Artykuły

Hamlet wesoły

Gustaw Holoubek rozpoczy­na swą kreację Hamleta od romantycznej deklamacji. Obnosi ostentacyjnie żal i melancholię. Starannie deklamuje smętne liryki, wyraźnie wymawiając rymowane głoski. Jest taki, jakim Hamleta rysował Delacroix: mdły, naiwny, literacki. Pierwszym jego naturalnym odru­chem jest dopiero przywitanie z Ho­racym i jego towarzyszami. Holou­bek porzuca swój dworny, konwen­cjonalny smutek, zdziera maskę inaczej mówiąc, rzuca się w objęcia towarzysza dziecinnych zabaw z wybuchem szczerej, chłopięcej, ło­buzerskiej radości: nareszcie poja­wił się ktoś, przed kim nie trzeba udawać, i komu rubasznym studen­ckim językiem można powiedzieć jak wstrętne są elsynorski dwór i świat. Wtedy po raz pierwszy na ustach Hamleta zamiast poetycz­nych fioritur pojawia się cyniczny żart (o oszczędności, która była powodem odbycia wesela tuż po po­grzebie: tę samą pieczeń się odgrzało).

Przyjaciele przybyli po to, aby Hamleta powiadomić o Duchu co się zjawił na murach zamku. Wia­domość ta napełnia królewicza szalonym podnieceniem. Wypytuje ich o wszystko co widzieli, jakby po­przednio już na coś takiego czekał, jakby wieści przez nich przyniesione potwierdzały tylko jego oczekiwania. Wydaje mi się, że Holoubek w tym miejscu pomylił się w inter­pretacji: Hamlet pytał sceptycznie, starał się nawet złapać oficerów na sprzeczności:

Hamlet: Było więc uzbrojone?

Wszyscy trzej: Od czaszki do kostek.

Hamlet: Nie widzieliście więc jego oblicza?

A zatem: skąd wiecie, że to wid­mo króla? Jeszcze potem pyta, czy brodę miało siwą i otrzymuje od­powiedź jakiej oczekiwał: "czarną, posrebrzoną". Na nic pułapki: wszystko zdaje się potwierdzać, iż - to król rzeczywiście, choć Hamlet bynajmniej nie jest przekonany. Ten liryczny melancholik jest mimo wszystko dość trzeźwy. Smutki je­go są książkowej natury. Z Wittenbergi, miasta filozofów i litera­tów przywiózł te fumy intelektual­ne. Ze wstrętem patrzy nie tyle mo­że na elsynorskie zbrodnie, o któ­rych jeszcze nic nie wie, co na chamstwo rodzime, na nieobyczajność kobiet, pijaństwo dworaków. Wiadomość o duchu ojca przechadzającym się po murach zamkowych może mu się wydać jedynie gadką żołdacką, jeszcze jednym kwiatkiem z ojczystej oślej łąki. Hamleta to wszystko śmiertelnie nudzi i brzydzi; chciałby czym prędzej wyjechać do Wittenbergi, lecz stryj go nie puszcza: woli go mieć przy sobie. Dlaczego? To jasne: "Dania jest więzieniem". To ro­dzaj aresztu domowego. Laertesa wprawdzie za granicę się wypusz­cza, ale w ślad za nim jedzie szpieg. Hamlet nudzi się i poetyzuje. Do­piero spotkanie z duchem ojca sprawia w nim gwałtowną zmianę. W inscenizacji Holoubka scena owej przemiany jest kluczowa, w niej ogniskuje się właściwie cała proble­matyka tragedii, którą oglądaliśmy w Teatrze Dramatycznym w insce­nizacji i interpretacji tego niezwy­kłego aktora.

Holoubek powiadomiony przez Ducha o zbrodni, która się dokona­ła, i powołany do zemsty, wpada w dziką radość. Ta, którą objawił na widok przyjaciela z młodzieńczych lat, była zaledwie nikłą zapowiedzią tej, co wybuchnęła teraz, gdy otworzyło się przed nim pie­kło, gdy z piekła wyszedł duch, aby ukazać mu bezmiar zła, którego na­wet on, Hamlet, programowy pesy­mista, nie podejrzewał, i gdy wre­szcie jego instynktowna nienawiść do świata znajduje potwierdzenie z zaświatów. Filozofia mu się spraw­dziła! "Są rzeczy..., o których nie śniło się filozofom!" Hamlet napeł­nia scenę krzykiem, zwołuje towa­rzyszy, chwytając ich za ręce spra­wia wrażenie, że ma ochotę puścić się z nimi w obłąkanego młynka. Inscenizuje scenę przysięgi pokrzy­kując jednocześnie do Ducha - z tej długiej sceny Holoubek nic nie skreślił, przeciwnie "rozegrał " ją gdyż zrozumiał, że w niej zaczyna się właściwa historia Hamleta-błazna. Hamlet dygocze z podniece­nia, jest szczęśliwy. To szczęście towarzyszyć mu będzie aż do koń­ca, opuści go jedynie w chwilach, gdy braknąć mu będzie nie tyle energii do spełnienia rozkazów Du­cha, co publiczności dla dalszych błazeństw, gdy samotny będzie wy­powiadał swoje monologi. Wszystko natomiast co należy do piekielnego planu: błazenady, szaleństwa, pro­wokacje, intrygi, świństwa, zabój­stwa, Hamlet spełni z radością. Będzie śmieszył, bawił, przestraszał. Będzie to Hamlet wesoły.

Ofelię gra Ewa Krzyżewska. Nie ma złotych warkoczy i bynajmniej nie podbija serc wdziękiem i słodyczą. Jest po prostu piękną kobietą; czarnowłosa, śniada, bar­dzo odsłonięta, kokietuje zimno i cynicznie. Jest dworską kurtyzaną, która przyjęła "umizgi" księcia, ze­rwała z nim na rozkaz ojca, po czym dała się użyć jako narzędzie do wy­badania prawdziwego nastroju Hamleta. Doskonale wiadomo teraz dlaczego Hamlet pogardza nią, dla­czego dopuszcza się wobec niej grubiaństw, dlaczego z takim upodobaniem mówi w jej obecności świństwa, dlaczego wreszcie lży ją za szminkowanie się, za obłudę, za niemoralność i dlaczego szyderczo każe jej iść do klasztoru. Holoubek wszystkie te sceny rozegrał z wiel­kim naciskiem, przestawiając nawet (o ile się nie mylę) kolejność kwe­stii, tak że niezrozumiała dotąd, niewczesna nawet dość uwaga o szminkowaniu się kobiet zamieniła się w coś w rodzaju spoliczkowania Ofelii: Holoubek przerywa nagle wypowiadaną kwestię, dotyka palcem policzka kurtyzany i pyta ze wstrętem: "Co to, szminka?"

Spośród wielu wątpliwych kwe­stii Hamleta, jedną z najwątpliwszych wydaje mi się obłęd Ofelii. Dlaczego Ofelia zwariowała? Zapy­tani o to widzowie (przeprowadziłem ankietę) odpowiadają z lekkim wa­haniem: Ofielia zwariowała z miło­ści do Hamleta. Oczywiście, nie­prawda: poprzednio odesłała mu li­sty i pamiątki, gdy tylko zażądał od niej tego ojciec. W tekście jest na to odpowiedź: Klaudiusz twierdzi, iż to śmierć ojca pomieszała jej w głowie. Lecz jest to odpowiedź rów­nie fałszywa, jak ta, którą dał Poloniusz, gdy pytano go dlaczego zwariował Hamlet: z miłości do je­go córki. Ofelia nie zwariowała ani z miłości do Hamleta, bo go nie ko­chała, ani z miłości do ojca, który nie wart był jej żalu (wart był co najwyżej teatralnej rozpaczy Laertesa). Odpowiedzi na to pytanie w ogóle nie ma w tekście, istnieje ona tylko w tradycji hamletowskiej.

W tradycji przedszekspirowskiej, tzn. przed-teatralnej. Tradycja teatralna nadała Ofelii rysy udrę­czonej niewinności. Ofelia szaleje jak gdyby z nadmiaru wrażeń. Jest prosta i niewinna, Hamlet zwalił jej piekło na głowę, wprawił w po­mieszanie zmysłów przez swoje roz­terki i dziwactwa, skompromitował ją, pozbawił ojca i przypuszczalnie dziewictwa. Jan Kott uważa, iż głównym problemem Ofelii jest czy spała z Hamletem. Zagadnienie to pojawiać się musiało w miarę, jak coraz bardziej eteryczna stawała się Ofelia, w miarę jak największą jej sceną miała się stać piosenka śpie­wana w obłędzie.

Lecz to nie jest jej "największa scena". Nie ma wielkiej sceny dla Ofelii w Hamlecie. Ofelia winna tyl­ko przejść przez scenę, być niepokojącą smugą erotyzmu, wyracho­wania. Ofelia nie zwariowała tak jak nie zwariował Hamlet: Ofelia dostała ataku histerii, symulując obłęd histerycznie, tak jak Hamlet symuluje go intelek­tualnie. Dlaczego symuluje? W przedszekspirowskiej tragedii Tho­masa Kyde'a i w powieści Belforesta Ofelia była właśnie kurty­zaną, której dwór podstępnie użył dla sprawdzenia czy Hamlet rze­czywiście jest obłąkany, czy też w szaleństwach jego nie kryją się jakieś złe względem króla zamiary. Taką jest również Ofelia w kronice Saxo Grammaticusa, z której wzięta została historia Hamleta.

Lecz u Saxo Grammaticusa sam Hamlet jest inny. Realizuje on swój plan w sposób niezmiernie konsek­wentny. Nie cierpi na żadne roz­terki, ani na słabość woli. Przez długi czas zabawia dwór i kraj cały swoimi szaleństwami. Opowieść o Hamlecie u kronikarza duńskiego jest w głównej mierze opowieścią o tych szaleństwach właśnie. Kró­lewicz - opowiada kronikarz - zjawiał się na dworze zawsze brud­ny i ubłocony, siadał na ziemi, lub tarzał się po posadzce wyjąc i ry­cząc. Z upodobaniem rąbał drzewo i składał z trzasek ogromny stos. Lubił, gdy otaczali go wtedy cie­kawscy i zadawali mu różne pyta­nia, na które on udzielał dziwacz­nych odpowiedzi. Odpowiedzi Ham­leta zasłynęły wkrótce w całym królestwie. Zawierały zawsze jakąś myśl ukrytą, jakąś aluzję, jakąś mądrość, która trafiała do przeko­nania słuchającym go prostakom i zwracała ich uwagę zawsze w jednym kierunku: przeciw tyranii kró­lewskiej, przeciw nieporządkom w królestwie, przeciw królowi-uzurpatorowi. Od tego brudnego obłąkańca siedzącego przy kupie trzasek rozchodzić się poczęła po kraju buntownicza myśl. Wówczas dwór wydał polecenie śledzenia Hamleta i poddania go różnym próbom, dla sprawdzenia czy jest on rzeczywiście obłąkany.

Dwór posługuje się w tym celu dwiema osobami: jedną z nich jest mleczny brat księcia, drugą pewna dama dworska. Brat mleczny zała­mał się, kiedy dano mu polecenie zabicia księcia. Miał on podstawić mu bardzo dzikiego konia i zachę­cić Hamleta, aby na nim przejechał. Miało się to stać w gęstym lesie. Albo koń księcia rozwali - rozu­mował słusznie dwór - albo oka­że się, że książę nie jest wariatem i jeździ doskonale jak dawniej. Mleczny brat załamał się wtedy i przestrzegł księcia w porę, właśnie tak jak Horacy przestrzega Hamle­ta przed pojedynkiem z Laertesem. Hamlet jednak podjął próbę i za­jechał przed dwór siedząc twarzą do ogona, a nogami ściskając koń­ską szyję.

Z damą postąpił podobnie. Korzy­stając z praw wariata, pozwalał sobie wobec niej na najdzikszą roz­pustę, folgował zmysłom w sposób, który zgrozą przejmuje kronikarza, co mu nie szczędzi skądinąd wy­razów podziwu. Spotkawszy ją wreszcie w lesie, zgwałcił w najohydniejszy sposób, potem historię swe­go gwałtu szeroko rozpowiedział, wobec całego dworu - właśnie tak jak Hamlet wobec całego dworu proponuje Ofelii, że położy się między jej nogami. Konwencja teatralna zamieniła okrucieństwo sek­sualne Hamleta w okrucieństwo in­telektualne, językowe ekscesy symbolizują na scenie ekscesy fizyczne - gwałt fizyczny i pohańbienie Ofelii przemienia się w gwałt i po­hańbienie werbalne, lecz schemat psychologiczny pozostał ten sam. Ofelia pada ofiarą gry Hamleta, nie jest jednak biedną panienką pozbawioną dziewictwa, o której śpiewa piosenkę: jest kobietą zmal­tretowaną fizycznie i moralnie. Wpada wtedy w quasi obłęd, tzn. krąży po dworze i śpiewa sprośne piosenki (piosenka o dziewczynie dzisiaj kojarzy nam się z "Halką", ówcześnie musiała być po prostu nieprzystojnością szokującą w u­stach damy - chyba że dama ta oszalała).

Prawdziwa historia Hamleta i Ofelii została opowiedziana przez Szekspira w sposób konwencjonal­ny. Musiała być rozumiana przez współczesnych, którzy znali tradycję hamletowską, tak jak Grecy znali ze wszystkimi szczegółami hi­storię Labdakidów. Późniejsze, tea­tralne dzieje Hamleta przemieniły konwencję w rzeczywistość. Tak powstał Hamlet "niezdolny do czy­nu", gaduła filozoficzny. Aby go przywrócić do życia trzeba sięgnąć do jego archaicznego rodowodu. To właśnie zrobił Holoubek. Zagrał okrutnika i błazna. Amlethus - wyjaśnia niemiecki wydawca kroniki Saxo Grammaticusa - pochodzi z norweskiego Amlo - błazen, głupiec, fircyk.

"W Polsce zagadką Hamleta jest to: co jest w Polsce do myślenia" - pisał Stanisław Wyspiański w stu­dium o Hamlecie. Wiecznie ten "słoń a sprawa polska" i przekona­nie, że zagadka Hamleta jest filozo­ficzną zagadką wieku. Stąd pytanie Wyspiańskiego "co czyta Hamlet", pytanie które stawia każdemu Hamletowi Jan Kott, znajdując co­raz to bardziej olśniewające odpo­wiedzi: był już Hamlet, który we­dle Kotta czytał "tylko gazety", był inny, który czytał "Witaj smutku" panny Sagan (ten się bardzo podo­bał krytykowi, gdyż ceni on tę twór­czość), był wreszcie taki, który czytał "Złego" Tyrmanda. Hamlet stał się własnością reżyserów i krytyków teatralnych. Licząc na jego zagadkowość, każdy wpisze w jego sprawę to, na czym mu w danej chwili zależy. Pytanie "co czyta Hamlet" zmieniło się w inne: "Co czyta reżyser", wzgl. krytyk. Ham­let jest filozofem, intelektualistą - rozumują teatralni intelektualiści - należy zatem dociec przede wszyst­kim do tego, co myśli Hamlet.

