Artykuły

Sukcesy primadonny

Na premierze "Lukrecji Borgii" [Teatr Wielki w Łodzi] kreację JOANNY WOŚ publiczność przyjęła owacją. Tego samego wieczoru artystka podpisała kontrakt z Festiwalem Operowym w St. Moritz.

Michał Lenarciński: Ostatni wielki pani sukces - "Lukrecja Borgia" [na zdjęciu] - znakomite recenzje i kontrakt z Festiwalem Operowym w St. Moritz: tak bywa po każdej premierze, czy też jest to osiągnięcie, które otwiera nowy rozdział w karierze?

Joanna Woś: - Powiedział pan to w dobrą godzinę: oby się tak stało. Przyznam, że pierwszy raz zdarzyło się, abym zawarła kontrakt z tak poważną instytucją, jaką jest ten szwajcarski festiwal.

Jak to się stało, że na premierze w Łodzi pojawił się dyrektor festiwalu i w chwilę później zaproponował pani angaż?

- Mój agent w Szwajcarii poszukiwał odtwórczyni tytułowej partii w tej operze dla potrzeb festiwalowej premiery. Ja wysłałam swoje materiały, ale to szefom festiwalu nie wystarczało; chcieli zobaczyć mnie na scenie. Przyjechali w tym celu na naszą premierę i rzeczywiście, chwilę później podpisałam kontrakt.

To chyba bardzo fajny kontrakt?

- Bardzo bardzo fajny.

Mam wrażenie, że opiewa na wysoką kwotę, ale pewnie i inne są w nim zawarowania.

- Oj są... Przede wszystkim termin przygotowania premiery - dość długi, bo próby będą trwały trzy tygodnie. A później przedstawienia. W sumie w St. Moritz spędzę ponad pięć tygodni: cały czerwiec i dziewięć dni lipca.

Wszystkie przedstawienia będzie śpiewała pani sama czy jest "zmienniczka"?

- Wszystkie będę śpiewać sama. Pierwotnie festiwal miał zamiar do premierowego spektaklu zaprosić jakąś gwiazdę, Mówili o Edycie Gruberowej, Rene Fleming, ale ostatecznie będę sama. Widać sprostałam wyobrażeniom i wymaganiom.

Wspomniała pani o "dobrej godzinie", a mnie się wydaje, że w pani przypadku ta dobra godzina trwa już od dłuższego czasu. Nie słyszałem, żeby śpiewaczki jeździły pociągiem do Nowosybirska śpiewać premierę "Życia z idiotą" Schnitkego...

- ...cha, cha bo i nie ma już "Pociągów przyjaźni"...

... a później z tą sceną - dziś uznawaną za najciekawsze zjawisko w teatrze operowym Rosji - podróżowały po Europie. Jak do tego doszło?

- Rosjanie podpisali z Niemcami umowę o współpracy kulturalnej. I w ramach tej umowy wystawiono "Życie..." Schnitkego, który był związany z Rosją, ale mieszkał w Niemczech.

I to w sposób naturalny uzasadnia udział Polki w tej współpracy...

- A wie pan, że w pewnym sensie tak. Rosja to wręcz kopalnia doskonałych, wielkich głosów, ale niezbyt wiele tam koloratur o bardzo wysokiej skali, a taka jest partia Żony w "Życiu z idiotą". I stąd moja obecność w Nowosybirsku. Reżyserujący spektakl Henryk Baranowski, gdy zorientował się, że brakuje głosu do tej partii, przedstawił tamtejszym dyrektorom moje nagrania, a ci mnie zaprosili.

Jak pracuje się w Nowosybirsku? Tam na ogół się nie jeździ do pracy, wybierając miejsca bardziej przyjazne pod względem klimatu.

- Pracuje się tam od rana do nocy, z przerwą na obiad. Teatr jest olbrzymi - miasto w mieście. Około południa stołowaja wydaje gorący posiłek i wraca się do sal prób albo na scenę. A co do klimatu - pojechałam tam na przełomie lutego i marca, a wtedy już było po mrozach: zaledwie minus dwadzieścia.

Nie miała pani kłopotów z aklimatyzacją?

- A skąd. Tam jest czyste powietrze, wszystkie bakterie wymrożone. Pracowało się znakomicie.

To przedstawienie uhonorowano Złotą Maską jako najlepszy operowy spektakl Rosji, a i innymi nagrodami. Konsekwencją jest obecność spektaklu na wielu scenach operowych w Europie.

- Rzeczywiście, "Życie z idiotą" "zrobiło" się wizytówką rosyjskiego teatru operowego. Występowaliśmy w Deutsche Oper w Berlinie, gdzie dostaliśmy rewelacyjne recenzje i stojące owacje, w Monachium, Magdeburgu, a na tydzień przed premierą "Lukrecji..." - w Rzymie. To było duże przeżycie, bo przyszło nam występować przed bardzo konserwatywną włoską publicznością.

"Il Tempo" pisał: "Bardzo dobra aktorsko i znakomita technicznie Joanna Woś brawurowo pokonała karkołomne trudności partytury". Nie było telefonów z propozycjami z Włoch?

