O spektaklu "Rewizor"
Realizacja "Rewizora" w telewizji nie powiodła się. "Rewizora" napisał Gogol trochę jak gdyby od niechcenia, natomiast zespół Teatru TV pod kierunkiem Jerzego Gruzy silił się na stworzenie arcydzieła. Rezultat ten: że osłabiona została wyrazistość Gogolowskich postaci i że znacznie ucierpiał w telewizyjnej przeróbce Gogolowski język. Reżyser dodaje niepotrzebną, denerwującą, nadmierną i co najważniejsze - niczym nie uzasadnioną ruchliwość kamery i to ma być wszystko, jeśli chodzi "modernizację klasyki".
W "Rewizorze" jest sekwencja z huśtawką w ogrodzie. Dla całości przebiegu akcji, zwłaszcza dla końcowych partii sztuki, jest to scena nieodzowna. Pokazuje balansowanie Chlestakowa na krawędzi przepaści, jego igranie z ogniem. Gruza z tej niewielkiej, lecz istotnej dla dramatu sekwencji zrezygnował, wprowadzając w zamian od początku do końca przedstawienia nieznośny, męczący, natrętny "taniec kamery". A tymczasem we współczesnym filmie obowiązuje od lat pewna prawidłowość: spokój, precyzja, obiektywizm kamery filmowej. Nawet Lelouche, znany z wścibskich operatorów, nie męczy widza ponad miarę, w każdym razie: nie każe mu mrugać oczami. Natomiast Jerzy Gruza przewraca obraz na wszystkie strony, tnie materiał, skleja go nie po kolei w chaosie jakiejś antywizyjno-dźwiękowej abstrakcji.
Wbrew zapewnieniom przed spektaklem nie spełnili oczekiwań widza Pszoniak - w roli Dobczyńskiego, i Jeruzal - jako Bobczyński. Dobczyński i Bobczyński to, moim zdaniem, ewenement w skali dramaturgii światowej - dwie postacie stanowiące jedność, nie wiadomo: dwukrotny błazen czy rozdwojenie jaźni? Trzeba było zdecydować się albo na jedno, albo na drugie. Nie zrobiono jednak tego i postacie spektaklu były przeszarżowane. Dobrze, chociaż nie rewelacyjnie, wypadł w tym rozgardiaszu Piotr Fronczewski jako Chlestakow i chyba on jeden wyszedł z całości realizacji obronną ręką. Grał trochę niepewnie albo na przemian brawurowo, grał nierówno, tymczasem Chlestakowa można grać nierówno, ale tylko do pewnego momentu. Od pewnego momentu nie ma miejsca na wahania. Wydaje się, te Gogol bawi się Chlestakowem jak marionetką. W tej lekkości jaką Chlestakow wplątany w konkretną sytuację dokonuje swojego dzieła zniszczenia - zawarta jest też nieśmiertelność "Rewizora". I można sądzić, że elementy pewnej nonszalancji w grze Fronczewskiego zapiszą się tu w pamięci widzów.