Nie wszystkie kąty równe
Ogromną popularność zyskało sobie pisarstwo Edwarda Redlińskiego, autora głośnych powieści "Awans" i "Konopielka". Twórca obserwujący ze szczególną pasją przemiany społeczne i kulturowe naszej wsi, badający pogranicza obyczaju ludzi zmieniających środowiska przeniósł tę problematykę także i do swego dramatopisarstwa. W Teatrze Ziemi Łódzkiej oglądamy sztukę pt. "Czworokąt".
Powiedzmy szczerze i otwarcie - nie udała się ta sceniczna wersja socjologizującej analizy związków zachodzących między wiejskim pochodzeniem bohaterów a ich miejskim snobizmem. Utwór w swoim założeniu satyryczny, wyostrzający kontury zjawisk, świadomie operujący karykaturą, postaciami schematycznymi nie ma jednak dość siły komicznej, absurdalnych spiętrzeń sytuacyjnych czy paradoksów w dialogu, by udźwignąć autorski zamiar. Rzecz najgorsza w tym, iż wówczas kiedy autor mówi od siebie i mówi serio wpada w język nie najlepszej publicystyki, płaskiej, gazetowej stylistyki.
Można też by się spierać z Redlińskim o słuszność diagnoz, o to czy jego obsesyjny problem, jest głównym dylematem w naszym społecznym życiu, czy rzeczywiście - nawet biorąc, pod uwagę prawo pisarza do deformacji - tak się sprawy mają ze światopoglądem, obyczajem i mentalnością współczesnej wsi. Odnosi się czasem wrażenie, że to co w jej życiu jest marginesem staje się dla twórcy zjawiskiem dominującym.
Oczywiście lepiej tutaj nie wytaczać zbyt, wielkich armat przeciwko komediowemu dziełku, przyjmowanemu przez publiczność z rozbawieniem i temu właśnie celowi służącemu. Jeśli więc wpadłem w ton zasadniczy, to po prostu z tęsknoty za spełnieniem postulatów naszego życia teatralnego co do współczesnych, dobrych, o wartościach artystycznych i treściowych, sztuk. Na każdą więc próbę w tym kierunku patrzy się z uwagą i - być może - zbyt wielką nadzieją... Niewykluczone, że właśnie ta sytuacja bardzo krępuje naszych dramaturgów i o arcydzieło trudno.
Wracajmy więc do przedstawienia w Teatrze Ziemi Łódzkiej. Ma ono niewątpliwą zasługę, że objawia niedoskonałości tekstu. Mam wrażenie, iż tylko genialni aktorzy, no, powiedzmy - najznakomitsi, potrafiliby zbudować ponad nim postacie śmieszne i artystycznie pełnokrwiste. Uczyniliby zapewne z samego grania - tych postaci sprawę, potraktowali utwór Redlińskiego jako scenariusz i pretekst do swoistej zabawy, swobodnej transpozycji tematu.
W przedstawieniu, które oglądamy stało się inaczej,wszystko zostało potraktowane zbyt serio, komediowość starano się wywodzić z litery słowa, z sytuacji potraktowanej realistycznie, co przy aktorstwie nie najlepszego gatunku dało mizerne rezultaty. Można więc mieć pretensje do reżyserii, która nie narzuciła wykonawcom jakiejś zdecydowanej stylistyki, ujęcia całej rzeczy w - choćby odrobinę zaznaczony - cudzysłów.
Z czworga aktorów, grających w tym przedstawieniu, najbliższą takiego potraktowania roli była Barbara Więckowska jako Ina, która potraktowała swą bohaterkę z pewną konsekwencją. W roli Toniego oglądaliśmy Mieczysława M. Szargana, Beaty - Barbarę Szymanowską. W małej rólce Dziadka wystąpił Tadeusz Teodorczyk.
Zaletą realizacji, o której mówimy, jest niewątpliwie scenografia Ireneusza Pierzgalskiego, wykorzystująca kolor i "nowoczesność" zaprojektowanego wnętrza mieszkalnego do ironicznej charakterystyki jego właścicieli.