Artykuły

Pozory głębi

W Nowym koegzystuje ze sobą solidny, aktorski, odziedziczony w spadku po Eugeniuszu Korinie, teatr mieszczański z teatrem formy Janusza Wiśniewskiego. Ale jak się okazuje, ów eklektyczny i niewyszukany literacko repertuar, toruje sobie drogę na tę scenę także z wyboru Wiśniewskiego. Do takiego wniosku skłania najnowsza premiera – Namiętność Petera Nicholsa w reżyserii Krystyny Jandy.

Niby trójkąt...

Spektakl ten ma coś i z tej mieszczańskiej sceny i coś z teatru formy. Opowiada banalną w gruncie rzeczy historię trójkąta małżeńskiego z wyższych sfer, lecz ubiera ją w muzykę pasyjną Bacha i Mozarta i w wielkie malarstwo pasyjne. Przede wszystkim jednak powiększa ją i rozbudowuje. Zamiast typowo kameralnego psychologicznego studium mamy szeroko rozbudowany inscenizacyjnie spektakl, pełen filozoficznych odniesień współczesny moralitet. Przypowieść o tym, jak namiętność dojrzałego mężczyzny do młodej kobiety może zrujnować rodzinę. Mając w pamięci świetne telewizyjne przedstawienie Krystyny Jandy Porozmawiajmy o życiu i śmierci Krzysztofa Bizi, i w którym reżyserka wprowadziła sceny pasyjne do bardzo zwyczajnej komedii rodzinnej, nadając jej przez to metafizyczny wymiar, nietrudno się domyślić, co ją tak zafascynowało w sztuce Petera Nicholsa. Właśnie ów mariaż banalnej historii małżeńskiej z całą tą jej metafizyczną otoczką. Ale w sztuce Krzysztofa Bizi sprawdziło się tak znakomicie, a w Poznaniu nie wszystka. Albo może inaczej nieco rzecz ujmując – spowodowało to duże komplikacje w planie aktorskim.

Przedstawienie Krystyny Jandy rozgrywa się na monumentalnej, trzykondygnacyjnej konstrukcji luksusowego domu. Jest on metalicznie chłodny, nowoczesny i we wnętrzu swym pusty. A to nie pozwala aktorom na budowanie bliższych związków między postaciami, utrudnia dialog, ale też i nadaje większą wagę padającym ze sceny słowom.

Zmultiplikowane postaci

Największą jednak trudność sprawią tak widzom, jak i aktorom, zmultiplikowanie dwóch czołowych w tej sztuce postaci. Mamy tu więc panią domu i jej męża w dwóch osobach. Gdy ów zdradzający żonę mąż Mariusz Sabiniewicz i Mirosław Kropielnicki dzieli się na dwie postacie, na siebie i owe swoje alter ego, i staje się swoim powiernikiem prowadzącym ze sobą dialog sprawdza się to znakomicie. O ile sam sposób, w jaki porozumiewają się oni ze sobą bywa doprawdy bardzo zabawny, o tyle rozbicie postaci zdradzanej żony na dwie osoby wyraźnie nie sprawdza się w sensie aktorskim. I obie panie: Antonina Choroszy i Daniela Popławska wydają się jakby połowiczne i bezbarwne. Na ich tle jedyną naprawdę żywą i interesującą postacią jest tutaj ta niezmultiplikowana Kate – Agnieszka Krukówna, którą słucha się, a przede wszystkim ogląda, z prawdziwą przyjemnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji