Artykuły

Jak pisać dramaty

Dramat uważam za najtrudniejszy gatunek literacki, znam kilka dzieł mistrzowskich z tej dziedziny, mniej mnie interesuje, dlaczego trafiają się tu arcydzieła, bardziej natomiast, skąd tyle potworków literackich, które coraz częściej zapełniają sceny - pisze Jerzy Koenig w Foyer.

Gdyby wierzyć gazetom, Polska ma dwa problemy. Jak budować autostrady. Jak pisać dramaty. Do obu zabrały się wyspecjalizowane instytucje, które postawiły sobie za cel wprowadzenie nas w tych dziedzinach do czołówki europejskiej. Na budowie autostrad się nie znam, więc milczę. Dramat uważam za najtrudniejszy gatunek literacki, znam kilka dzieł mistrzowskich z tej dziedziny, mniej mnie interesuje, dlaczego trafiają się tu arcydzieła, bardziej natomiast, skąd tyle potworków literackich, które coraz częściej zapełniają sceny. Może dlatego, że więcej jest teatrów niż dzieł pisarskich i w związku z tym pracownicy sceny przysposabiają do pisania dramatów tylu chętnych i nieutalentowanych wyrobników pióra? Martwił się taką praktyką Meyerhold, pisząc w roku 1907, a więc u progu swej wielkiej kariery naprawiacza współczesnej sceny: "Czytałem gdzieś, że scena tworzy literaturę. To niezupełnie tak. O ile scena w ogóle ma wpływ na literaturę, to tylko w jednym sensie: opóźnia jej rozwój, wydając plejadę literatów piszących pod dominujący kierunek. Nowy teatr wyrasta zawsze z literatury. W łamaniu istniejących form scenicznych główna inicjatywa należała zawsze do literatury. Czechow napisał Mewę przed założeniem Teatru Artystycznego, który ją wystawił. To literatura podpowiada typ teatru". Trzeba talentu Czechowa, żeby napisać ten jego słynny monolog o życiu rodzinnym, który czyta się krótko, bo był długo i z namysłem pisany: "Żona to jest żona". A jak to robił Gogol, który, podróżując 12 lat po Europie, nie rozstawał się na chwilę z osobnym kuferkiem przeznaczonym na rękopisy? Zdradził komuś swój sekret praktyki pisarskiej. "Najpierw trzeba rzucić na papier wszystko tak, jak nam przyjdzie do głowy, co jest kiepskie, wodniste, ale spisane bez najmniejszego wahania. Zapomnijmy następnie o naszym kajecie. Później, po upływie miesiąca albo dwóch, należy wyjąć to, co napisaliśmy z szuflady i spokojnie przeczytać. Przekonacie się, jak wiele jest tu nie tak, że dużo tu zbędnego, że czegoś brakuje. Poprawcie, zróbcie uwagi na marginesie i znowu odłóżcie wasz kajet. Kiedy go znowu przeczytacie, róbcie kolejne uwagi na marginesie, kiedy zaś braknie już miejsca, weźcie osobną kartkę i doklejcie ją z boku. Kiedy już wszystko macie popisane, weźcie nowy kajet i przepiszcie własnoręcznie całość od początku do końca. Pojawią się wam ni stąd, ni zowąd nowe wyrażenia, nowe skreślenia, nowe dopiski, czyste słowa. Przy okazji urodzą się nowe określenia, te właśnie, jakie powinny być użyte, a które dotąd nie przyszły wam do głowy. I znowu odłóżcie zapisany kajet. Podróżujcie, bawcie się, odłóżcie na bok wszystkie sprawy, albo w najgorszym wypadku piszcie coś zupełnie innego. Nadejdzie w końcu chwila, kiedy przypomni się wam odłożony niegdyś kajet, poprawcie w nim znowu, co trzeba, a kiedy okaże się, że wasz rękopis jest do końca pomazany, przepiszcie go własnoręcznie raz jeszcze. Zauważycie, że razem z twardnieniem słowa, w parze z cyzelowanym słowem i czyszczoną frazą także wasza ręka staje się pewniejsza. Litery robią się mocne, wyraźne. Tak trzeba to powtórzyć, myślę, jakieś osiem razy. Jednym starczy mniej, innym trzeba tego więcej. Ja robię to osiem razy. Dopiero jak przepiszę swój tekst po raz ósmy, za każdym razem własnoręcznie, praca moja zda mi się artystycznie zadowalająca".

To jest kuchnia pisarska, nic więcej. Do tego trzeba było być geniuszem , żeby tym sposobem umieć zrobić to, co napisał Gogol. Ale jeżeli tyle pracy wkłada w swoje dzieło geniusz, to co powinna robić reszta? Go powinien robić teatr, który twierdzi, że będzie uczył pisać swoich przyscenicznych literatów? Przed laty wobec podobnego problemu ze zniecierpliwieniem żachnął się Helmut Kajzar: niech taki złakniony wiedzy o teatrze pisarz weźmie sobie za żonę aktorkę.

Na razie teatr poprawia dawnych pisarzy: Gogola, Szekspira, Goethego, Czechowa, Słowackiego. Gdzieś słyszałem, że tym sposobem z martwego dramatu robi żywy teatr. Ktoś uczony cytuje na tę okoliczność wypis z uniwersyteckich notatek: przecież to Artaud napisał wyraźnie, i to w tytule - "Precz z arcydziełami". Naprawdę?

Nic nie poraża bardziej jak głupota. Gorsza jest od niewiedzy. Ta jest do naprawienia, trochę nauki na poziomie przedwojennej matury, trochę książek starannie przeczytanych, jakieś przyzwoite seminarium humanistyczne, filmoteka, dwa razy w tygodniu parogodzinna wizyta w dobrej bibliotece, trochę ciekawości innego świata i paru cudzych myśli. Nic trudnego. Głupota natomiast zaczyna się od zachwytu nad własną mądrością. Reszta pójdzie jak z płatka. Bez najmniejszych skrupułów gotów jesteś naprawiać świat. Wszystko o nim przeczytałeś już przecież w gazecie. Już wiesz, że tęsknisz za teatrem z gazety. I już nauczyłeś się pisać dramaty dla tego teatru.

Na zdjęciu: Jerzy Koenig.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji