Po świeże bułeczki na Dworzec Centralny i rowerem do opery
- Bardzo lubię być w Warszawie i myśleć tutaj. W stolicy jest najlepsze powietrze, miejsce na nowe pomysły - deklaruje reżyser teatralny MICHAŁ ZADARA, opowiadając o miejscach w Śródmieściu, w których czuje się najlepiej i które niechętnie opuszcza.
Zadara w stolicy się urodził. Długo jednak nie miał kontaktu z miastem - jako trzylatek wyjechał z rodzicami do Europy Zachodniej, a potem do Stanów Zjednoczonych. Z pierwszych lat pamięta więc niewiele.
- Działa przede wszystkim pamięć zmysłowa, bo choć mieszkałem na Muranowie, w pamięci utkwiły mi przede wszystkim bąble w asfaltowych chodnikach - mówi reżyser. - Dziś, gdy tylko spotykam gdzieś takie wybrzuszenia, uwielbiam po nich chodzić - kojarzą mi się z dzieciństwem.
Ja tu mieszkam
Gdy po dwóch dekadach powrócił do Warszawy, zadomowił się w samym jej sercu. - Szukając dla siebie domu, powiedziałem, że chcę mieć mieszkanie, przez którego środek przejeżdża miasto. I znalazło się takie - mówi Zadara.
Za oknem ma więc Dworzec Centralny i - jak sam mówi - jedyną w Polsce dziesięciopasmową drogę. - Dzięki niej Warszawa może udawać większą i bardziej kosmopolityczną, niż jest w rzeczywistości, ale ja to lubię - przyznaje twórca.
Zamiast ciszy ma w domu nieustanny gwar ruchu ulicznego. Przyrównuje go do kojącego szumu morskich fal. Zaś dzięki bliskości Centralnego czuje, jakby mieszkał na dworcu. - Mam tu sklepy czynne całą dobę. Idąc na miasto, zawsze przechodzę podziemiami. Czasem spotykam znajomych, którzy pytają mnie, gdzie znów wyjeżdżam. Zawsze odpowiadam, że nigdzie, że ja tu mieszkam i wyszedłem właśnie po świeże bułeczki - śmieje się Zadara. Stanowczo sprzeciwia się też planom oczyszczenia tego miejsca. Lubi wszechobecny chaos i wielokulturowość, której tak mało w naszej stolicy.
Gdzie te dzielnice?
Na razie w bliskim sąsiedztwie mieszkania ma możliwość spotkania się z ludźmi z całego świata i wsłuchiwania się w rozmowy, czasem prowadzone w kilku lub kilkunastu różnych językach.
- Tu na rogu mam kebab - reżyser pokazuje na skrzyżowanie al. Jana Pawła II z Chmielną. - Od panów z Libanu uczę się arabskiego. Mogę z nimi pogadać albo posłuchać, jak rozmawiają z innymi.
Zadarze brakuje w stolicy etnicznego fermentu, trochę też żałuje, że w naszym mieście nie nastąpił podział na dzielnice artystyczne, gejowskie czy chińskie. Są zalążki albo miejsca-wspomnienia. Takie jak okolice placu Grzybowskiego. Tam w ubiegłą niedzielę Zadara realizował - podczas festiwalu Warszawa Singera - swój projekt "Muzyka z pozostałości".
Reżysera sam plac zadziwia jako pole nieustannej walki, na którym z jednej strony stoją kościół i liczne pomniki polskości, z drugiej są organizacje żydowskie usiłujące wskrzesić dawne tradycje.
- To jedyne miejsce, które potencjalnie mogłoby funkcjonować jako żydowska dzielnica w Warszawie - mówi Zadara. - Oczywiście teraz nie ma masy ludzi potrzebnych do tego, ale wciąż jest to ślad po żydowskiej stolicy. Tu można poczuć się pewniej i oddychać głębiej.
"Zamiast ciszy ma w domu nieustanny gwar ruchu ulicznego. Przyrównuje go do kojącego szumu morskich fal"
Działający tu Teatr Żydowski - zdaniem reżysera - nie wykorzystuje w pełni swego potencjału. - Niby komplety są i widownia zawsze jest pełna, ale to nie jest teatr zwrócony ku współczesności, nie tworzy kultury takiej, jaką by mógł. A przecież współczesna kultura żydowska jest bardzo żywotna. Ja sam niezmiernie cieszę się z faktu, że Gołda Tencer zwróciła się do mnie z prośbą, bym zrobił projekt dla festiwalu Warszawa Singera.
Pałacowa klątwa
Który teatr w takim razie preferuje Zadara? Trudno mu odpowiedzieć. - TR Warszawa gra zbyt rzadko. Nie mogę powiedzieć: dziś mam ochotę tam zajrzeć, bo może akurat tego dnia nic tam nie grają - utyskuje twórca.Dodaje, że najbliżej ma do Dramatycznego. Tu szczególnie ceni aktywność Pawła Miśkiewicza działającego nawet w czasie letniej przerwy. Teatr jednak sąsiaduje z Cafe Kulturalna, która ludzi teatru może - jak mówi reżyser - wykończyć.
- Wszyscy rozmawiają o tym, co zamierzają zrobić, albo o tym, co widzieli i jakie to było złe - zauważa. Sam Michał Zadara także działa po sąsiedzku, w teatrze Studio, o którym z kolei mówi, że przydałaby mu się zmiana aranżacji wnętrz.
- Pałac Kultury i Nauki wydaje się być przeklęty architektonicznie - mówi. - Kiedy jest normalny dzień pracy, na dole odbywa się spektakl, na górze trwają próby i niby wszyscy są, ale nikogo nie widać. Są tylko puste korytarze i nie ma wrażenia, że coś tu się dzieje. Totalitarna architektura wysysa poczucie wspólnoty.
Z Teatrem Narodowym ma inny kłopot. Choć wystawianych jest tam dużo dobrych spektakli, to Zadara nie czuje się ich odbiorcą, a przy okazji nie czuje magii miejsca.
Obecnie częściej bywa w Operze Narodowej, dla której przygotowuje adaptację "Orestei" Iannisa Xenakisa. Najczęściej jednak spotkać go można w Instytucie Teatralnym.
- Maciej Nowak stworzył miejsce nieodkryte przez większość. Tu można sobie siedzieć w kawiarni na tarasie, w słońcu. Latem dochodzą dźwięki koncertów chopinowskich. Są dobra kawa i jedzenie. Lubię tu pracować, sprawdzać pocztę, czekać, aż ktoś znajomy się zjawi - wylicza zalety lokalu.
Miasto idei
Zarówno do instytutu, jak i do opery, oraz na wszelkie inne spotkania reżyser dojeżdża na rowerze. Nie zraża go niedobór ścieżek rowerowych, zwłaszcza w ukochanym centrum. Jakoś sobie radzi. Ma też swoje ulubione trasy, na przykład na plac Zbawiciela, na którym niegdyś pomieszkiwał. - Jadę wtedy przez Emilii Plater, Poznańską, Nowogrodzką. Mijam maleńkie uliczki, kawiarnie z ogródkami, ludzi idących do pracy, ale i prowadzących normalne życie. Tu czuję wreszcie prawdziwe miasto - opowiada.
Jedyne, czego Warszawie brak, to spójna koncepcja rozwoju. - Wrocław wymyślił się na nowo. Mieszkańcy w to uwierzyli i teraz mają miasto, gdzie rozwija się edukacja i kultura, są też zagraniczne inwestycje - mówi reżyser, który miał okazję pracować w stolicy Dolnego Śląska. Ale to jedyny poważny zarzut w stronę stolicy. - Porównywaliśmy ostatnio Nowy Jork, Kijów, wyspy greckie oraz Moskwę i okazało się, że Warszawa jest najfajniejsza - mówi Zadara. Dlatego tak niechętnie ją opuszcza.