- Z Włoch nie, ale zaproszeni zostaliśmy do Walencji, Paryża i Nowego Jorku.

Tymczasem w Łodzi publiczność narzeka, że rzadko ma okazję panią oglądać...

- I ja też narzekam. Mało gramy. Z wielką przyjemnością śpiewałabym częściej w tak dobrych przedstawieniach jak "Lukrecja..."

A ukochana przez widzów "Traviata"?

- Bardzo proszę. "Traviatę", którą również kocham - zaśpiewałam w tym sezonie jeden raz. Nie jestem jedyna na etacie, do przedstawień jest kolejka.

Pozostaje więc jeździć, jeśli nie po świecie, to po Polsce, by panią usłyszeć.

- Hm... W najbliższy poniedziałek śpiewam w Filharmonii Narodowej pod batutą Antoniego Wita. Cieszę się, bo "przy okazji" nagramy płytę.

Skoro wróciliśmy na łódzką scenę: w czym nowym będziemy mogli panią oglądać?

- Nie wiem, na razie nowych propozycji nie ma, ale chętnie pośpiewałabym w starej wersji "Rigoletta", w "Łucji z Lammermoor", marzy mi się "Lunatyczka" Belliniego, jakaś opera Haendla.

A czy kontakt z operą Schnitkego nie rozbudził w pani chęci na śpiewanie współczesnego repertuaru?

- Nie boję się go i gdyby taka propozycja nadeszła, chętnie bym ją przyjęła.

A co z głosem? Można tak go przestawiać?

- Można, na przykład śpiewaniem partii nie na swój głos. Ja nie porywam się na ciężkie partie, przygotowuję się do nich stopniowo, co wcale nie znaczy, że kiedykolwiek będę mogła śpiewać opery Wagnera.

Czym można zrobić głosowi krzywdę, rozchwiać go?

- Śpiewaniem partii nie na swój głos. Ja na przykład nie porywam się na ciężkie partie, ale przystępuję do nich stopniowo.

Kiedy śpiewa się Violettę w "Traviacie" czy Lukrecję, to już nie da się wrócić do karkołomnej Królowej Nocy z "Czarodziejskiego fletu"?

- Można, ale trzeba mieć czas, by przestawić głos. Bo głos jest jak metal: jeśli powoli i systematycznie go "rozciągamy", to się poddaje, gdy zrobić to gwałtownie - pęka.

Czym są dla pani struny głosowe?

- To dwie sztabki złota, o które muszę dbać, bo z nich żyję.

Jaką miała pani najdłuższą przerwę w śpiewaniu?

- Dzięki pewnemu agentowi, który po raz drugi odwołał tournée - cztery miesiące.

Głos wówczas "leży odłogiem"?

- Absolutnie nie. Nawet kiedy nie mam nic do śpiewania, coś wyszukuję i pracuję.

Codziennie?

- Tak. Przynajmniej przez godzinę.

Debiutowała pani wielką partią Łucji z Lammermoor, później przyszły kolejne wielkie role. Wyobraża sobie pani wystąpić w epizodzie? Zaśpiewać: "Kolację podano"? Miałaby pani w sobie tyle pokory, skromności?

- Jeśli ten epizod byłby dobrze wymyślony, uzasadniony, to dlaczego nie?

Jest pani pokorną osobą?

- Myślę, że aż za bardzo.

Ale jest pani postrzegana inaczej.

- Chyba tylko przez tych, którzy nie chcą mnie poznać.

Było dla pani nieprzyjemną nauczką, gdy za pierwszym razem nie dostała się pani do łódzkiej Akademii Muzycznej?

- Na egzamin przyszłam właściwie z ulicy i zaśpiewałam, jak umiałam. Może nie podeszłam do sprawy tak poważnie, jak powinnam. Z drugiej strony pewnie nie było aż tak źle, skoro po egzaminie podszedł do mnie dyrygent z łódzkiego Teatru Wielkiego i zapytał, czy nie chciałabym śpiewać w chórze. I śpiewałam przez rok. I jeszcze bardziej ta praca zaczęła mi się podobać. Przy drugim podejściu do egzaminów już mi się powiodło.

Pani największe marzenia pozazawodowe?

- Mieć jeden duży dom, w którym mieszkaliby moi najbliżsi, wszyscy razem. I żebym nie musiała jeździć z walizkami z miejsca na miejsce, żeby moja córka władała przynajmniej pięcioma językami. I żebyśmy wszyscy byli zdrowi, bo to jest najważniejsze.

Wyobraża sobie pani, że nadejdzie dzień, kiedy będzie trzeba pożegnać się ze sceną, z publicznością?

- Chyba będę umiała się z tym pogodzić. Odpowiem słowami Birgit Nilsson - wybitnej wagnerowskiej śpiewaczki, która pytana o to samo powiedziała: wolę odejść, gdy wszyscy pytają mnie dlaczego, niż kiedy będą mówić - nareszcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji