Artykuły

Człowiek czy ryba?

O trzeciej nad ranem agentka ochrony na lotnisku w Tel Awiwie pyta, czym się zajmujesz. Odpowiadasz zbywająco, że pracujesz w teatrze. Wtedy pada konkretne pytanie: jesteś aktorem? Nie. Reżyserem? Nie. Więc kim? Odpowiadasz zgodnie z prawdą, bo żarty się skończyły: dramaturgiem. Wtedy agentka mówi: nie słyszałam nigdy o czymś takim. Myślisz sobie: nawet Mossad o nas nie wie! - pisze Piotr Gruszczyński w Dialogu.

Kiedy studiowałem teatrologię, zapytał mnie ktoś, co studiuję. Odpowiedziałem i po długim westchnieniu oznaczającym zachwyt graniczący z zazdrością, usłyszałem: "tak, teatr to naprawdę coś wspaniałego". Fatum niewiadomej profesji ujawniło się w pełni, kiedy zostałem dramaturgiem. A ściślej, najpierw w TR Warszawa - kierownikiem dramaturgicznym. Po kilku latach przywykłem do zdumionych spojrzeń, do permanentnego mylenia dramaturga z dramatopisarzem. Myślałem najpierw, że jest to polska specjalność (mam na myśli nieświadomość rzeczy), ale okazało się, że to problem międzynarodowy! Dwa lata temu pojechałem do Frankfurtu, gdzie odbywała się wielka sesja dramaturgiczna z udziałem około dwustu dramaturgów z całej Europy, z miażdżącą przewagą zachodniej. Zorganizował ją papież dramaturgów i teatru postdramatycznego (czyli teatru czasów reżyserów i dramaturgów), Hans-Thies Lehmann. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu ogromna część spotkania poświęcona była ustalaniu, kim tak naprawdę jest dramaturg, co robi, za co odpowiada.

Carl Hagemeier, wsławiony współpracą dramaturgiczną z Frankiem Castorfem w najlepszych czasach tego reżysera, narysował na tablicy jakiś kształt i odpytał zgromadzonych, co to jest. Trumna, dom, koperta - kreatywność towarzystwa w obliczu takiego autorytetu była niebywała, każdy miał nadzieję udzielić tej jedynej, trafnej odpowiedzi. Finał konkursu na inteligencję spostrzegawczą okazał się łatwy do przewidzenia. Wszystkie odpowiedzi były poprawne. A morał taki: reżyser jest tym, który rysuje kształty, dramaturg decyduje, czym one są. Definicja zajęcia może uproszczona i staroświecka już dziś, ale jakże trafna.

Świetnie nadaje się na szybką odpowiedź w sytuacjach ekstremalnych. Na przykład kiedy o trzeciej w nocy nad ranem agentka ochrony na lotnisku w Tel Awiwie pyta, czym się zajmujesz. Odpowiadasz zbywająco, że pracujesz w teatrze. Wtedy pada konkretne pytanie: jesteś aktorem? Nie. Reżyserem? Nie. Więc kim? Odpowiadasz zgodnie z prawdą, bo żarty się skończyły: dramaturgiem. Wtedy agentka mówi: nie słyszałam nigdy o czymś takim. Myślisz sobie: nawet Mossad o nas nie wie! I słyszysz dalej: a co dokładnie robisz? Odpowiadasz niechętnie: chyba nie liczysz na to, że o tej porze będę tłumaczył ci, na czym polega moje zajęcie. I spokojna odpowiedź agentki ochrony, twojej policjantki Fargo: a dlaczego nie? Tłumaczysz więc spokojnie, co robisz, oczekując świtu. Ale może być jeszcze bardziej ekstremalnie. Leżysz na stole operacyjnym z elektrodami wprowadzonymi do serca, zupełnie przytomny, bo zabieg nie pozwala na uśpienie, a lekarze, żeby odwrócić uwagę od sprawy, pytają: czym się pan zajmuje? I odpowiadasz wymijająco: pracuję w teatrze, mając na uwadze swoje życie i nieutrudnianie pracy lekarzom. Dalszy ciąg rozmowy? Patrz rozmowa z izraelską agentką ochrony.

Może więc potrzebujemy jakiegoś zakorzenienia w tradycji? Odnalezienia patrona? Możnego i uwierzytelniającego? Oczywiście, każdy dramaturg odruchowo myśli o Shakespearze. Ale tu każda próba przypisania się musi być naciągana. Wielu znajdziemy tam reżyserów. Ci mogą nawet wziąć za patrona Hamleta, który pouczał trupę tragiczną wizytującą Elsynor. Czy w Hamlecie jest jeszcze jakaś postać do wzięcia? Miło byłoby przypisać się do Horacego. Ten spokojny towarzysz, mówiący łagodne i smutne "Pękło szlachetne serce", jest wszak idealnym towarzyszem reżysera. Ba, nawet fakt, że żyje dłużej niż Hamlet, by dać świadectwo jego reżyserii, nie kłóci się z zajęciem dramaturga. Ale już tu powoli odkrywamy, że Horacy to raczej, tak modny dziś, zwykły krytyk towarzyszący, a nie żaden dramaturg. Niestety, z uwagi na nieklarowną tożsamość dramaturga, nie ma wielkiego wyboru.

Pamiętacie Stefana i Trynkula, rozbitków z "Burzy" i ich reakcję na spotkanego na wyspie Kalibana? Na pierwszy rzut oka Trynkulo nie jest w stanie rozpoznać, jakiego rodzaju istotą jest Kaliban. Rozrzut jest szeroki: człowiek czy ryba? Ma trochę z człowieka i trochę z ryby. Początkowo więcej ryby, potem jednak więcej z człowieka. Dramaturg jest w podobnym położeniu, co Kaliban. Bacznie obserwowany i trudny do rozpoznania. Na ogół zresztą, nawet jeśli na pierwszy rzut oka zdaje się raczej rybą, to w końcu zostaje dostrzeżone jego człowieczeństwo. Należy jednak w tym momencie postawić proste pytanie: czy wobec kłopotów z określeniem "dramaturg", zawieszeniem między teatrem i sklepem rybnym, cała ta emancypacja na wzór niemiecki była w ogóle potrzebna? Czy nie wystarczyłby nadal dawny, poczciwy kierownik literacki?

No nie, to wiadomo. Przecież dramaturg ma o wiele większy zakres kompetencji i działań. Oczywiście, wielu kierowników literackich było dramaturgami avant la lettre, ale jednak tradycyjnie rola tych osób sprowadzała się do redagowania programów i działań związanych z tłumaczeniami, zdobywaniem praw do tekstów i tak dalej. W najprostszym sensie kierownik literacki był asystentem literackim dyrektora artystycznego teatru. Dramaturg rozumiany na wzór niemiecki może, rzecz jasna, dużo więcej. Zwłaszcza w teatrze postdramatycznym, w którym gotowy tekst literacki coraz częściej zastępuje tekst tworzony na scenie, przepisywany, kompilowany.

W teatrze niemieckim dramaturgów bywa wielu, o wyspecjalizowanych kompetencjach. Są dramaturdzy zajmujący się programowaniem całego teatru i tacy, którzy poświęcają się działaniom związanym z edukacją teatralną, odpowiedzialni za wydawnictwa i wreszcie oddelegowani do pracy przy poszczególnych spektaklach, z reżyserami. W Polsce, zdaje się, ten ostatni sposób bycia dramaturgiem jest najpowszechniejszy i najbardziej pożądany. Powstają nawet stałe duety, w których reżyser z dumą obnosi się ze swoim dramaturgiem i odwrotnie. Ba, dziś porządny teatr i porządny reżyser nie mogą już funkcjonować bez dramaturga. Mamy dwa wydziały kształcące wykwalifikowanych specjalistów w tej dziedzinie - specjalność dramaturgiczną na reżyserii w krakowskiej PWST i dramatologię na Uniwersytecie Jagiellońskim (komputerowy korektor podkreśla to ostatnie słowo na czerwono jako nieznane). A więc sytuacja powoli nabrzmiewając, normalizuje się. Zaczęło się niewinnie, kiedy Małgorzata Dziewulska, przystając do Teatru Narodowego za dyrekcji Jerzego Grzegorzewskiego, nazwała siebie dramaturgiem. Z całą pewnością więc historia tego zajęcia jest w Polsce tyleż krótka, ile burzliwa. Dramaturgów jest coraz więcej, wkroczyli nawet do opery (w tym świecie zdecydowanie ryba, nie człowiek!), która za sprawą pojawienia się w niej reżyserów teatralnych traci swoje konserwatywne oblicze, prowokując jednocześnie bardzo ostrą dyskusj ę na temat granic i wzajemnych zależności pomiędzy świętą krainą muzyki i obrazoburczą, agresywną krainą teatru. Ale powoli oświecona opera szuka w teatrze nie tylko ilustracji dla muzyki, ale także sensów, a do tej pracy, jak wiadomo, dramaturg może być przydatny.

Rozmnożenie dramaturgów i ich poczynań każe też zastanowić się nad tym, jakie tak naprawdę kwalifikacje powinien mieć dramaturg. Czy powinien być absolwentem wyspecjalizowanego wydziału wyższej uczelni? Czy byłym krytykiem teatralnym? Czy przysposobionym humanistą? Możliwości jest wiele i przykładów też. Nie ma jednej drogi do tego zajęcia. Wydaje mi się, że dramaturg niekoniecznie musi znać się na teatrze. Ciekawy efekt może dać zaproszenie do współpracy dramaturgicznej specjalisty w jakiejś dziedzinie myśli. Tak było w wypadku Sławomira Sierakowskiego, który przełamał monopol teatralnych wyjadaczy i pojawił się u boku Jana Klaty podczas realizacj "Szewców u bram" jako współautor adaptacji i dramaturg właśnie. Teraz środowisko "Krytyki Politycznej" jest coraz mocniejszym zapleczem dramaturgicznym teatru, choć łaźnia, jaką krytyka zgotowała Sierakowskiemu, powinna skutecznie zniechęcić do pracy w teatrze każdego, kto dramaturgiem być nie musi.

Mamy więc do czynienia z zajęciem dosyć subtelnym, o niejasnych granicach, nieklarownych kompetencjach. Co więcej jest to zajęcie często lekceważone. Od programów i afiszów poczynając, na recenzjach kończąc. To się pewnie zmieni, ale nieprędko, taki jest los zajęć niespecjalistycznych, nieeksperckich. Przecież myśleć i pisać umie każdy, więc każdy może być dramaturgiem. W dodatku tyle lat teatr i świat funkcjonowały bez nich! Więc gdyby nagle zniknęli, nic by się nie stało. Wyobraźmy sobie strajk dramaturgów, paraliżujący życie kraju! A tymczasem może jednak warto zastanowić się, czy pojawienie się dramaturgów nie jest elementem przemiany, jaka zaszła w polskim teatrze, który zdecydowanie coraz rzadziej jest teatrem, gdzie się występuje, a staje się teatrem, gdzie się dyskutuje? Przede wszystkim z widownią. Może to właśnie toczący się w trakcie powstawania spektaklu dialog reżysera z dramaturgiem staje się podstawą dyskursywnej formy teatralnej? Czy ten dialog otwartych głów nie przenosi się na dialogiczną otwartość przedstawień? Jestem pewien, że tak, a skoro tak, to znaczy, że niezależnie od tego, czy człowiek, czy ryba, dramaturg jest potrzebny. Właśnie po to, by teatr był miejscem myślenia i dyskusji, a nie narzucania innym swoich zbędnych poglądów.

Autor jest krytykiem i felietonistą, dramaturgiem Nowego Teatru w Warszawie, współautorem scenariusza najnowszej inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego "(A)pollonia". Jako dramaturg współpracuje też z Mariuszem Trelińskim przy realizacjach operowych, ostatnio przy "Orfeuszu i Eurydyce" Christopha Willibalda Glucka w Teatrze Wielkim w Warszawie. Publikowany tekst był przedstawiony podczas międzynarodowej konferencji zorganizowanej przez Instytut Teatralny w ramach Forum Dramaturgicznego w dniach 24-25 stycznia 2009.

Na zdjęciu: Reżyser Krzysztof Warlikowski i dramaturg Piotr Gruszczyński w czasie pokazu medialnego spektaklu "(A)pollonia", Warszawa, maj 2009 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji