Ballada o nieszczęsnym królu
- Spodziewałem się tego pytania - dlaczego właśnie "Król Lir" pojawia się na naszej scenie. Wiadomo - sztuka niezwykle skomplikowana, legendarne kreacje aktorskie, słowem - ambicje nie na miarę teatru prowincjonalnego - mówi Jan Klemens, dyrektor Teatru Zagłębia. - Ale ja przymierzałem się od dawna do Lira. Chciałem tę sztukę pokazać w związku ze zbliżającym się końcem mojej drogi aktorskiej, reżyserskiej i dyrektora sceny, która za dwa lata będzie obchodziła setną rocznicę swojego istnienia. Do roli tytułowej zaprosiłem Bernarda Krawczyka z Teatru Śląskiego nie tylko dlatego, że jest on moim kolegą ze studiów aktorskich, przyjacielem - występującym przez długi okres w naszym teatrze, ale dlatego, że on podobnie jak ja przez wiele lat myślał o Lirze. Konkretnie o roli Lira. Zderzyły się więc nasze pragnienia.
Reżyser spektaklu sosnowieckiego - jak wynikało z rozmowy - nie zamierzał Lira prezentować na wysokich koturnach przypisanych inscenizacjom tej wspaniałej szekspirowskiej tragedii. Chciał po prostu opowiedzieć jej fabułę tak, jak niegdyś w zaraniu dziejów funkcjonowały sagi rycerskie. Okazało się jednak, że pomysł był ryzykowny, wprowadzający w błąd tytułem oryginału, skazany na spłycenie problemów i rysunku postaci. Lir jest wprawdzie historią o królu despocie, który popełnił fatalny błąd zrzekając się władzy i majątku na rzecz swoich córek w mniemaniu, że na emeryturze zazna u nich słodyczy beztroskiego bytowania. Ale jest także sztuką o postawach moralnych i manipulacjach politycznych w brutalnej walce o władzę i kryzysie prowadzącym do wojny domowej.
Scenografia Alicji Kuryło o interesującej fakturze utrzymana w gamie ciepłych brązów z delikatnym refleksem błękitu, wraz z barwnością kostiumów, tworzy atmosferę baśni odbierającej tragedii jej grozę i wieloznaczność. Bernard Krawczyk - Król Lir w pierwszej części spektaklu przykuwa uwagę dynamiczną grą. Akcentuje pychę i okrucieństwo absolutnego władcy i bezkrytycyzm wobec własnej osoby i najbliższego otoczenia. W dalszych sekwencjach napięcie spada. Degradacji króla w jego samotności, hańbie i szaleństwie brak przekonującej siły wyrazu cechującej zazwyczaj grę artysty. Mówiąc słowem Szekspira, Lir w swoim upadku jest "pokrzywdzony więcej niż Krzywdziciel".
Aktorzy nie bardzo się utrudzili głębszą charakterystyką dworskich osób. Każda z tych ról mogła błysnąć popisem gry nawet w epizodach. Szlachetność i wierność dla króla hrabiego Kentu (Adam Kopciuszewski), hr Gloucestera (Włodzimierz Figura), Edmunda (Zbigniew Leraczyk), Błazna (Wojciech Leśniak) oddziela gruba kreska od podłości bastarda Edmunda (Dariusz Niebudek) i książąt przedstawionych przez Andrzeja Śleziaka, Marka Łyczkowskiego i Marka Wilka. Złe córki królewskie piękna i obłudna Generyla (Małgorzata Stachowiak), okrutna Regana (Iwona Fornalczyk) i najlepsza z nich Kornelia (Sabina Głuch) nie powinny hamować temperamentu przy dosadnym prezentowaniu swoich sylwetek. Większa werwa i wyraźniejsze zaangażowanie wykonawców mogą w dalszych spektaklach pomóc tej balladzie (czy jak kto woli baśni), która wśród snujących się po scenie wojennych dymów, burzliwej pogody i rycerskich fanfar skomponowanych przez Bogumiła Pasternaka, opowiada dzieje nieszczęsnego króla i jego świty.