Artykuły

Wolność - ale jaka?

Leon Kruczkowski: "Pierwszy dzień wolności". Sztuka w 3 aktach. Reżyseria: Erwin Axer, dekoracje i kostiumy: Wojciech Krakowski. Prapremiera w Teatrze Współczesnym.

Gromada oficerów, pozbieranych nie wiedzieć skąd, z jakich miast i zawodów, wyrwana nie wiedzieć z czyich ramion, odziana w mundury z metalowymi guzikami i blaszanym emblematem na czapce, związana wspólną dolą, walcząca w imię wielkich haseł. Oficerowie dowodzili, kazali strzelać, sami strzelali, celnie, niecelnie, ostatniego dnia lata popadli w niewolę pierwszego dnia wiosny zostali wyzwoleni. Ale pomiędzy jesienią a wiosną było także życie, kilka lat życia, które nie miało ramion ani kształtów, które miało tylko oczekiwanie. Nie są to więc ludzie w pełni normalni, ci, którzy zajmują pewnego marcowego dnia opuszczone mieszkanie w opustoszałym miasteczku. Ich wzrok zaostrzył się, ich uczucia i nerwy są w najwyższym napięciu. Przez wiele miesięcy, gdy śnieg i deszcz, gdy skwar i mróz, tęsknili bezustannie do wolności, oddychali myślą o niej jak powietrzem, rozumieli, ją w formach najprostszych i najbardziej skomplikowanych, snuli o niej marzenia jak o kobietach, których też mieć nie mogli, badali siebie i swą wolność jak lekarz kraje zwłoki na stole operacyjnym. I oto są faktycznie wolni, chcą wracać do swoich domów, pożegnanych w dniu wojny, albo do tych zgliszcz, w które ich domy zmieniono. Mają wolność. Nastaje czas próby.

Kruczkowski w swej nowej sztuce porusza problem, który wielką falą uderzył w literaturę współczesną. Problem przemocy, a więc i problem wolności. Filozofowie, którzy pragną objaśnić świat, wpatrują się uważnie w "Drogi wolności" i opisują je, sceptycznie, czasem przelotnie. Ich obserwacje są pełne lęków, zastrzeżeń, poczucia bezsilności. Ich wnioski zmierzają do ugięcia się przed rzekomą niezmiennością zjawisk są nasycone pesymizmem. Relatywizm. Egzystencjalizm. Aż wreszcie - zmrok, postawa rozpaczy i beznadziejności. Lecz prócz filozofów upadku są filozofowie, którzy świat chcą zmienić. Kruczkowska do nich należy, ich jest uczniem. Jego działalność w jakiejś cząstce zbliżała, zbliża nam tę zmianę. A w sztuce?

Sztuka stawia pytania. Do odbiorcy należy odpowiedź. Sztuka może mu ją dać gotową, uszytą na miarę, nawet zapiętą na ostatni guzik. Często wówczas przestaje być sztuką i przemawia do odbiorców zobojętniałych, opornych jak dzieci przed kleikiem. Nie takie odpowiedzi są ważne. Przez dobór faktów, przez ich ideową i artystyczną wymowę pisarz wiedzie swego czytelnika, słuchacza, widza ku właściwej odpowiedzi.

"Pierwszy dzień wolności" stawia pytania. Zasadnicze i może nawet najważniejsze. "Pierwszy dzień wolności" kończy się wielkim znakiem zapytania. Trzeba więc cofnąć się do jego założeń, do owej grupy oficerów, wyrwanych z obozu jenieckiego, którzy pewnego przedwiosennego dnia zajęli na chwilową kwaterę porzucone mieszkanie w wyludnionym miasteczku.

Konfrontacja z pięcioletnim marzeniem, z pięcioletnimi snami? Nic nie jest jak być miało, jak być powinno, nic nie jest tak proste, jak się wydawało w zamknięciu. Nawet kobieta - to tylko woskowa lalka, manekin ze sklepu z konfekcją, przypadkiem znaleziony. Za to próba spada od razu największa, na największą miarę.

Z grupy jeńców, wyzwolonych obrotem wojny, wyróżnia się Jan, dla którego problem wolności jest zarazem problemem wyboru. To wolność uświadomiona, wolność, którą czekać będą ciężkie doświadczenia dziś i jutro, ale która ostoi się, bo jest motorem świata. Michał, nim założy piwiarnię z ogródkiem, pójdzie najpierw na front, który jeszcze istnieje, przyspieszać zwycięstwo wyzwolenia. Hieronima wolność ma być życiem wspólnoty, społecznym poddaniem się prawom, nawet gdy nie całkiem zrozumiałe. A jest też wolność na codzień, powszednia, wolność Pawła, który rwie się do życia bujnego, pragnie powetować sobie, odrobić stracone za drutami lata - i wolność zwierzęca, użycia gdzie się da, jak długo się da, jak tylko się da.

I jest jeszcze wolność Anzelma, który ją zdobył dopiero w obozie, właśnie za kolczastym murem, wolny od rodziny, od obowiązków, pogrążony w filozoficznej rozprawie która na pewno jest licha. Fałszywy święty - słusznie odpędzany przez kolegów.

Wolność zjadaczy chleba to mała wolność, wolność anarchii to fałszywa wolność, wolność gwałcicieli to zła wolność, wolność Anzelma to wolność głupia. Ale wolność Jana? który wie co czcze i jałowe, a co owocuje?

Kruczkowski konfrontuje ją okrutnie z życiem. Z problemami, jakie życie stawia natychmiast i może nieraz jeszcze postawi przed Janem. W promieniu "Pierwszego dnia wolności" zwycięzców stają i zwyciężeni. Naga lalka ożywa ciałem dwu dziewcząt, które w domu zajętym przez zdyscyplinowanych zwycięzców znajdą ochronę przed ludźmi, z których okiełzanie prawidłami życia opadło. I przed tymi dziewczętami problem wolności staje nagi i ostateczny. 17-letnia Luzzi przed pustką, która w niej tkwi, schroni się w ramiona mężczyzn, potem innych mężczyzn. 19-letnia Inga... tak, ta sprawa jest bardziej skomplikowana, iżby ją mogło określić stwierdzenie: zła wierność złej sprawie. W decyzji Ingi waży historia i instynkt, nie tylko zło. I waży to wszystko, co, mówiąc najprościej tworzy między ludźmi przepaść, narzuca im naturę wilczą.

Ingę trzeba zabić. Natychmiast. Kto wykona wyrok? Jan? Jan! "Ale dlaczego pan... dlaczego właśnie pan?" - kończy Luzzi tragicznym pytaniem. Odpowiem na to pytanie. Prawo wyboru pociąga za sobą obowiązek odpowiedzialności. Za ów wybór, i za wiele innych praw, które daje. Bardzo wielka jest cena, którą Jan płaci za swą wolność. Ale to cena, dzięki której Jan może walczyć o wolność, o taką wolność, w której nie będzie zwycięzców i zwyciężonych. Jan - podkreśla Kruczkowski... "rzuca karabin na podłogę". Teatr też mocno eksponuje ów gest Jana, dzięki czemu sens ideowy decyzji Jana staje się jeszcze bardziej jasny.

Sztuka Kruczkowskiego jest sztuką intelektualną, filozoficzną, aż kłębi się w niej od zwarć dyskusyjnych. Czy to znaczy że jest niezbyt sceniczna, przeintelektualizowana, zagęszczona? Bynajmniej! Z wyjątkiem może wyjątku Anzelma, trochę sztucznie włączonego w surową konstrukcję sztuki, utwór trzyma w napięciu także od strony fabuły, w pełni dramatycznej, nieledwie sensacyjnej. Widz jest porwany i wzruszony, każdy widz.

Powstaje pytanie: z jakim zjawiskiem artystycznym mamy do czynienia, i jakiego formatu? Chciałbym uniknąć wielkich słów, wielkich liter, ale wydaje mi się, że odpowiedź i na to pytanie jest potrzebna.

Leon Kruczkowski reprezentuje obecnie wobec świata dramaturgię zaangażowaną, dramaturgię komunistyczną. Jest to dramatopisarz, którego sztuki dają nie tylko świadectwo prawdzie ale i świadectwo socjalistycznego poglądu na świat.

W okresie przewartościowywania wartości, gdy obnażały się najróżniejsze braki i błędy, twórczość Kruczkowskiego nie utraciła swego znaczenia. "Odwety", "Niemcy", "Juliusz i Ethel", nawet pierwotna wersja słabszych "Odwiedzin" - to są sztuki, które pozostaną. "Pierwszy dzień wolności" jest nowym triumfem pisarza. Scenicznym, artystycznym. Czy także ideowym? W moim najgłębszym przekonaniu: tak. Pewien krytyk zarzucił już Kruczkowskiemu, że wielkie problemy wolności ustawił pośród "poczciwie kanapowych kłopotów"; no cóż, rybia krew nie sprzyja sztuce, a sprowadzanie wielkiej biologicznej metafory i konfrontacji do praktyk komedii bulwarowej świadczy tylko o pomieszaniu pojęć krytyka. O to zresztą mniejsza. Ale mogą być inne zarzuty, związane najściślej z bezpośrednią warstwą fabularną utworu, z umiejscowieniem akcji w konkrecie rachunków polsko - niemieckich. Tu warto wtrącić, iż skoro dla Kruczkowskiego temat niemiecki od młodzieńczego "Bohatera naszych czasów" aż do Epilogu "Niemców" jest szczególnie bliski i żywy - nie dziw, iż z jego złóż wydobył jeszcze jedną żyłę kruszcu. Ale trzeba zarazem stwierdzić, że Niemcy i Polacy w "Pierwszym dniu wolności" są synonimem spraw większych, bardziej ogólnych. Od pierwszych zdań, od pierwszych niemal słów, które padają w sztuce, widać, że decyduje zagadnienie postaw moralnych wobec problemu wolności, wykraczające daleko poza strefę osobistych wspomnień i historyczno-geograficznej lokalizacji.

I jeszcze jedno: twórczość Kruczkowskiego wyrastała z żeromszczyzny, miała więc swoje głębokie źródła w romantyzmie polskim. "Kordian i cham"? Kruczkowski przeciwstawia się tradycji romantycznej jak Wyspiański i jak Wyspiański nie mógł się od niej wyzwolić, w jej tryby popadał. Nawet w "Niemcach" Ruth jest bohaterką romantyczną, o powiązaniach dalszych i bliższych z literaturą polską. "Pierwszy dzień wolności" jest sztuką antyromantyczną. Jest sztuką racjonalistyczną. Jan to postać z rodu komunistów (choć komunistą nie jest), a straceńczy, pozornie patriotyczny i bohaterski zryw Ingi zostaje zdemaskowany i obnażony do dna.

Witamy wybitne dzieło polskiej literatury postępowej, socjalistycznej. Są krytycy, którzy widzą w nim zarazem najświetniejsze, jak dotychczas, osiągnięcie dramatopisarstwa Leona Kruczkowskiego. Wybitnym wydarzeniem teatralnym stało się również przedstawienie "Pierwszego dnia wolności" w Teatrze Współczesnym. Ale o nim już osobno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji