Artykuły

Czwarta siostra

Nietuzinkowe określenie

Z wielką satysfakcją przeczytałam, że jakiś czytelnik zwrócił uwagę panu Leszkowi Pułce, urażony nietuzinkowym określeniem, jakim posługuje się on w tekście recenzji "Czwartej siostry".

Pan Pułka, odpowiadając na zarzuty, pisze, że takiego określenia używali również Heller i Hłasko. Tak, to prawda, jednak pan Pułka nie jest ani Hellerem, ani Hłaską. Zresztą oni używali go w tekstach literackich, a recenzje pana Pułki

literaturą piękną przecież nie są.

Bardzo cenię pana Pułkę, jednak tym razem rzeczywiście przesadził.

CZYTELNICZKA Z WROCŁAWIA

(DANE DO WIADOMOŚCI REDAKCJI)

Nieprzyzwoicie przyzwoity teatr .

Zbulwersował mnie tekst Leszka Pułki, w którym dokumentnie skrytykował on "Czwartą siostrę" Janusza Głowackiego w reżyserii Agnieszki Glińskiej jako pozbawiony głębi, bałaganiarski teatr.

Od napisania "Trzech sióstr" przez Czechowa upłynął cały wiek i trudno, aby sposób, w jaki rosyjski dramaturg przedstawił konflikt ideału i brzydoty życia, wystarczyło jedynie przetransponować i otrzymać dzieło trafiające do młodych końca wieku. Młodzi teatromani znajdują się właśnie w tej chaotycznej, nielogicznej i karykaturalnej rzeczywistości, trudno więc, aby napawała ich ona zgorszeniem i obrzydzeniem w teatrze. Doprawdy nie uważam, że widownia śmiejąca się z oglądanych scenek to banda metafizycznych głupków, łapiących się na tanie żarty.

Dziś podział na "złych", którzy klną, piją i mordują, oraz "dobrych" - z manierami, nieskażoną wulgaryzmem elokwencją i gołębim sercem, jest bezsensowny. Trzy siostry są tego najlepszym dowodem. "Jedna w ciąży, druga straciła cnotę, trzecia pije", a jednak bardzo się kochają, a ich uczucie nie traci na jakości, mimo błota, w którym siedzą po uszy. One same mają wątpliwość, czy ktokolwiek zobaczy ich tragizm, bo do tego trzeba by odrzucić "gębę", z którą do twarzy i swojsko. Ale póki się śmiejemy, jest dobrze, bo kto się, śmieje, ten nie stracił jeszcze nadziei, mimo że wpadł w depresję.

Prawdziwie amerykański happy end - powrót Jurija, Johna oraz Kostii (nikomu nie przeszkadza, że jest papierowy), a wreszcie zwycięstwo Nadizeżdy to kolejna zmyłka i prowokacja autora "Czterech sióstr". Bo sensu życia nie znajdzie się w kiczowatych hasłach, które zalewają nas zewsząd, bez względu na to, czy chodzi o majtki Calvina Kleina czy o Nadzieję. Kto daje się zdezorientować tym "szumom" i "brudom" na co dzień, temu rzeczywiście pozostaje tylko załamać ręce nad tym, że chcąc zapomnieć o sieczce umysłowej, którą serwuje nam codzienność, przyszedł do teatru "odchamić się", a tu widzi barchanowe gacie i słyszy stek przekleństw.

Ale przecież nie jesteśmy pozostawieni bez nadziei, bo okazuje się, że w zwykłej rodzinie, której członkowie lubią się poalkoholizować i nie przebierają w słowach, może się. zdarzyć prawdziwa miłość.

Sądzę, że Głowacki przez swą sztukę trafił w sedno współczesności, której - czerpiąc punkty odniesienia z minionej epoki - nie sposób zrozumieć i dobrze - o niej pomyśleć, a przez to i uznać "Czwartą siostrę" za bardzo przyzwoity teatr.

KAMILA TARNACKA, WROCŁAW

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji