Artykuły

Hitler w operze

W poznańskiej operze dyrektorka i artysta wyzywali się od pier... Żydów i nazistów. Bo za kulisami pojawił się sobowtór Adolfa Hitlera - piszą Ludmiła Anannikova i Michał Danielewski w Gazecie Wyborczej.

Poniedziałek 9 listopada. Jest już późne popołudnie, ale gmach poznańskiego Teatru Wielkiego wciąż tętni życiem. Trwa kolejna próba do "Alexanderplatz" projektu Pauliny Wycichowskiej i Jana A.P. Kaczmarka opowiadającego o przełomie 1989 roku (...) Tańczy Ofir Lavie, izraelski solista Polskiego Teatru Tańca. - Zaczęliśmy ćwiczyć i nagle poczułem, że ktoś mnie obserwuje - opowie później Lavie. - Poszedłem za kulisy, ale dziwne uczucie nie mijało. Nagle się odwróciłem. Byłem w szoku. Zobaczyłem Hitlera! Patrzył na mnie. Ogarnęło mnie przerażenie.

"Ty Żydzie!", "Ty nazistko!"

Lavie mówi, że był bardzo roztrzęsiony. Poprosił Annę Gruszkę, swoją szefową z teatru tańca, by usunąć widmo Hitlera zza kulis. Gruszka, ustaliwszy, że "Hitler" jest pracownikiem technicznym, udaje się do jego szefa kierownika Michalskiego: - Powiedziałam, że ten pan specyficznie wygląda i że mamy tu wrażliwą osobę, której przeszkadza jego widok. Interwencja okazuje się skuteczna, sobowtór znika zza kulis.

- A nas trafił szlag, że w taki sposób potraktowano jednego z naszych kolegów! Bo co? Już czesać się na bok nie wolno? - oburza się jeden z pracowników teatru. Oburzonych było więcej. Załoga opery zagroziła strajkiem w obronie "Adolfa", a uroczysta premiera "Alexanderplatz" szykowana na Święto Niepodległości stanęła pod znakiem zapytania. Atmosfera dookoła sceny gęstniała coraz bardziej.

Wtorek, dzień później. Strajk udało się zażegnać. Trwa próba generalna. Lavie czeka na swoje wyjście na scenę. Nagle widzi kobietę, która krzyczy coś po polsku za kulisami. Boi się, że usłyszy ją widownia, więc podchodzi i prosi, by się uspokoiła. - Jestem dyrektorem tego teatru... - odpowiada zdecydowanie nieznajoma. To zastępca dyrektora ds. artystycznych Anna Świderska-Schwerin. - No i niby co z tego? - kontruje Lavie. - A ty jesteś pier... Żydem - wybucha dyr. Świderska i rozpętuje się piekło. - Że k..., co? Ty jesteś dyrektorem? Jesteś pier... nazistką! - krzyczy tancerz (...)

To wersja tancerza. Są też inne, ale nikt nie chce ich opowiedzieć pod nazwiskiem. Od pracowników Teatru Wielkiego można usłyszeć, że dyrektor Świderska miała prawo być zdenerwowana, ponieważ występujący gościnnie w operze Polski Teatr Tańca zaprosił bez jej wiedzy publiczność na próbę generalną. Niektórzy twierdzą również, że kiedy Świderska pojawiła się na próbie, by zażądać wyjaśnień, Ofir Lavie skwitował to lapidarnym: "Co za popieprzona Polka". Inni znów dadzą sobie rękę uciąć, że izraelski tancerz powiedział coś o Polakach, "tym cholernym narodzie".

Jak było naprawdę? Jest pewne, że na prośbę tancerzy zza kulis zniknął pracownik techniczny opery, którego izraelski tancerz wziął za Adolfa Hitlera. Napięcie wzrastało z każdą chwilą. A po awanturze za kulisami podczas próby generalnej już nikt nie mógł zatrzymać biegu wydarzeń.

Gdzie jest Hitler?

- Wiedziałem, że nie przemilczę tej sprawy, że podzielę się tym ze wszystkimi. Że będę szukał sprawiedliwości - opowiada Lavie. Ma 30 lat, przyjechał do Poznania rok temu na zaproszenie Polskiego Teatru Tańca. Karierę rozpoczął w Kibbutz Contemporary Dance Company. Od kilku lat pracuje w Europie, tańczył z Tanzkunst Dresden i Deutsche Oper w Berlinie. Również maluje i prowadzi galerię w stolicy Niemiec.

Lavie pisze list ze skargą do ambasady Izraela w Polsce. Ambasada reaguje natychmiast: - Jesteśmy bardzo zaskoczeni antysemickimi słowami wicedyrektorki teatru. Traktujemy tę sprawę bardzo poważnie, wysyłamy list do dyrektora Teatru Wielkiego - oświadcza Alon Simhayoff, attaché ds. kultury ambasady Izraela. W liście padają słowa, że incydent zasługuje na publiczne potępienie.

Z zagranicy wraca szef opery Michał Znaniecki i ogłasza, że zwalnia swoją zastępczynię: - Okazała się złym gospodarzem teatru - wyjaśnia.

Tymczasem Anna Świderska -Schwerin przeprasza za swoje zachowanie. "W trakcie rozmowy padły słowa, które nie powinny paść. Wyrażam z tego powodu ubolewanie i pragnę przeprosić wszystkie osoby - świadków zajścia - które poczuły się urażone formą i treścią naszej emocjonalnej rozmowy. Wyrażam nadzieję, że zaistniała sytuacja nie będzie miała wpływu na realizację kolejnych projektów pomiędzy Polskim Teatrem Tańca a Teatrem Wielkim" - pisze dyrektorka w specjalnym oświadczeniu, a później starannie unika kontaktu z mediami. Idzie na zwolnienie i oddaje sprawę w ręce prawników (...)

A co z Hitlerem? Skąd się wziął w operze? Gdzie jest? Kamień w wodę. Nikt nie może się z nim skontaktować. Media spekulują: że naprawdę wygląda jak Hitler, że w teatrze ma ksywkę "Adolfik". "Głos Wielkopolski" pisze, że tajemniczy bohater czuje się zniesławiony i zamierza zgłosić sprawę do prokuratury.

Kim, do ciężkiego diabła, jest ten facet? - zastanawiało się pół Poznania.

Nie Hitler, tylko Szajstek

Szukaliśmy Hitlera cztery dni. W końcu złapaliśmy go koło portierni opery. Jest!

- Słuchajcie, jaki ze mnie Hitler? Nigdy wcześniej nikt mnie do niego nie porównał, a noszę się tak od zawsze. Przecież wojna skończyła się kilkadziesiąt lat temu! Jestem Wojtek Szajstek, a nie Adolf Hitler.

Przyglądamy mu się badawczo. Wąsik jest, ale jakby bardziej filuterny niż mroczny. Grzywka też na bok zaczesana, ale włosy dłuższe, raczej a la późny Kurt Cobain niż wczesny Hitler. Jeśli już go porównać, to raczej do Zenka z serialu "Złotopolscy".

Kuśnierz z wykształcenia, 43 lata, mieszka pod Poznaniem, ma żonę, syna, na co dzień pracuje w dekoratorni poznańskiej opery. Małomówny, lubi słuchać Radia Eska (...) Nie rozumiem, dlaczego porównano mnie do Hitlera, dlaczego komuś przeszkadzałem - żali się Szajstek. - Przecież ja tylko obkładałem kulisy workami z piaskiem, żeby równo wisiały. Nawet nie wiem, jak ten tancerz wygląda. Nie rozpoznałbym go na ulicy. Zrobiłem, co do mnie należało, i po 22 poszedłem do domu. Dopiero później się dowiedziałem, że porównał mnie do Hitlera. Koledzy się śmiali Ja też, bo to wszystko jest śmiechu warte.

- Ale podobno ma pan ksywkę "Adolfik" - nie dajemy za wygraną - i nosi się pan na czarno, jak neofaszystowski bojówkarz.

- Może za plecami ktoś na mnie tak mówi. Nigdy nie miałem żadnych ksywek, nawet w szkole - Szajstek macha ręką z rezygnacją. - A chodzę na czarno, bo w teatrze muszę tak wyglądać, żeby nie było mnie widać z widowni. Tematyka faszystowska mnie w ogóle nie interesuje.

Trochę się boi, że ta historia zatruje mu życie w teatrze. A pracuje tu dopiero od wiosny. Nie jest operowym wyjadaczem, który niejedno widział i przeżył. - Mam nadzieję, że wszystko przycichnie. Lubię swoją pracę. Byłem już kuśnierzem, kierowcą, też mi to odpowiadało, bo ja lubię pracować. Chyba na ryby pojadę nad Wartę, żeby się wyciszyć, na wodę popatrzeć. Złowiłem szczupaka, już będzie ze 25 lat, 14,5 kilo miał, taaaka ryba... - rozgadał się Szajstek. Ale kiedy się żegnaliśmy, dodał poważnie: - Ten pan tancerz powinien przeprosić, to przez niego doszło do całej sytuacji. Bo przecież ja jestem Wojtek Szajstek, a nie Adolf Hitler.

PS. Wczoraj Anna Świderska-Schwerin wydała kolejne oświadczenie, w którym jeszcze raz przeprasza za swoje słowa, wyjaśnia przyczyny zdenerwowania i swego zachowania wobec izraelskiego tancerza: "Gdyby nie interwencja kierownika sceny zostałabym brutalnie zaatakowana fizycznie przez tancerza, najwyraźniej pobudzonego w sposób nienaturalny" - pisze Świderska, zarzuca też Laviemu "znieważającą wypowiedź pod adresem narodu polskiego" i zapowiada, że może będzie bronić swoich dóbr osobistych w sądzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji