Artykuły

Kolacja na dwa języki

Do tej kolacji, tak naprawdę, nigdy nie doszło. Jan Sebastian Bach zazdrościł ponoć słynnemu rodakowi jego europejskiej pozycji i rozgłosu, a Fryderyk Haendel nazbyt podziwiał talent twego genialnego, choć mniej znanego konkurenta, aby nie czuć się zaniepokojonym. Wprawdzie Bach próbował parokrotnie nawiązać z Haendlem kontakt osobisty, ale ten uniknął w końcu niewygodnego dla siebie spotkania.

Obaj wielcy kompozytorzy baraku stanęli oko w oko dopiero współcześnie, przy okazji obchodów trzechsetlecia ich urodzin (byli rówieśnikami).

Zmusił ich do tego spotkania zachodnioniemiecki pisarz i publicysta Paul Barz, autor cenionej monografii "Schutz-Bach- Heendel", która ukazała się drukiem przed dwoma laty. Biegła znajomość biografii kompozytorów i realiów ich epoki skusiła też Barza (również autora słuchowisk radiowych) do scenicznego debiutu literackiego. W sztuce "Mogliche Begegnung" wykreował on "możliwe spotkanie" Bacha z Haendlem w lipskim hotelu, w ich 62 roku życia. Powstał w ten sposób błyskotliwy dialog teatralny, zręczny, pojedynek słowny i intelektualny obu kompozytorów.

Muzyczna z pozoru tematyka, a także ubiegłoroczne obchody Bachowskie i Haendlowskie spowodowały, że światowa prapremiera sztuki Barza odbyła się w zachodnioberlińskiej Deutsche Oper. Stamtąd jednak bardzo szybko trafiła ona na sceny dramatyczne i grana jest już dzisiaj w kilku niemieckich teatrach. Warszawska realizacja w Teatrze Współczesnym jest podobno pierwszą inscenizacją poza niemieckim obszarem językowym.

Tłumacz Jacek St. Buras przydał polskiemu przekładowi tekstu Barza lżejszy i zgrabniejszy tytuł od autorskiego. Nazwał sztukę "Kolacją na cztery ręce". Te ręce sporo też mają do roboty w przedstawieniu, nie tylko zresztą w sensie muzycznym. Akcja w istocie toczy się przy kolacji, przy której praca rąk obu aktorów ma niebagatelne znaczenie dla pełnej charakterystyki kompozytorów: i tych wykwintnych, dworskich rak Haendla, i prostych, kantorskich rąk Bacha. Równie ważne stają się ich maniery, pozy, gesty, spojrzenia, że nie wspomnę już o sposobie traktowania barokowego kostiumu.

Ale tak w sztuce Barza, jak w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Macieja Englerta najważniejszy jest jednak dialog obu kompozytorów. To raczej "kolacja na dwa języki", pełna gorzkich, starych jak świat prawd o życiu artysty i o udrękach twórczości w cieniu, władzy. Rozmowa ta skonstruowana została nadzwyczaj zręcznie i swobodnie, pełna jest barw i cieni, krętymi ścieżkami prowadzi Haendla i Bacha od wzajemnego dystansu, fałszu i nieufności aż po zbliżenie na gruncie głęboko skrywanej przez obu prawdy. I chociaż dialog ten nie wnosi nic nowego do tego, co było mówione już ze sceny wielokrotnie (nasuwa m. in. skojarzenia z "Amadeuszem" Petera Shaffera),owocuje przecież na scenie przy Mokotowskiej udaną teatralną zabawą.

Wciągają nas w tę zabawę dwaj znakomici aktorzy: Czesław Wołłejko w roli Haendla i Mariusz Dmochowski w kostiumie Bacha. Tworzą wyborne kreacje, ożywiając na scenie i odbrązowiając nieco przed zwykłym widzem znane nam głównie z rycin portrety dwu wielkich kompozytorów. Obaj aktorzy wzbudzają niekłamany i w pełni zasłużony podziw widowni dla swego kunsztu. W roli towarzysza Haendla, niejakiego Schmidta, sekunduje im Henryk Borowski. Bo też jest to pojedynek aktorski na najwyższym poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji