Artykuły

Sprawa Gralaka, czy zadyszka teatru?

Krzysztof Kieślowski w Starym Teatrze! Dla kogoś, kto zna poszukiwania filmowe tego reżysera - wystarczająca rekomendacji. I jeszcze jedna nadzieja. Oto wchodzi do teatru artysta niepokorny, który ma odwagę zmierzyć się się z tematem drażliwym. W sytuacji wyjałowienia teatru z odważnej problematyki współczesnej - nadzieja nie bez pokrycia. A już zwłaszcza w obliczu coraz częstszych porażek artystycznych młodych reżyserów, zadziwiająco oderwanych od tego co się wokół nas dzieje.

Debiut teatralny reżysera filmowego w Starym Teatrze to również oczekiwanie na wydarzenie. Towarzyszy mu ciche marzenie, że powtórzy casus Andrzeja Wajdy. Wprowadzony do Starego Teatru szczęśliwą ręką Zygmunta Hubnera - rozpoczął "Weselem" właśnie w Krakowie swoją fascynującą przygodę z teatrem. W bieżącym sezonie dyr. Gawlik - pomny na dobrą tradycję - wyszykował aż dwie prymicje sceniczne filmowców. Po Kieślowskim z teatrem ma się zmierzyć Krzysztof Zanussi.

Kieślowski w sali im. H. Modrzejewskiej zainscenizował swój głośny, autorski film pt. "Życiorys", nagrodzony Brązowym Lajkonikiem na XV Festiwalu Filmów krótkometrażowych (1975). Przyznam się szczerze, że ten fakt ostudził znacznie mój entuzjazm wobec teatralnych prymicji młodego, zdolnego filmowca. "Życiorys" oglądałem podczas festiwalu, który w sposób zgoła kliniczny uzmysłowił kryzysową sytuację krótkiego metrażu. Na tym tle wystąpienie Kieślowskiego było niewątpliwie ambitną obroną filmowego dokumentu politycznego. Ratował on istotnie rangę i honor festiwalu, tonącego w hałdach miernoty i obojętnej produkcji, wystrzyżonej i układanej wobec bogatych, a równocześnie skomplikowanych obszarów naszego życia.

Typ filmu, jaki zaprezentował Kieślowski, szybko się jednak starzeje, bo zmieniają się realia i punkty odniesienia wobec wielu spraw. To, co w 1975 roku było żywe, budziło takie czy inne skojarzenia - obecnie jest martwe, lub mało istotne. Bo film polityczny jest zazwyczaj doraźnym aktem odwagi i działania. "Życiorys" - filmowy zapis obrad komisji kontroli partyjnej, która rozpatruje życie i działalność człowieka wyrzuconego z partii - robił wrażenie na widzu swoim chłodnym obiektywizmem. Odbierało się go jak dokument. A więc jako prawdę o konkretnym zdarzeniu, jakie miało miejsce w bardzo określonym czasie. Skromność i prostota tej relacji zastanawiała i równocześnie ujmowała swoim autentyzmem i szczerością. Oglądając filmowy "Życiorys" stawaliśmy się niejako świadkami obrad komisji i jej uczestnikami. W teatrze tego typu relację pomiędzy aktorami i widzami stworzyć jest o wiele trudniej. A właściwie chyba w ogóle nie sposób ją zbudować. Spektakl pt. "Życiorys" to już gra aktorów. Z tym że sceniczna sztuka, udawania i gry bardzo opornie obsługuje dokument. Debiutujący reżyser popełnił więc - nie przeczuwając klęski - błąd dość przykry, lekceważąc niepodważalną optykę sceny. Zamiast sięgnąć chociażby po konwencję teatru faktu, posłużył się potwornie zużytym chwytem. Facet ganiający po scenie w licznej asyście i udający, że jest operatorem; inny,że reżyserem kręconego filmu - to przecież naiwny zabieg "teatralizacji" interesującego skądinąd problemu. Tak więc zamiast dokumentu oglądamy; na scenie nieporadne budowanie dramaturgii cudzysłowu. A wystarczyłaby po prostu trafnie zarysowana sytuacja, w jakiej znalazł się człowiek wplątany w pewien mechanizm postępowania. Okazało się - nie po raz pierwszy zresztą - że teatr wcale nie potrzebuje filmowych protez; odrzuca je natychmiast, jak organizm źle zrobiony przeszczep. Bo recepta na dobry spektakl jest wciąż bajecznie prosta. Interesujący materiał literacki, kilkunastu świetnych aktorów i odrobina szacunku dla prawideł starej konwencji teatralnej. Rozumie to znakomicie chociażby Bergman, nie wzbogacając teatru filmem i Wajda, który szanuje odrębność i niewymienny na inne wartości wymiar sceny, a inspiracje do swoich, pomysłów czerpie najczęściej z literatury.

Kieślowski miał prawie wszystkie składniki do zrobienia dobrego spektaklu. Potknął się jednak o konwencję teatru. Wypadek przy pracy. Zdarza się. Szkoda, że przy takim właśnie temacie! Szkoda również, że nie chciał zrobić tradycyjnego spektaklu- procesu człowieka postawionego w stan oskarżenia, z którego chce się on wyzwolić i przebić ze swoją prawdą, poprzez precyzyjnie, momentami perfidnie montowane osaczenie. Bo przecież ten zasadniczy problem - ujęty w naiwny nawias filmowania - pozostał: i nawet w tak nieudanej oprawie robi spore wrażenie.

Pomyłka Kieślowskiego ma chyba głębsze podłoże i nie jest zwykłym potknięciem. Jego cudzysłów tak naprawdę tylko raz znaczy teatralnie i to wcale mocno, gdy przewodniczący zebrania zarządza; usunięcie ekipy filmowej i publiczności, bo decyzja ostateczna zostanie podjęta bez świadków. Historia Gralaka, którą Kieślowski opowiedział w swoim filmie, mimo wielu uproszczeń, była ambitną próbą pokazania drogi walki prostego, zaangażowanego, człowieka. Można by nawet powiedzieć, że Gralak w jego ujęciu to człowiek przeciętny, którego życiorys składa się z codziennej, czasami zgoła przyziemnej i miałkiej zwykłości. Film potrafi wydobyć to z dużą prawdą poprzez kolokwialny język dialogów i świetnie uchwyconą atmosferą zebrania przesłuchania. Życiorys jednostki uwikłanej w dość skomplikowany mechanizm ocen i nacisków - w teatrze wymaga już zgoła innego wymiaru. Wszystko to, co w filmie autentyczne, wzięte wprost z życia - teatr kompromituje bezwzględnie, domagając się swoich praw, a więc pełnych postaci, psychologii, bardziej przekonywujących argumentów, racji... i zupełnie innego języka. Dialogi w teatrze i muszą być literaturą! A to dopiero kreuje bohaterów, którzy nigdy nie są wzięci wprost z życia, czyli z magnetofonowego zapisu.

Dlatego też materiał "literacki" użyty przez Kieślowskiego w filmie - na scenie, mimo znakomitych postaci, jakie stworzyli Roman Stankiewicz, Jerzy Trela i Jerzy Sthur - ogromnie się zdewaluował, a jego oddziaływanie znacznie się skurczyło. Nie chcę przez to powiedzieć, że teatralny "Życiorys" nie posiada celnych spostrzeżeń, a postać Gralaka - robotnika i działacza, walczącego o zdjęcie z siebie piętna rozrabiaki i człowieka konfliktowego - przepada w krakowskim spektaklu. Nie, budzi jednak niedosyt. A polega on na tym, że ze sceny słyszymy i oglądamy na niej to, wszystko, co jest zgoła powszechnym doświadczeniem - i nie jest to żadne odkrycie. Wyrazistość ukazanej sytuacji i drastyczność pewnych sformułowań wynika z tego, że scenę odzwyczailiśmy od rzeczywiście ostro podejmowanych problemów.

Krakowski "Życiorys" Kieślowskiego prowokuje raczej do dyskusji o teatrze, niż w sprawie Gralaka. Teatr, który rozrywa swój dramat na naszych oczach, dotknięty jest bowiem zadyszką. Brak mu potężnego a odżywczego łyku powietrza, jakim oddycha społeczeństwo. Siłą teatru jest przecież umiejętne, anteuszowe stykanie się z ziemią, czyli z żywotnymi problemami czasu. Tę potrzebę i konieczność rozumie wielu twórców starając się wszelakimi sposobami nawiązać kontaktu z rzeczywistością.

Wątpliwość zasadnicza: co jesteśmy w stanie powiedzieć społeczeństwu, posługując się umowną sztuką scenicznego udawania? To, co już każdy wie i na swój sposób przeżywa nieomal codziennie? Z takimi "kreacjami" rzeczywistości na scenie stykamy się nazbyt często, niewiele one znaczą w rozwoju sztuki, a tym bardziej w procesie budowania określonej świadomości społeczeństwa. A może, dufni w magiczną moc sztuki teatru, powinniśmy się spodziewać po niej właśnie odkryć i wyjaśnień, jakich nie uzyskujemy poprzez coraz doskonalsze (technicznie) środki przekazu? Kto więc powołany jest, by podejmować i wyjaśniać wątpliwości, wskazywać na różnego rodzaju nieprawidłowości? Czy tylko sztuka? Kto tego typu posłannictwo (czytaj: uzurpację) sztuki potrafi przekonywująco - wobec złożoności współczesnego świata - obronić?

Czy wplątując sztukę w tak doraźne zobowiązania nie wyzwalamy groźnej w skutkach gry pozorów? Dla wielu - podejrzewam - jest to zabieg wcale wygodny. Ale równie szkodliwy dla rzeczywistości jak i dla sztuki. Sztuka teatru może i powinna spełniać wiele funkcji, a wśród nich i tę tradycyjnie nazywaną oczyszczającą. Nie powinna jednak zastępować i wyręczać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji