Artykuły

Nie jestem gwiazdą!

Żegnająca Szczecin Katarzyna Bujakiewicz o swoich rolach teatralnych i karierze filmowej.

W MINIONY weekend [3 kwietnia] w szczecińskim Teatrze Współczesnym odbyły się pożegnalne przedstawienia sztuki "Popcorn". Były to też ostatnie występy Katarzyny Bujakiewicz na scenie przy Wałach Chrobrego. Oto co aktorka powiedziała przy tej okazji "Kurierowi Szczecińskiemu":

- Trudno w kilku słowach opowiedzieć, jak ważne były w moim życiu lata spędzone w Szczecinie i w Teatrze Współczesnym. Kiedy tu trafiłam o aktorstwie nie wiedziałam właściwie nic.

Przypominam sobie moją pierwszą rolę... To była Julia w "Romeo i Julii". Gdybym dziś mogła ten spektakl obejrzeć, to pewnie bym nie chciała... Wstydziłabym się! Ogromnie dużo zawdzięczam Ani Augustynowicz. To ona zrobiła ze mnie aktorkę, ukształtowała mnie. Pomagał mi zresztą cały zespół. I nie chodzi tylko o sprawy zawodowe. Na koleżanki i kolegów zawsze mogłam liczyć także prywatnie.

Kiedy dostałam propozycję pracy w Warszawie, grania w serialu "Na dobre i na złe", wcale nie byłam przekonana, że powinnam ją przyjąć. Zdecydowałam się właśnie w wyniku namowy kolegów ze Współczesnego, którzy mówili: , Jedź! Nie zastanawiaj się! To jest dla Ciebie szansa". Z kolei do przejścia do Teatru Polskiego w Poznaniu namówiła mnie właśnie Ania Augustynowicz.

Nie, nie interesuje mnie tylko kariera telewizyjna i filmowa. Czuję potrzebę grania w teatrze. Teatr jest dla mnie bazą, punktem wyjścia i powrotu, prawdziwą realizacją w zawodzie. Zawsze, kiedy spotykałam ludzi, którzy pokpiwali z mojego serialowego aktorstwa, mówiłam: - To jedź do Szczecina i obejrzyj mnie na przykład w "Popcornie"...

Popularność? Gazetowa sława, udzielanie wywiadów, pojawianie się w rubrykach plotkarskich...? To wszystko jest wliczone w koszt zawodu. Nie ma znaczenia czy ja to lubię, czy nie. Jest to nierozłącznie związane z graniem w popularnym serialu czy w filmach. Bawi mnie jednak określenie "gwiazda". Zawsze mówię ludziom: jaka ze mnie gwiazda? Wystarczy, że pojedziecie parę kilometrów za polską granicę, na przykład do Schwedt. Czy tam ktoś słyszał o jakiejś Bujakiewicz? Nikt! I takie jest to nasze gwiazdorstwo...

Czy zagrałabym znowu we Współczesnym, gdyby mnie poproszono? Oczywiście, jeśli tylko będę miała czas... A z tym nie jest u mnie najlepiej!

Berenika Lemańczyk

NA szczecińskich deskach teatralnych zadebiutowała Katarzyna Bujakiewicz w roku 1995 tytułową rolą w "Śpiącej królewnie". Ale jej prawdziwym debiutem (bo wcześniej, w czasie studiów, pojawiała się na scenach poznańskich) była rola w "Romeo i Julii" Szekspira. Dobrze pamiętam tamtą Julię - niestety, nie była to udana rola. Młodziutka aktorka, świeżo po studiach w krakowskiej PWST, rzucona na głęboką wodę arcytragedii, czyniła gwałtowne wysiłki, żeby nie utonąć. Ale ratowały ją tylko młodzieńcza spontaniczność i wrażliwość.

Później nie próbowano już we Współczesnym powierzać Kasi Bujakiewicz tak ważnych, dramatycznych ról. Wykorzystywano natomiast to, co w predyspozycjach aktorskich młodej aktorki ujawniało się coraz widoczniej: jej apetyczną kobiecość, do której sama (co się chwali) potrafiła znaleźć na scenie delikatny, ironiczny dystans, oraz zmysł obserwacji i naturalność w kreacjach współczesnych, tzw. zwyczajnych dziewcząt.

Taką właśnie Bujakiewicz "kupili" szybko reżyserzy filmowi, tak więc zaczęła ona raz po raz odnajdywać się poza sceną, a na planie filmów fabularnych i telewizyjnych seriali. Z czasem też tę formę uprawiania zawodu wybrała jako swą specjalność.

Wcześniej jednak zdążyła zaistnieć na scenie TW. Była Ewą - taką, którą znamy, bo wiele ich wokół nas - z "Młodej śmierci", cukiereczkiem Dulcy w "Sekskomedii nocy letniej", młodą damą Lily w "Miłości na Krymie". A zwłaszcza Scout w "Popcornie".

To naprawdę świetna rola. Jest w niej dziewczyną "z przeciwka", pospolitą i głupiutką, atrakcyjnie seksowną, choć gubiącą erotyzm w dziecinnym zachowaniu podlotka, ale przy tym brutalną i bezwzględną. Scout to produkt naszych czasów - dziecko kultury masowej i kultury śmierci zarazem. Rola zrobiona z mnóstwa podpatrzonych szczegółów, z którymi Kasia Bujakiewicz radzi sobie znakomicie, lecz i podszyta czymś więcej; zagrana bez szarży, na dystansie, a bardzo wyraziście.

Na pewno szkoda, że nie zobaczymy już Bujakiewicz na scenie Współczesnego. Dla widzów była ona niewątpliwym magnesem (cóż dorówna dziś u nas popularności telewizyjnej!). Ale jeśli aktorka i teatr znaleźli wzajem zrozumienie (a w tym przypadku - jest tak od początku), to dla obu stron rozstanie było czymś naturalnym i zdrowym. Wypada więc wierzyć, że oglądając kiedyś Kasię w efektownych rolach na dużym czy małym ekranie, powiemy: a zaczynała tu, w Szczecinie! I będzie nam z tym miło.

ADL

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji