Staruszek Bałucki trzyma się dobrze! - zapewnia Ewa Kołogórska
Wkrótce minie 40 lat od chwili, gdy w Szczecinie zainaugurowana została działalność polskiej sceny dramatycznej. Dialogi pierwszej sztuki, którą zobaczyli widzowie w salce Teatru Małego przy al. Wojska Polskiego (dzisiejsza Mała Scena Rozrywki), wyszły spod pióra Michała Bałuckiego. Beztroski humor jego "Grubych ryb" brzmiał na przekór ówczesnej rzeczywistości, pozwalał zapomnieć o świeżym jeszcze koszmarze wojny i gruzach na szczecińskich ulicach. Nie przypadkiem więc jubileuszowy rok 1985 w Teatrze Polskim otwiera właśnie Bałucki, którego "Dom otwarty" przygotowuje Ewa Kołogórska.
- "Dom otwarty" reżyseruje pani jako komedię muzyczną bogato inkrustowaną piosenkami, które napisała pani wspólnie z Bogusławą Czosnowską. Muzykę skomponował Zbigniew Rymarz. Czyżby licząca sto lat sztuka Bałuckiego dzisiaj wymagała już zabiegów reanimacyjnych?
- Piosenki nie są dodatkiem do Bałuckiego. Oparte na jego tekście są rymowanym i śpiewanym skrótem, syntezą pewnych scen, które dla współczesnego widza mogłyby stanowić dłużyzny. Przedstawienia ówczesne trwały przecież dużo dłużej, niż dzisiejsze. Stąd potrzeba pewnej kondensacji tekstu. Obie z Basią Czosnowską starałyśmy się w tekstach piosenek nie uronić nic z dowcipu Bałuckiego, którego reanimować nie trzeba. Staruszek trzyma się dobrze.
- "Dom otwarty" - podobnie jak "Grube ryby" czy "Klub kawalerów" przedstawia nie pozbawiony śmieszności ale sympatyczny i pobłażliwie potraktowany świat mieszczańskiej egzystencji zamkniętej między celebrowanymi posiłkami, konkurami i partyjką wista. Młodopolscy "peleryniarze" ochrzcili go nawet pejoratywnym mianem "bałucczyzny", co oznacza apoteozę gnuśnego i bezideowego bytowania. Zarzut - trzeba przyznać - poważny. Czy podjęłaby się pani obrony Bałuckiego?
- Młodopolscy "peleryniarze" są już w tej chwili chyba bardziej anachroniczni niż dziadzio Bałucki. Któż chciałby dziś np. powiesić sobie na ścianie "Szał" Podkowińskiego? A co do "mieszczańskiej egzystencji", to wolę domowe posiłki od tych w zakładach zbiorowego żywienia, długie konkury od małżeństw zawieranych na "olaboga" i grę w szachy i preferansa od Toto-Lotka.
Mieszczaństwo nie musi oznaczać gnuśności i bezideowości. Może być także synonimem uczciwości i przyzwoitości, a to już coś! Jeżeli zaś chodzi o obronę Bałuckiego, to wystarczająco sam się broni humorem i znajomością rzemiosła dramaturgicznego, czego życzyłabym i współczesnym kandydatom na Wyspiańskiego.
- To prawda. Jerzy Szaniawski nazwał Bałuckiego "komediopisarzem znakomitym" w czym nie ma wcale przesady. Komedie Bałuckiego są niezwykle sprawnie "skrojone", obfitują w szereg pomysłowych sytuacji, zaludniają je pełne autentyzmu, nieco karykaturalnie sportretowane postacie. Najlepszym świadectwem tego jest niewymuszony śmiech widowni i przywiązanie aktorów do pysznych ról. Chyba to wszystko w pani przypadku nie pozostało bez wpływu na decyzję realizacji "Domu". Dała o sobie znać aktorska natura...
- Dobrze napisana sztuka, jest jak partytura symfoniczna. Niby bez solisty, a jak, ktoś sfałszuje, to słychać. Komedie Bałuckiego są solidną szkołą dla aktora, granie w nich daje dużą satysfakcję zawodową.
- Przez wiele sezonów była pani związana ze sceną szczecińską, na której stanęła pani 35 lat temu jako młoda absolwentka warszawskiej szkoły aktorskiej z niezwykle bogatą już wówczas przeszłością... artystyczną.
- Niektórzy koledzy pytają mnie czy znałam Modrzejewską, ale ja naprawdę zaczynałam swoje kontakty z teatrem zawodowym dopiero za dyrekcji Osterwy w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, gdzie występowałam w charakterze "cudownego dziecka". A jeszcze wcześniej zdobywałam laury jako tancerka...
- ...II nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Tańca Artystycznego w Warszawie i I nagrodę na konkursie w Wiedniu!
- Po wojnie skończyłam szkołę teatralną Leona Schillera i przy jechałam do Szczecina. Tu mieszkam do dziś (z dwiema przerwami, kiedy na kilka lat opuszczałam Szczecin). Teraz jestem już na emeryturze i od czasu do czasu grożę moim znajomym, że będę pisać pamiętniki!
- Czy doświadczenie aktorskie procentuje w robocie reżyserskiej, pomaga osiągnąć sukces?
- Reżyser, jeśli chce się dogadać z aktorami. Powinien pokosztować chleba aktorskiego. Gorzej jeśli ktoś zostaje reżyserem tylko dlatego, że się nie sprawdził jako aktor. Albo dyrektorem, bo się nie sprawdził jako reżyser.
- Czuje się pani bardziej aktorką czy reżyserem ?
- Lubię oba moje zawody. A najbardziej okres prób kiedy coś się zaczyna dziać, powstawać. Spektakle to już tylko odcinanie kuponów.
Dziękuję za rozmowę