Artykuły

Ironiczna apokalipsa

Dwie wersje "Czwartej siostry" - jakkolwiek najzupełniej różne - były wydarzeniami godnie podsumowującymi rok 1999 na polskich scenach.

Prawie każda nowa sztuka Janusza Głowackiego wzbudza spore emocje. "Czwarta siostra", skomponowana z dość luźno przylegających do siebie miniscenek, nierzadko o skeczowym i publicystycznym charakterze, zdawała się być materiałem raczej na kabaretową niż na teatralną scenę. Jednego z publicystów fakt ten skłonił do narzekań, że "Czwarta siostra", z akcją rozgrywającą się we współczesnej Moskwie, to "marne naśladownictwo Czechowa". I nie dorównuje wcześniejszej rzeczy Głowackiego - "Antygonie w Nowym Jorku". Krnąbrny autor nie wziął widocznie do serca pouczeń Sławomira Mrożka, który w-jednym z felietonów z lat 70. przestrzegał potencjalnych dramatopisarzy, by nigdy nie pisali arcydzieł zbyt wcześnie.

Inaczej do końca życia będą im wypominać, że to już nie to, co - w jego akurat przypadku - "Tango".

Nową sztukę Głowacki napisał na zamówienie Jacka Wekslera, dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, gdzie jej prapremiera w reżyserii Agnieszki Glińskiej miała, trzeba przyznać, wspaniałe entree. W oktawę później Władysław Kowalski pokazał własną wersję sztuki w warszawskim Teatrze Powszechnym.

Agnieszka Glińska z prawdziwym wyczuciem formy przetarła teatralny szlak nowemu utworowi Głowackiego. Jej kameralna inscenizacja pokazała "Czwartą siostrę" jako utwór niezwykle spójny, przemawiający ze sceny zarówno do uczuć, jak i do intelektu widza. Akcent ciąży tu wyraźnie w stronę trzech sióstr mieszkających w Moskwie, która dość radykalnie odbiega od wyobrażeń ich pierwowzorów z dramatu Czechowa sprzed lat blisko stu. Najciekawszą i najbardziej zindywidualizowaną rolę stworzyła Kinga Preis w roli Katii. Inny punkt wyjścia przyjął Władysław Kowalski. Przeciwnie niż Glińska, nie łagodził jaskrawości. I okazało się, że spektakl nic nie stracił na stylistycznej jednolitości, a nabrał impetu i drapieżności. Tu na plan pierwszy wysunęła się żywiołowo temperamentna Edyta Olszówka wcielająca się w postać najmłodszej z sióstr, Tani.

Znakomicie wypadł Kowalski w roli Generała, co wydaje się tym ciekawsze, że sam się reżyserował, a to -jak uczy praktyka - rzadko daje zadowalające efekty. Z każdej kwestii swego bohatera, niegdyś nomenklaturowego pana życia i śmierci (na bojowym szlaku od Berlina do Kabulu), a dziś życiowego bankruta, Władysław Kowalski czyni majstersztyk zaprawionej goryczą prawdy Wygłaszane na pograniczu pijackiego bełkotu (acz z doskonałą dykcją) komunały Generała, olśniewały swą niezaprzeczalną oczywistością. Swą uderzająco trafną diagnozą obecnego stanu rzeczy i, bez względu na poziom zawartego w nich absurdu, obezwładniającą wiarygodnością przekazu.

Na przykładzie skorumpowanej Moskwy, w której gęsto i beznadziejnie niepotrzebnie padają ofiary gangstersko-policyjno-politycznych porachunków, Janusz Głowacki pokazał ironiczną apokalipsę świata u schyłku naszego wieku. Skoro to dyskusyjna wizja, więc ważna i skłaniająca do zastanowienia. Lepszej, na razie, jeszcze nie mamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji