Artykuły

Bohater - symbol, czy współczesny człowiek stawiający czoła rzeczywistości?

Zawsze miałem w podejrzeniu tak zwane przedstawienia plenerowe. Tym bardziej gdy za przedmiot miały temat klasyczny lub polski. A tak przecież właśnie jest, gdy przedstawia się "Hamleta" na Wawelu wedle wskazówek Stanisława Wyspiańskiego zawartych w jego "Studium o Hamlecie".

Cóż - bardziej zabójczego dla sztuki, dla postępu myśli niż automatyzm skojarzeń, niż stereotyp patriotycznego rozmodlenia: Wawel, dziedziniec wawelski, renesans, wielkość Polski. Barbara Radziwiłłówna, Zygmunt III, "Potop", Bohun i koniec! Z tego można zrobić serial dla dzieci a nie poważne przedstawienie teatralne.

A tymczasem! A tymczasem, proszę państwa Andrzej Wajda wygrał raz jeszcze i to bardzo wiele, jeśli w sztuce to cokolwiek znaczy. Zwycięstwa Andrzeja Wajdy zawsze są tym samym: pokazują wszystkim, że to, co najlepsze i najważniejsze leży przed nosem, każdy o tym wie i właśnie dlatego nie robi, tego, co widzi i wie, bo boi się być banalnym. A Andrzej Wajda nie boi się być banalnym i oto kolejny raz zdobywa złotą palmę, tym razem z "Hamleta" na Wawelu.

Najwięcej zasług, poza Wajdą, am w tym sukcesie Stanisława Wyspiański. Któż z ludzi teatru nie zna i nie akceptuje jego tekstu o wystawieniu "Hamleta"? Każdy. Ale - dodajmy - znów działa tu ta polska choroba lęku przed oczywistością. A tymczasem wcale nie: studium Wyspiańskiego nie jest banalne z tego względu, że jest, po pierwsze - dość ogólnikowe, po drugie - dość tajemnicze w swojej ogólnikowości i po trzecie - trzeba aby mu wierzono.

Pomysł intelektualny Wajdy przy okazji tego "Hamleta" polegał na tym, że Andrzej Wajda pomyślał być może tak oto:

- Mamy wystawić "Hamleta" w Starym Teatrze w Krakowie. Teatr ten od dłuższego czasu tworzy wspaniałe przedstawienia dramatów Stanisława Wyspiańskiego. Stanisław Wyspiański, zdecydowanie jeden z największych polskich dramaturgów, napisał był kiedyś rozprawę o tym, jak wystawiać "Hamleta". Jest to tekst podobno dość niejasny i z drugiej strony - jakby oczywisty. Zwłaszcza dość podejrzane jest to, że proponuje on pojąć Hamleta jako działającego w polskiej tradycji i w polskim planie mitycznym - mianowicie na Wawelu.

Tradycją grania "Hamleta" w Polsce, zwłaszcza w czasach współczesnych była zawsze tradycja właściwie obca, uczona, filozofująca. Grano go egzystencjalistycznie, psychoanalitycznie, "czystym aktorstwem", w kategoriach powszechników - jako symbol i alegorie władzy i jednostki; dlaczego nie wystawić go tak, jak chciał Wyspiański? Czy dlatego, że Wawel stał się miejscem wycieczek dla dzieci a nie polskim Panteonem; czy dlatego, że jest to muzeum a nie święte miejsce Polaków? Być może dlatego.

Drugim nurtem imaginacyjnych rozumowań reżysera był nurt współczesny: oto ma za sobą dwa wielkie filmy o historii teraźniejszej: "Człowieka z marmuru" i "Człowieka z żelaza". Ma także - co jest szczególnie tu interesujące - film o Hamlecie polskim i współczesnym, mianowicie "Bez znieczulenia". Po namyśle można bowiem uznać ten film za przeróbkę, tematu "Hamleta" właśnie. (Jakoś nikt tego dotąd nie zauważył). W każdym z tych tematów, i tych problemów Andrzej Wajda obracał się w kategoriach nie czystego intelektu ale przeciwnie - w kategoriach oczywistości, powszechnie znanych obrazów, ogólnie dostępnych sądów i idei. Jego materią były polskie mity polityczne, polskie obłędy; a celem tej działalności było znajdowanie w tym, co oczywiste i powszechne, co banalne znane - tego, co jest motorem ukrytym, co jest sprężyną dziania się epoki.

Wniosek z tych dwóch, nurtów rozumowania był już oczywisty i konieczny w swojej prostocie: - Każdy wie, ze Wyspiański działał w kategoriach polskich mitów, w kategoriach polskiej świętości, którą rozbijał i demistyfikował, z którą walczył w imię naturalnego procesu postępu prawdy i myśli. Wyspiański kochał Wawel, ale właśnie dlatego chciał go zburzyć. Wyspiański był przeciwny fascynacji przeszłością, chociaż na ogół lud twierdzi odwrotnie. A więc Andrzej Wajda, wystawiając "Hamleta" na Wawelu wedle Wyspiańskiego i w zgodzie z kolejnymi wielkimi inscenizacjami Wyspiańskiego w Teatrze Starym, nie przestaje być tym reżyserem, który poprzez "Człowieka z żelaza" wchodzi najgłębiej i tłumaczy najdosadniej motory naszej teraźniejszości. Bo i Wajda i Wyspiański robią w swojej sztuce właściwie to samo. A raczej - dokładnie to samo.

Powstaje teraz problem drugi i także zasadniczy: kim jest Hamlet. Ten w ujęciu Wyspiańskiego i ten, którego u Wajdy zagrał Jerzy Stuhr? Dla Wyspiańskiego Hamlet jest - mówiąc w uproszczeniu - tym samym, co jego Konrad z "Wyzwolenia". Jest bohaterem, znakiem, symbolem, ale zarazem konkretnym człowiekiem współczesnym, który to człowiek stawia czoła rzeczywistości, mistyfikacji, kłamstwu, zgodzie na kłamstwo. Stawia czoła przy pomocy niezgody intelektualnej ale przede wszystkim moralnej. Hamlet nie bardzo wie jak i co pozmieniać, ale wie, że tak dalej być nie może i że wszystko, co go otacza jest złe. Ale Hamlet nie jest teoretykiem, nie jest politykiem i nie jest człowiekiem zdeklarowanym. Hamlet jest stałym drżeniem dwuznaczności. Hamlet wie, że tak jak jest, być nie może, ale podejrzewa zarazem, że być może - tak być musi; że być może życie ludzkie i życie społeczne i życie polityczne są w istocie swojej sprzeczne z Kartą Praw Człowieka i Obywatela, z Ewangelią i z dziesięciorgiem przykazań.

Hamlet Jerzego Stuhra jest więc kolejną kreacją tego aktora opowiadającą o zasadniczych, polskich, współczesnych ludzkich postawach - jest kolejną, współczesną wersją Polaka. Po wodzireju, po amatorze, Stuhr staje się obecnie obrazem polskiego intelektualisty, który działa i myśli dokładnie tak, jak Hamlet w przedstawieniu Wajdy. Przekonywa o tym najprostsze tłumaczenie "Hamleta", które stało się podstawą roboczego scenariusza tego spektaklu: Oto wraca z zagranicy do kraju człowiek rozumny i uzdolnionej. W jego kraju dochodzi do przewrotu. Przewrót okazuje się właściwie ciągiem politycznych zbrodni i zbiorem intryg nie mających nic wspólnego z dobrem państwa i wielkością człowieka lecz wyrażającymi jedynie ponurą, zwierzęcą walkę o władzę i osobiste korzyści. Król Klaudiusz mianowicie morduje swojego brata (bliźniego) w celu zabrania mu majątku, władzy i kobiety. Tylko tyle. Żadnych uzasadnień ideowych. Uzasadnienia ideowe służą tylko do zamydlenia tłumowi oczu. W istocie chodzi tylko o własną pychę, własną ruję i własne porubstwo. Dodajmy do tego wojska norweskiego króla Fortynbrasa, które łażą tam i z powrotem po Danii i w końcu w niej pozostają.

Cóż tu więcej podać? Że grane to jest wspaniale, zwłaszcza gdy chodzi o Stuhra i inne pierwszoplanowe role? Oczywiście że tak. Skoro było co grać, to taki aktor jak Stuhr mógł pokazać wszystko. Bo wiedział co pokazuje i po co ten cały "Hamlet" jest wystawiany. Jest to jego osobista sprawa, więc trudno się dziwić, żeby było inaczej. Że Jerzy Trela zagrał wizjonersko Klaudiusza - króla, politykiera, zgarniającego wszystko pod siebie wroga rodzaju ludzkiego? Jest on akurat dobrze uplasowany, żeby móc się napatrzyć wzorom takich Klaudiuszów do syta - więc czemu nie miałby tego zagrać potem jak trzeba?

Osobnym problemem i chyba osobnym zwycięstwem teatralnym i myślowym była Ofelia pani Anny Polony. Polony w równej mierze nie jest już tradycyjną Ofelia jak Stuhr nie jest tradycyjnym Hamletem teatralnym. Nie są piękną parą kochanków, nie zajmują się właściwie miłością. Raczej nienawiścią do siebie; niechęcią, zawiedzionymi nadziejami. Osobiście chyba znam współcześnie żyjący pierwowzór tej Ofelii i zaręczam, że jest on prawidłowo włożony w ten spektakl i w tę sprawę. Ta Ofelia to przecież córka rządowego dygnitarza, która niegdyś zakochała się w synu szefa państwa ale potem porobiło się to wszystko - zamach stanu i zdecydowane "nie" byłego narzeczonego! I tak - pomiędzy wiedzą o tym całym świństwie, a nadzieją, że może jeszcze mimo wszystko będzie można się "kochać" upływa życie Ofelii. Dlaczego Ofelia wariuje w "Hamlecie"? Nie wiadomo naprawdę. Wajda odpowiada, na to wraz z Anną Polony - bo ta kobieta wszystkie wie, zna całe bagno które ją otacza i wie jak bardzo sama. Jest w nie wciągnięta. Szaleństwo Ofelii jest brzydkie w tym spektaklu, bo jest wynikiem brzydkiego procesu - walki konformizmu z nonkonformizmem; to szaleństwo jest figurą dla nihilizmu moralnego. Który z procesu tego wynika.

O paru jeszcze rzeczach wspomnę, które mnie w spektaklu tym pobudziły do myślenia; które były dobre, ważne.

A więc muzyka. Stanisław Radwan posłużył się efektem stereofonicznym i oczywiście dlatego, że była po temu okazja, ale to otoczenie przez dźwięki w zestawieniu z tym, że nagle jedna fraza zagrana na rogu czy puzonie staje się głosem widma, ducha ojca -daje w efekcie obraz doskonały. Bo muzyka ta otacza nas jak wspomnienie powinności, jak głos sumienia, jak imperatyw wewnętrzny, nieuchwytna i wszechobecna.

Ze scenografii, klasycznej i wydawałoby się oczywistej najdziwniejszy i najbardziej symboliczny był blezerek Hamleta. Taki sobie prawie współczesny sweterek. Trochę przypomina misiurkę ale w równej mierze jest typowym domowym wdziankiem polskiego poety, historyka, intelektualisty. A przecież w takiej to włóczkowej zbroi stawiają oni światu czoła w naszej epoce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji