Artykuły

Życie jak opera

- Miałam cudowną barwę głosu, ale dlatego, że miałam gatunek głosu bardzo potrzebny w operze - sopran dramatyczny dla wielkich heroin, niezbędny do takich oper, jak "Tosca" czy "Aida". Teraz nie ma komu ich śpiewać. Koloratur jest od metra - lepsze, gorsze, ale są, a sopranów dramatycznych brakuje - wybitna łódzka śpiewaczka i pedagog prof. JADWIGA PIETRASZKIEWICZ o swoim życiu i karierze.

Paweł Patora: Mieszka Pani w Łodzi przez ćwierć wieku, była Pani gwiazdą Teatru Wielkiego, ale nie jest Pani rodowitą łodzianką...

Jadwiga Pietraszkiewicz: Urodziłam się nad Świtezia w patriotycznej rodzinie. Ród Pietraszkiewiczów wywodzi się z Ukrainy. Z czasem jedna jego gałąź trafiła do Krakowa, druga do Wilna, gdzie żył mój prapradziad - filomata, przyjaciel Mickiewicza, Onufry Pietraszkiewicz. To dzięki niemu zostało zachowane archiwum filomatów i filaretów. Był 20 lat na zsyłce. Wrócił do Wilna ciężko schorowany i wkrótce zmarł. Również ojciec mojej mamy był aresztowany.

Też za działalność patriotyczną?

- Tak. Dziadek był bardzo wykształconym człowiekiem i prowadził sprawy sądowe wielkiego niemieckiego magnata Faltzweina. Jednocześnie uczył języka polskiego i naszego hymnu, oczywiście potajemnie, bo pod rosyjskim zaborem było to zabronione. Ktoś jednak doniósł na dziadka i go aresztowano. Zarządca dóbr Faltzweina, Niemiec Gutmann, przekonał jednak magnata, że mój dziadek jest niewinny, a aresztowanie było skutkiem nieporozumienia. Faltzwein powiedział to carowi Mikołajowi II, gdy ten przybył na wypoczynek do ukraińskiego kurortu należącego do Faltzweina. Interwencja cara spowodowała, że dziadka wypuścili.

Czy podczas wojny w Pani rodzinie też zdarzały się tak dramatyczne sytuacje?

Jeszcze bardziej dramatyczne. Mojego wuja, brata mamy Sowieci aresztowali za to, że był Polakiem i nadleśniczym. Wsadzili go wraz z innymi Polakami do wagonu bydlęcego i wieźli na Sybir. W drodze wybuchła epidemia tyfusu. Ludzie masowo umierali, umarł też mój wujek. Mój stryj Michał Pietraszkiewicz należał do AK i walczył z NKWD w Puszczy Nalibockiej. Został rozstrzelany na oczach żony i 13-letniej córfcL Razem ze stryjem rozstrzelano jego syna, a drugiego aresztowano.

Co Pani pamięta z czasów wojny?

Dwa zdarzenia. Pierwsze to wejście wojska bolszewickiego w 1939 roku. Widzieliśmy jak szli - brudni, z karabinami na sznurkach. Miejscowa ludność prawosławna witała ich chlebem z solą i kwiatami Słyszeliśmy, jak mówili po rosyjsku: "Dziękujemy wam towarzysze, że oswobodziliście nas od polskiego orła, który przez 20 lat dziobał nas w głowę". Mama zemdlała, tato otarł łzy, ja się rozpłakałam.

A to drugie zdarzenie?

Naszą miejscowość zajęli Niemcy. Mieszkaliśmy w organistówce, gdyż mój ojciec był organistą. Kwaterował u nas Niemiec, jak się okazało - porządny i uczciwy. To on ostrzegł rodziców, że SS-mani wyłapują młodych ludzi, zawożą ich do Mińska białoruskiego i tam pobierają od nich krew dla wojska. Wtedy ojciec wywiózł mnie do miejscowości Gaj. Tam znajomi parafianie obiecali, że mnie schowają, ale nie w domu, bo Niemcy często przychodzą. Zawieźli mnie na błota, dali koc, opatulili porządnie, przywiązali do rozłożystego drzewa dającego cień, w którym nie było mnie widać, zostawili mi jedzenie i tak przez 5 dni i nocy tkwiłam tam przywiązana do drzewa.

Po wojnie było Pani łatwiej?

- Niestety, w dramatycznych okolicznościach straciłam ojca. Sowieci wiedzieli, że był szanowany i lubiany przez parafian, więc chcieli, żeby był konfidentem. Aresztowali go i próbowali złamać. Najpierw postawili przed nim misę złotych monet i powiedzieli, że te pieniądze mogą być jego, a jemu przecież nie zaszkodzi porozmawiać z ludźmi. Ojciec odpowiedział, że.judaszem nie będzie. Po kilku dniach aresztu znów go wzięli na przesłuchanie i powiedzieli: "Wasza córka

Prof. Pietraszkiewicz jako jedyna Polka śpiewała partię Salome w operze Richarda Straussa jest teraz w konserwatorium, a może zostać zesłana na Syberię." Ojciec odpowiedział: "Jest w waszych rękach, i zrobicie co zechcecie, ale ja donosił nie będę." Znów go posadzili, a po kilku dniach powiedzieli, że go rozstrzelają, gdy nie zgodzi się na współpracę. Gdy i to nie pomogło, wsadzili go po szyję do zimnej wody i tak trzymali przez pięć dni Ojciec nie dał się złamać, ale wrócił do domu ciężko chory i wkrótce zmarł.

Jak trafiła Pani do konserwatorium?

- Rodzice dali mi ubranie, walizki i poduszkę, jednemu z parafian złoto do ręki i przeprowadził mnie nocą przez litewsko-białoruską granicę do Wilna. Miałam do kogo iść, bo zaprosił mnie przedwojenny dyrektor konserwatorium wileńskiego, wybitny pianista Stanisław Szpinalski. Zaprosił mnie, bo przed wojną, gdy przyjechał do mojej miejscowości w ramach akcji wyławiania talentów, usłyszał jak w gimnazjum śpiewałam nabożną piosenkę i bardzo mu się to spodobało. Po wojnie Szpinalscy zajęli się mną. Dali wikt, opierunek i trzymali u siebie.

Kiedy debiutowała Pani na scenie operowej?

W roku 1949, zaraz po skończeniu konserwatorium, dostałam w Operze Litewskiej rolę Tatiany w Onieginie.

Jak wspomina Pani swoją karierę w ZSRR?

- Jeździłam po całym Związku Radzieckim, nie przerywając pracy w Operze Litewskiej w Wilnie. Przez 10 lat śpiewałam w największych teatrach: w Leningradzie, w Balszom w Moskwie, na Kaukazie, Krymie, nawet w Nowosybirsku, gdzie jest wspaniały teatr na 3 tysiące widzów. Miałam ogromne uznanie u publiczności Za rolę w Kniaziu Igorze otrzymałam order Lenina, a za rolę w Borysie Godunowie - nagrodę państwową, która wtedy miała wartość samochodu. A to był dopiero mój piąty rok na scenie.

Wielkie uznanie, najwyższe nagrody, a więc sielanka?

- Była też druga strona medalu. Partyjna komórka w operze zmuszała mnie, żebym wstąpiła do partii komunistycznej. Wykręcałam się jak mogłam. Mówiłam zresztą wprost, że jestem katoliczką i córką organisty. A moja mama powiedziała: "Jadziu, ty nie możesz zlekceważyć ofiary swego ojca, wuja, stryja, braci stryjecznych i swych przodków." I oczywiście nie ugięłam się.

Jak wspomina Pani pracę w Teatrze Wielkim w Łodzi?

- Za dyrekcji profesora Zygmunta Latoszewskiego był to znakomity teatr. Miał wspaniałych solistów i świetne realizacje. Jerzy Waldorff organizował specjalne wycieczki warszawiaków do Łodzi na nasze spektakle. W Operze Łódzkiej zostałam zaangażowana zaraz po przyjeździe do Łodzi w 1959 roku. Jednocześnie śpiewałam w operach w Warszawie i Bytomiu. Wie pan dlaczego tak chętnie mnie zatrudniali? Wcale nie dlatego, że miałam cudowną barwę głosu, ale dlatego, że miałam gatunek głosu bardzo potrzebny w operze - sopran dramatyczny dla wielkich heroin, niezbędny do takich oper, jak "Tosca" czy "Aida". Teraz nie ma komu ich śpiewać. Koloratur jest od metra - lepsze, gorsze, ale są, a sopranów dramatycznych brakuje. Z moich uczennic tylko Katarzyna Nowak ma taki głos.

Czy nie było Pani trudno odejść ze sceny i zająć się tylko pracą w Akademii

Muzycznej?

- Nie, bo przez wiele lat łączyłam pracę solistki z kształceniem studentów. Zresztą miałam bardzo efektowne rozstanie. Śpiewałam w musicalu Zorba partię francuskiej podstarzałej kurtyzany - śpiew, sceny łóżkowe, mówienie, tańczenie - w sam raz dla mnie; dla wieku, temperamentu i głosu.

Czy słuchając teraz swoich byłych studentów nie ma Pani "belferskiej" ochoty coś poprawić, skorygować w ich śpiewie?

- Nie, już nie, gdyż to są teraz samodzielni artyści. Cieszą mnie ich osiągnięcia, bo to jest cząstka mojej pracy, mojej energii, mojej duszy,'mojej młodości, mojej sztuki, cząstka mnie. Ja dałam im tylko fundamenty i mury. A jak sobie oni urządzają te swoje domy, to już ich sprawa. Każdy jest teraz odrębną indywidualnością artystyczną.

***

Prof. Jadwiga Pietraszkiewicz-Michońska, wybitna śpiewaczka operowa. Wykonała 1500 ról w 40 dziełach operowych oraz 650 koncertów symfonicznych i estradowych. W latach 1963 -2006 wybitny nauczyciel śpiewu wPWSM (później Akademii Muzycznej) w Łodzi. Wykształciła 34 śpiewaków, w tym 13 laureatów konkursów krajowych i międzynarodowych. Nauczycielka min. Joanny Woś, Urszuli Kryger, Katarzyny Nowak, Beaty Zawadzkiej, Agnieszki Makówki, Izabeli Sulimy, Piotra Nowackiego, Andrzeja Niemierowicza i Krzysztofa Witkowskiego. Dwukrotna laureatka nagrody Ministra Kultury i Sztuki, odznaczona m.in. Złotym Medalem "Gloria Artis".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji