Artykuły

Lekcja anatomii wieszcza

279. Krakowski Salon Poezji w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Trzecią Pieśń "Beniowskiego" Juliusza Słowackiego czytał Aleksander Fabisiak. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Wieszcz, ten i taki, którego z lekcji polskiego znamy, z tradycji narodowej, z przyzwyczajeń, z rutyny przez wieki ćwiczonej, wieszcz wzorcowy - czyż nie jest jak profesor starej daty? Sama powaga, wręcz wyłącznie spiżowa. Głaz oblicza, wzrok miażdżący, dzwon tonu. Właśnie - ton! Wieszcz rytualny to profesor odświętnego języka, wysokiego tonu, melodii strzelistej na wieki wieków. I cienia szansy na śmichy-chichy z profesorskości - i swojej, i w ogóle!... No dobrze, lecz co począć, gdy wieszcz tak przez tradycję ulepiony - właśnie śmichami-chichami żongluje? A zwłaszcza jak żonglerkę jego wyrecytować, gdy się jest - profesorem czcigodnym?

W niedzielę przed 12.00 było to niezłe pytanie. Aleksander Fabisiak, profesor aktorstwa, miał czytać Trzecią Pieśń "Beniowskiego" Juliusza Słowackiego - portret miazgi, w którą wieszcz piórem obrócił monument romantycznego wieszczenia. Rzecz jasna, nie ma co przesadzać z profesorstwem Fabisiaka. O "głazie oblicza", "wzroku miażdżącym" oraz "dzwonie tonu" - gadać szkoda. Lecz z drugiej strony - ma jednak Fabisiak w sobie jakieś wrodzone włókno scenicznego dostojeństwa, jakąś elegancję nie do usunięcia, pewną, przyjemną bardzo, powłóczystość obycia, szlachetność gestu, mimiki i brzmienia. Jego powaga jest, rzekłbym, dyskretnie rasowa.

Co zatem - siebie przed 12.00 pytałem - uczyni Fabisiak z genialnymi śmichami-chichami Słowackiego? Przecież "Beniowski" to lekcja wyczerpania języka romantycznego, lekcja anatomii - jak każda tego typu lekcja poglądowa w prosektoriach - na trupie romantycznej intonacji przeprowadzona, lekcja ostatecznego wyczerpania wszelkich bombastycznych, "profesorskich" cudowności narzecza Mickiewicza, Krasińskiego i samego Słowackiego. Zwłaszcza w Pieśni Trzeciej. Co z tym Słowackiego bolesnym brakiem litości wobec samego Słowackiego zrobi Fabisiak przez godzinę czytania? Gorzkie auto-śmichy-chichy wieszcza na koturn swego profesorskiego mistrzostwa recytatorskiego wstawi i barytonem uwzniośli, czy nie wstawi i nie uwzniośli?

Jak się okazało - zbędne to były dylematy. Klasyczne zagwozdki lenia, co sobie o Fabisiaku (całkiem jak dzieci o Słowackim) opinię wyrobił, tępym uchem łowiąc banał obiegowych truizmów. Prędko, bardzo prędko okazało się, że z Fabisiaka żaden rytualny profesor! Wyszło, że z niego profesor tego rodzaju, że głównie - aktor. Na ostatnim Salonie Poezji było więc z nim, z jego czytaniem "Beniowskiego", całkiem tak, jak z muzyką. Wszystkim się zdawało, że puzonista Marek Michalak i pianista Wojtek Groborz Chopina w przerwach zanucą dla wzmożenia strzelistości. A oni - co? Jazz! Szpilami jazzowych ballad balon oczekiwań delikatnie przekłuwali. Profesorska powłoka, co ją sobie na okoliczność Fabisiaka głupio we łbie nadmuchałem, oklapła w pierwszej oktawie. Nie mogło być inaczej. Nawet jeśli przyjąć, że z tą jego wrodzoną uniwersytecką powagą jednak jest coś na rzeczy - nie mogło być inaczej, bo Fabisiak to aktor z "wymierającego" gatunku tych, którzy wiedzą: autor reżyseruje mnie, nie ja autora. Profesorskość musiała więc oklapnąć już w pierwszej oktawie, gdyż już wtedy Słowacki każe oklapnąć wieszczowi wyczerpanemu z górą 150 lat temu, a którego my wciąż nadmuchujemy w naszych marnych wyobrażeniach plemiennych.

**

Trzecią Pieśń "Beniowskiego" Juliusza Słowackiego czytał Aleksander Fabisiak. Grali: Marek Michalak na puzonie, Wojtek Groborz na fortepianie. Gospodyni Salonu: Anna Burzyńska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji