"Sonata Belzebuba"
Czym jest "Sonata Belzebuba" Edwarda Bogusławskiego? Operą? Dramatem? Musicalem (w szerokim tego słowa znaczeniu)? Autor nazwał swoją kompozycję (libretto i muzyka) widowiskiem muzycznym. To określenie bardzo szerokie - i raczej mało obowiązujące. I słusznie, trudno bowiem byłoby przetłumaczyć dramaturgię Ignacego Witkiewicza na jeden z "klasycznych" języków teatru muzycznego. Zgadzamy się więc z autorem, że jest to "widowisko".
Przyznam się, że na podstawie jednego tylko jego obejrzenia i usłyszenia - trudno mi wydać jakiś wiążący sąd. Niewątpliwie tekst Witkacego sam w sobie jest fascynujący. Zawiera wspaniałe spięcia, kolosalną siłę oddziaływania - ekspresję wyolbrzymioną do granic makabreski. Kopalnia więc jest obfitująca w cenny i jakżeż zdatny i wdzięczny do obróbki surowiec. Z surowca tego pełnymi garściami czerpał w pierwszym rzędzie reżyser spektaklu Bogdan Hussakowski. Wszystkie rozwiązania tak poszczególnych sytuacji, jak i charakterów postaci - były przekonywające, zdecydowane i konsekwentne. Kapitalne pomysły i logiczne rozwiązania sytuacji pozornie nie do rozwiązania. Do najlepszych momentów zaliczyłbym ten, w którym niedoszły pianista tworzy ową "sonatę".
"Sonata Belzebuba" to w pierwszym rzędzie niewątpliwy sukces aktorstwa. Wymienię tu choćby Erwina Nowiaszaka, wspaniałego głosowo i aktorsko Macieja Witkiewicza, doskonałą postaciowo i głosowo Jadwigę Gadulankę - a dalej Annę Witkowską, Urszulę Walczak i Antoniego Boguckiego. To ta grupa, której zawdzięczamy sukces całości. Również należą się słowa uznania za scenografię Janie Polewce.
Edward Bogusławski napisał libretto i skomponował muzykę. Czy muzyka ta jest funkcjonalna? Czy rozwija się na tej samej linii dramatu - co tekst słowny? Czy jest ona ilustracją uzupełnieniem, kontrapunktem czy tłem do tego wszystkiego, co dzieje się na scenie? Przypuszczam, że spełnia wiele funkcji. Ograniczona liczba instrumentów - z konieczności ograniczyła paletę wyrazową. W tych ciasnych ramach musiał się kompozytor zmieścić! Uczynił to według swojej najlepszej woli. Każdy eksperyment powinien się liczyć i być doceniony. Już sam fakt podjęcia takiego doświadczenia wskazuje, że Bogusławski jest jednym z tych twórców, którzy do czegoś w sztuce dążą.
Całość muzycznie prowadził Robert Satanowski; z pełnym zrozumieniem idei zawartej w partyturze. A to jest chyba dla
kompozytora najcenniejsze.