Tymczasem nie wie tego sam Hamlet, ponieważ jest intelektuali­stą w takim stopniu w jakim jest nim każdy człowiek, i nie jest nim zupełnie w takim stopniu w jakim nie jest nim nawet filozof. Hamlet jest kreacją teatralną, to znaczy jest maksymalną intensyfikacją życia. Jest w nim to wszystko co jest w każdym człowieku: strach przed śmiercią i jej pragnienie, dążenie do czystości i upodobanie do zła, nieprzystosowanie i pragnienie so­lidarności, jest w nim cały dramat istnienia, z poczuciem winy wobec umarłych, z poczuciem niespełnio­nej misji życiowej, z poczuciem wewnętrznej niezgodności natury ludzkiej. Hamlet nie przeżywa nie mniej i nie więcej, niż przeżyć mu­si każdy człowiek, tyle że całą treść istnienia przeżywa w jednym mo­mencie, doznaje olśnień egzysten­cjalnych (odczuwa "dziwność ist­nienia" - jakby powiedział Witkacy), i wszystko to - wobec, nie­zwykłych wydarzeń, które się wo­kół niego rozgrywają i których zo­stał aktorem - spotęgowane; rozżarzone do białości. Hamlet nie jest filozofem, nie jest tym bardziej te­zą filozoficzną, nie jest metaforą - Hamlet jest naturą ludzką w stanie gorączki. Nie można tego lepiej powiedzieć od Wiktora Hugo: "Nie wiedzieć co za przerażająca istota, pełna w swojej niepełności. Jest wszystkim, aby nie być niczym. Książę i demagog, przenikliwy i ekstrawagancki, głęboki i frywolny, mężczyzna i obojnak. Nie wierzy w berło, szydzi z tronu, ma studenta za towarzysza, rozmawia z prze­chodniami, dyskutuje z pierwszym lepszym, rozumie lud, pogardza tłuszczą, nienawidzi przemocy, sukces ma w podejrzeniu, rzuca pytania w ciemność, jest na ty z tajemnicą... Zażyły z duchami i aktorami, bła­znuje z toporem Oresta w dłoni. Rozmawia o literaturze, deklamuje wiersze; komponuje felieton teatral­ny, bawi się kośćmi na cmentarzu, zadręcza matkę, mści się za ojca, i kończy swój okropny dramat gigantycznym znakiem zapytania. Prze­raża, potem wprawia w rozterkę. Nic okropniejszego nikt nigdy nie wyśnił. Rodzicobójca, który mówi: co wiem? I dalej: "Człowiek tu jest światem, świat jest zerem... W tej tragedii, która jest zarazem filozo­fią, wszystko płynie, waha się, od­wleka, chwieje, dekomponuje się, rozprasza i rozsypuje, myśl jest mgłą, wola ulatnia się, rozwiązanie jest zmierzchem, akcja wieje co chwilę w innym kierunku, róża wia­trów rządzi człowiekiem. ...Hamlet jest arcydziełem tragedii wyśnio­nej". (Victor Hugo: Shakespeare. Paris, 1864 r.)

Tomy rozpraw napisano na te­mat dlaczego Hamlet nie zabija w porę Klaudiusza, setki przedstawień skomponowano tak, aby tę zagadkę wyjaśnić lub uczynić symbolem za­gadki innej i ostatecznie dojść do tego, co Szekspir miał na myśli. Literatura nie jest szyfrem, to egzystencja jest zaszyfrowana. Hamlet jest właśnie "gigantycznym znakiem zapytania", snem o życiu, nie ży­ciem samym, snem, w którym obja­wia się nie logika życia, lecz właś­nie jego nielogika. Nota bene, w tej interpretacji Wiktora Hugo tkwi niezwykle kusząca idea dla reżyse­rów: gdyby kazić Hamletowi za­snąć zaraz po rozmowie z Horacym, gdyby ten duch, który straszył żoł­nierzy, przyśnił się księciu, i gdyby wszystko co potem się stało było ta­kim koszmarem, w którym tak wła­śnie wszystko "płynie, waha się, rozprasza, odwleka" jak we śnie? Sen z którego budziłby się Hamlet - umarły na rękach Horacego, aby odebrać oklaski?... Może tak kiedy już grano Hamleta? Może tak nie można? A może można?

Tak czy inaczej "zagadką Hamle­ta" nie jest to "co jest w Polsce do myślnia", lecz to czym jest człowiek. I zdaje się to właśnie zainscenizował Gustaw Holoubek, albo ja go źle zrozumiałem.

Nie chcę pisać obszerniej o przed­stawieniu, bo po pierwsze nie znam się na tym, a po drugie, widziałem spektakl przed premierą prasową, która została odroczona. Dekoracje Jana Kosińskiego wydały mi się po­mysłowe: najpierw sterczy wysoka skała, na której doskonale wygląda Duch obok duńskiej chorągwi, po­tem wszystko się obraca i ukazuje się długi mur, po którym przebie­gnie oszalały Hamlet wrzeszcząc ze złą radością: "Świat wypadł z for­my..." Tej sceny nie zapomnę nigdy. Pozostali aktorzy wydali mi się tak okropni, iż zapragnąłem w pewnej chwili, aby włożyli maski, koturny, przyjęli sztywne gesty, gadali jak pozytywki, i aby wśród tego tłumu manekinów pojawił się jeden żywy człowiek, Hamlet, mając obok siebie tylko piękne ciało Ofelii, które przyjdzie mu zmaltretować.

Jest to zresztą prawdziwa sytuacja Hamleta. Tak zrozumiał ją Holou­bek, ponieważ jest aktorem i reży­serem fenomenalnej inteligencji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji