Artykuły

Niebezpieczne związki

O "Kwartecie" sam autor mówił, że to cyniczna, pełna zła sztuka. W spektaklu Bartłomieja Piotrowskiego są ciekawe pomysły, ale zawodzi wykonanie.

Rozpoczyna się mocnym akcentem. Markiza Merteuil w połyskliwej krynolinie z syntetycznego materiału masturbuje się przed lustrem. W dalszej części przedstawienia również nie brakuje seksualnych gestów pomiędzy Merteuil a hrabią Valmontem. Postaciami, które Heiner Muller zapożyczył z "Niebezpiecznych związków" Choderlosa de Laclos - powieści będącej zapisem XVIII-wiecznej obyczajowości - libertyńskiej, a jednocześnie pełnej hipokryzji.

Valmonta i Merteuil dramaturg przeniósł do futurystycznego bunkra po trzeciej wojnie światowej. Relacje między Valmontem (Bartłomiej Piotrowski) a Merteuil (Natasza Słysz-Czaja) to podwójna gra - między nimi oraz między nieobecnymi na scenie dramatis personae - prezydentowa de Tourvel oraz Cecylią. Kobietą i dziewczyną uwiedzionymi przez Valmonta na życzenie markizy. Hrabia i markiza wymieniają się więc rolami, raz ona wciela się w jego rolę, podczas gdy on staje się panią de Tourvel. Za chwilę markiza przemienia się w Cecylię, którą uwodzi Valmont.

Ten kameralny dramat na dwoje aktorów wymaga bezbłędnej techniki. Tymczasem aktorom zabrakło dystansu do postaci, które stały się nazbyt emocjonalne. Lepiej jest w dalszych scenach, które jednak momentami (np. sztuczny biust wyskakujący z kostiumu Bartłomieja Piotrowskiego) stają się zbyt jaskrawe. Najlepiej wypada z pewnością zakończenie, gdy z postaci przed śmiercią (Merteuil podaje Valmontowi zatrute wino) opadają maski.

Zbyt ilustracyjna jest oprawa plastyczna (makatki z pejczem, szubienicą i zarysem nagiej kobiety). Rozprasza uwagę widzów i, jak się wydaje, przeszkadza także aktorom na małej scenie. Zaletą przedstawienia jest ciekawa adaptacja tekstu, poszerzonego o ostatnie listy Valmonta i markizy zaczerpnięte z powieści. Zmienia to nieco wydźwięk dramatu, nadając postaciom bardziej ludzki wymiar.

Dialogi są potoczyste i dobrze komponują się z oprawą muzyczno-dźwiękową, którą tworzą w zależności od sceny: łacińskie chorały, techno, muzyka klasyczna bądź odgłosy wybuchów i strzelaniny. Akcentuje to nieokreśloność czasu scenicznego, w którym przeszłość przeplata się z przyszłością i teraźniejszością. Podobną rolę odgrywają kostiumy, będące uwspółcześnioną stylizacją XVIII-wiecznych ubiorów.

Pomimo ciekawego pomysłu na przedstawienie zawodzi aktorskie wykonanie. A "Kwartet", stawiający drastyczną diagnozę "rozkładu związków międzyludzkich", jest bardzo precyzyjną partyturą wymagającą stopniowego dozowania emocji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji