontekst, w którym Durrenmatt to ostatnie wypowiada, jest niemal, niemal do przyjęcia. Samo jednak twierdzenie że świadomie i uparcie odrzuca, by jego sztuki głosiły, i miały jakiekolwiek znaczenie, czyli "sens", jest prostym nonsensem i nie można go traktować serio tak długo, dopóki autor używa ludzkiej mowy, przyjmuje pewien rozpoznawalny układ odniesienia czy odniesień i zwraca się do nas, ludzi. Sam zresztą sobie przeczy przez prosty fakt że uprawia także twórczość teoretyczną, wygłasza często odczyty, gdzie mówi o swych założeniach dramatycznych, zaopatruje swe sztuki w dopowiedzenia, itp. oraz wydaje te rzeczy drukiem: "Theaterprobleme"; mowy z okazji otrzymywania nagród - z nich bardzo ważna jest mowa poświęcona Schillerowi, wygłoszona 10 lat temu a w rok później wydrukowana; i wreszcie ,,Theatarschriften und Reden", gdzie oprócz wyżej wymienionej problematyki teatralnej i mów, dodał różne inne swe wypowiedzi, łącznie z... komentarzami do własnych sztuk, artykułami, recenzjami i aforyzmami itd.
Na tej podstawie należy mu wierzyć, kiedy prosi, by go nie uważać za herolda żadnego określonego czy specjalnego ruchu teatralnego czy teatralnej techniki, ale za pisarza teatralnego który chce empirycznie doświadczyć wszystkich możliwości, jakie tylko, scena potrafi ofiarować, bez zwracania uwagi na dramaturgię "jako taką". Wychodzi bowiem również z empirycznego przeświadczenia że jest tyle dramaturgii, ilu autorów, a nawet ile udanych sztuk. Nie występuje również jako reprezentant, a tym mniej jako propagator żadnych modnych ruchów filozoficznych, nie jest ani egzystencjalistą, ani nihilistą, nie jest ekspresjonistą, obcy mu jest wszelki czarmy humor, czarna komedia, zwalcza rozpacz, mimo wszystko wierzy w świat, w mnóstwo dobra, które może uczynić ludziom człowiek, wszakże pod warunkiem że jest to - mały człowiek. Dlatego prosi, by nie uważać go nawet za satyryka. "Albowiem dla mnie scena nie jest polem walki o filozoficzne teorie i manifesty, lecz raczej instrumentem, którego możliwości badam grając na nim. Oczywiście, w mych sztukach występują ludzie i oni trzymają się jakiegoś wierzenia lub jakiejś filozofii - kupa durniów dałaby w rezultacie nudną sztukę - lecz moje sztuki nie są napisane po to, co ludzie w nich mają mówić, a myślenie, wierzenie, filozofowanie, wszystko to, przynajmniej w pewnym zakresie, jest częścią ludzkiej natury. Problemy, wobec których staję jako pisarz sceniczny, są to problemy praktyczne, robocze i staję przed nimi nie przed pisaniem, ale w czasie pisania. A nawet chcąc być w tej sprawie zupełnie dokładny muszę wyznać że te problemy występują dopiero, kiedy pisanie zostało ukończone; powiedzmy, jest to pewien rodzaj ciekawości mej własnej: chcę bowiem wiedzieć, jak ja to zrobiłem ("Theaterprobleme")".
Powiada jeden z historyków literatury że głównym tematem pasjonującym Durrenmatta, przy całej różnorodności jego utworów, przy coraz to nowych pomysłach i sytuacjach, jest problem sprawiedliwości i winy; że najwłaściwszym środkiem wyrazu tej tematyki jest satyra, a najskuteczniejszym po temu chwytem - groteska. Dodajmy tu że stała a wręcz niewyczerpana w koncepcjach obecność groteski interesuje może najbardziej tych, którzy głębiej zajmują się jego twórczością. Jest nawet tematem... pracy doktorskiej Ursel Doris Boyd pod wielce wymownym tutułem: "Die Funktion des Grotesken als Symbol der Gnade in Durrenmatts Dramatischem Werk" (1964). A więc groteska w funkcji Łaski w dziełach szwajcarskiego autora. Jeśli tak jest, a zdaje się że tak, wtedy można z tego wyciągnąć dwa wnioski. Po pierwsze że komediowość i nawet farsowość jego utworów to tytko specyficzny kształt ich tragiczności, co mamy już u... Szekspira, na którego zresztą Durrenmatt się powołuje; są to tragedie, jednak nie antycznego losu, ananke, fatum, lecz przypadku, o czym jeszcze wspomnimy. Po drugie zaś że ich autor jest twórcą z istoty chrześcijańskim, pomimo głosów, które temu przeczą, a nawet pomimo że sam raz i drugi wyraźnie taką sugestię odrzucał. Ten syn pastora (który nawet studiował przez jakiś czas teologię i filozofię, oprócz literatury i nauk ścisłych, nim nie porzucił studiów formalnych dla twórczości) nie uszedł przed religijnym wpływem protestanckiego domu i środowiska. Jakże chrześcijańska jest np. jego predylekcja do człowieka małego - małego w cudzych oczach, małego według miar świata, lecz w gruncie rzeczy mężnego i właściwie wielkiego, bo przyjął, swoją małość dobrowolnie, z własnego wyboru, z mądrości, litości dla drugich, by przyczynić się do upadku tego, czego dalsze istnienie byłoby tylko albo przedłużaniem zła i zbrodni (jak nip. dalsze istnienie państwa zachodniorzymskiego w przeświadczeniu jego ostatniego cesarza Romulusa; komedia "Romulus der Grosse" jest dla mnie najulubieńsza z wszystkiego, co Durrenmatt napisał, a kto wie, czy i nie najgłębsza i najlepsza: akt trzeci i ostatnie sceny aktu czwartego!), albo spowodowaniem katastrofy w skali kosmicznej, jak to osądził Mobius w "Fizykach".
Być może ze bohater "Meteora", nie mogący umrzeć, bo wciąż wskrzeszany, pisarz Schwitter (jakby parodia nowoczesnego Łazarza), wylicza w swej rozmowie ze starą rajfurką
główne zagadnienia absorbujące Durrenmatta: "Wina, grzech, sprawiedliwość, wolność, łaska, miłość", bez względu na dalszy kontekst. A Durrenmatt w swych rzeczach teoretycznych jeszcze dopowie niejedno z tego, co go zajmuje; np. w mowie na cześć Schillera: konieczność przeciwstawiania się państwu, które wszędzie dziś staje się coraz bardziej totalne; czy że pisarzowi nie wolno się pogrążyć w politykę, dlatego że człowiek jest tylko "częściowo istotą polityczną i jego istotny los wypełnia się nie poprzez jego politykę, ale poza nią: przez to, co za polityką się znajduje". Poza nią zaś widzi życie i twórczość ("Friedrich Schiller", str. 46-47).
Jeśli wspomniany bohater "Meteora" mówi dalej że wszystkie te wzniosłe rzeczy go nie obchodzą; że on z nich rezygnuje, bo to jest tylko arsenał wymówek i argumentów, którymi ludzie usprawiedliwiają swe drogi przez świat i swoje łajdactwa, i to w jakiś sposób znajduje odbicie w twórczości Durrenmatta. Pojęciowo rozmaite jego wypowiedzi mogą się wydawać sprzeczne, egzystencjalnie jednak mogą współistnieć w jednym i tym samym człowieku. Także słowa Schwittera: "Das Leben ist grausam, blind und verganglich. Es hangt vom Zufall ab", choć odpowiadają przeświadczeniu Durrenmatta, godzą się one w nim z przekonaniem iż odpowiedzią na okrucieństwo, zaślepienie i szaleństwa świata nie może być rozpacz, gdyż "kto rozpacza, ten traci głowę" ("Theaterschriften", str. 72). "świat [...] jest dla mnie czymś potwornym, zagadką nieszczęść, która musi być przyjęta, lecz przed którą nie wolno kapitulować. Świat jest o wiele większy od jakiegokolwiek człowieka i z konieczności zagraża mu bezustannie. Gdyby ktoś mógł stanąć poza światem, świat nie byłby już dlań zagrożeniem. Lecz ja nie mam ani prawa, ani możności być outsiderem wobec świata" ("Theaterprobleme", str. 49). - Ani jako człowiek ani jako pisarz.
"Oczywiście, kto patrzy na bezsensowność i beznadziejność tego świata, ten może dojść do rozpaczy; jednak ta rozpacz nie jest wypływem świata, lecz raczej odpowiedzią jednostki, daną światu. Inną odpowiedzią mogłaby być nie rozpacz, ale może postanowienie, by dotrzymać placu wyzwaniu tego świata ("eine andere Antwort ware sein Nichtverzweifeln, sein Entschluss etwa. die Welt zu bestehen"; ib. sftr. 48)". I w jednym ze swych odczytów sprzed niespełna czterech lat Durrenmatt prawie tymi samymi słowy podkreśla tę konieczność "wytrzymania", "zniesienia" tego świata: "Der Einzelne hat die Welt zu bestehen" ("Vom Sinn der Dichtung in unserer Zeit"). Jest jego wiarą że człowiek sam nie może świata uratować, jeszcze mniej może to uczynić zbiorowość, a najmniej tak zwani wielcy ludzie, nie tylko przemieniający świat w monstrualną rzeźnię, ale i sami porwani w tryby tego, co wprawili w ruch. Natomiast w pojedynkę, osobiście człowiek może pomóc, nawet wiele, jeśli jest pokorny i mały, ale pokorny i mały z wyboru, o czym już wspomnieliśmy (np. ślepy książę z "Der Blinde", Romulus, Ubelohe z "Ehe des Herrn. Mississippi", Akki z
"Ein Engel kommt nach Babylon", itd.). Ci "mali", lecz w istocie odważni antybohaterzy Durrenmatta są jego ulubionymi postaciami. W imieniu tych mężnych antyhohaterów zdaje się przemawiać jedna z postaci szwajcarskiego pisarza: "Człowiek nie jest zdolny do wielkich rzeczy, może dokonywać tylko tego, co małe. I małe jest ważniejsze niż to, co wielkie. Możemy wiele dobrego czynić na świecie, jeśli jesteśmy skromni" ("Es steht geschrieben"). Wiara w pokorę i jej skuteczność w świecie oddala Durrenmatta od teatru absurdu, od nihilizmu; nadaje jego twórczości ton pozytywny i nawet optymistyczny, pomimo że los ludzki uzależnia on od przypadku.
Twierdzi Durrenmatt że komponując swoje sztuki, nigdy nie wychodzi z tezy, lecz z akcji - Geschichte - dramatycznej opowieści. Każda opowieść musi być domyślana do swego właściwego końca. Następuje to zaś wtedy, kiedy przybiera on możliwie najgorszy obrót, którego przewidzieć jest nie sposób, gdyż zależy to wyłącznie od przypadku (Zufall). Sztuka pisarza dramatycznego polega na tym, aby umiał uczynić jak najlepszy użytek z przypadku. W akcji dramatycznej przypadek zależy od tego kiedy, gdzie i kto kogo spotka; a im bardziej troskliwie ludzie coś pragną przemyśleć, tym skuteczniej przypadek w nich uderza. Ludzie, którzy postępują według dokładnie obmyślanych planów, pragną osiągnąć określony cel. Przypadek więc razi ich najdotkliwiej, kiedy osiągają coś wręcz przeciwnego niż zamierzony cel, np. Edyp, który nie chcąc być zabójcą ojca i nie chcąc poślubić własnej matki, nie wiedząc o tym zabija ojca i zostaje mężem swej matki. Taka akcja jest wprawdzie groteskowa, ale nie jest absurdalna: jest paradoksem. Podobnie jak logicy, tak i dramaturdzy nie mogą uniknąć paradoksów; nie mogą też ich uniknąć fizycy. Dramat o fizykach musi być paradoksem. Nie może mieć za treść fizyki samej, lecz tylko jej skutki. Fizyka sama w sobie dotyczy fizyków, natomiast jej skutki dotyczą wszystkich ludzi. Co wszystkich dotyczy, muszą wszyscy rozwiązać, a każdy wysiłek jednostki, aby samej rozwiązać to, co dotyczy wszystkich, musi się spotkać z niepowodzeniem całkowitym, z klęską. Dzisiejsza rzeczywistość wyłania się poprzez paradoksy i kto się przeciwstawia paradoksom, ten przeciwstawia się rzeczywistości. Pisarz dramatyczny może środkami swej sztuki widzów zwieść, iż rzeczywistość obnaża (czy ją demaskuje), ale nie zmusić do oporu względem niej lub do jej przezwyciężenia.
Ostatni ustęp to przekład niemal wszystkich ,,21 punktów do Fizyków'", które Durrenmatt zamieścił w drukowanym wydaniu swej komedii jako jej komentarz lub posłowie. (Wszystkie cytaty z jego pism i utworów, w tym artykule tak obficie a celowo przytaczane, daję we własnym przekładzie).
Elisabeth Brock-Sulzer w swej książce "Friedrich Durrenmatt, Sta-tionen seines Werkes" (Arche Verlag, 2 wyd., 1964) jak najsłuszniej mówi że "komedia jest dla Durrenmatta nie tylko bronią do ataku, lecz także tym, czym jest ona z swej natury, a więc wyrazem śmiechu, owocem wesołości. Albowiem Durrenmatt ma pecha że widząc z całą przenikliwością nasze dzisiejsze totalne zagrożenie w świecie, równocześnie pozostaje człowiekiem pogodnym i wesołym. Nie jest ani posępny, ani ponury. Lubi soczyste, ryzykowne historyjki i jest jednym z niewielu dziś twórców obdarzonych prawdziwym talentem opowiadania" (str. 30).
Tak więc jego ulubiona forma wypowiedzi, jaką jest komedia, zaprawiona paradoksem, groteską, farsą, jest jak najbardziej zgodna z jego naturą i pozwala tworzyć sytuacje i wymyślać powiedzenia, które nie tylko interesują, ale wręcz fascynują słuchacza. Słuchacza... Może przede wszystkim czytelnika. W lekturze bowiem nic nie ogranicza naszego odbioru jego sztuk, gdy tymczasem reżyseria i inscenizacja, a więc znieruchomiała konceptualizacja tej tak witalnej bujności i różnorodności, z konieczności narzuca nam jeden tylko jej ogląd. Sam Durrenmatt, zdaje się, nic nie ma przeciwko temu, a przypuszczam że jest chyba jedynym autorem, który nie tylko godzi się na różność czasami sprzecznych ujęć reżyserskich swoich utworów, ale często sam w nie interweniuje w sposób zaskakujący. Bo zmienia np. zakończenie farsowe na tragiczne i odwrotnie (zwłaszcza swych słuchowisk radiowych), daje coraz to inną przeróbkę swych sztuk, np. "Romulus der Grosse" ma, jeśli się nie mylę, aż trzy różne wersje.
Świadczy to o wielu rzeczach, przede wszystkim wszakże o jednej: Że w przeciwieństwie do Frischa który ukazuje nam na scenie autentycznych ludzi, jest z nimi osobiście złączony ciepłem i serdecznością, postaci Durrenmatta nie są w jego własnej koncepcji konkretnymi ludźmi, lecz raczej rozciągliwymi niemal symbolami. Pisze zresztą ("Theaterschriften", str. 176) że aktorzy wyczuwają, jak za każdą jego postacią ukrywa się ludzkość, człowieczeństwo; i że w inny sposób w ogóle nie można ich grać: sonst lassen sie sich gar nicht spielen. I że to odnosi się do wszystkich jego komedyj...
Z tego zaś wniosek dla reżysera iż istnieje nieskończona możliwość scenicznej interpretacji utworów Durrenmatta (można by też powiedzieć: nieskończona niemożliwość), z wyjątkiem jednej, tj. realistycznej. O to właśnie bym się sprzeczał z koncepcją Leopolda Kielanowskiego. Z chwilą kiedy "Fizyków" gra się realistycznie, przeżywaniowo, natychmiast takie ujęcie odsłania ich braki (jakich faktycznie tam nie ma), i budzi dziesiątki zbytecznych pytań i ukazuje wiele innych rozwiązań, które by nigdy nie doprowadziły ani do trzech zabójstw (nawet biorąc pod uwagę ich "zastępczość": "niech raczej umrze jeden człowiek, niż żeby cały naród miał zginąć"; czy podejście Durrenmatta, którego zdaniem nawet śmierć człowieka to już tylko fortel, sposobik sceniczny: ein Kniff), ani do zamknięcia się trzech fizyków dobrowolnie w domu obłąkanych, ani do dania istocie prawdziwie obłąkanej a równocześnie inteligentnej w rękę realnej możliwości zniszczenia świata.
Niezgoda z koncepcją Kielanowskiego nie znaczy wcale, bym twierdził że było to przedstawienie chybione. Przeciwnie, aktorsko i inscenizacyjnie jest to rzecz naprawdę godna tego teatru, który prawdziwym cudem poświęcenia reżysera, aktorów i innych żyje, gra, i to żyje godnie i ambitnie, starając się pokazać emigracyjnej publiczności także najciekawsze zjawiska dzisiejszego teatru. Trzeba by omówić prawie cały zespół, lecz ograniczę się tylko do wymienienia przede wszystkim Witolda Schejbala w roli Jana Wilhelma Mobiusa, który był najbliżej z wszystkich aktorów grających tak, jak się powinno grać Durrenmatta, Joannę Rewkowską jako przełożoną pielęgniarek, Irenę Brzezińską w roli Matyldy von Zahnd i Roberta Oleksowicza jako inspektora policji. Nie widziałem polskiego przekładu. Słuchając go jednak z widowni myślę że był dobry; raz i drugi wszakże tłumacz nie wiadomo dlaczego się potknął, np. gdy Monika Stettler mówi o Mobiusie że jego stary profesor zawsze uważał go trochę "za stukniętego" gdy Durrenmatt powiada że zawsze był kawalarzem: "immer ein toller Spassvogel gewesen". Niekonieczne też były niektóre skreślenia w i tak już krótkiej komedii.
Pomimo tych czy innych zastrzerzeń było to jedno z najbardziej ambitnych i pasjonujących osiągnięć naszego teatru.