Artykuły

List Macieja Wojtyszki

Kiedy poprosiliście mnie o relację z prób "Moliera czyli zmowy świętosz­ków" Michała Bułhakowa, zgodziłem się zbyt pochopnie. Po prostu nie umiem znaleźć złotego środka pomiędzy bana­łem, który nic nie mówi, w stylu "wielcy artyści", "niezwykłe przeżycie", "ogrom wrażeń" a cisnącym się pod pióro autentycznym tysiącem wrażeń, jakich ta proza mi dostarczyła. Radość ze spotkania tak wielkich indywidualności jak Halina Mikołajska i Tadeusz Łomnicki, w połączeniu z satysfakcją, że powrót Wielkiej (jeśli nie Największej) polskiej aktorki na ekrany telewizorów zdarza się w sztuce Michała Bułhakowa - jak to wyrazić? Trzeba by zbyt głęboko się­gać w życiorysy zarówno autora sztuki, jak i aktorki. A czy z faktu, że los często prześladował dyrektorów teatrów i że wielcy artyści, Molier, Bułhakow (a także Łomnicki i Gogolewski) potra­fią spożytkować każde przeżycie dla doskonalenia swojej sztuki, powinno coś wynikać dla widzów? Kulisy, ży­ciorysy, kuchnia teatralna - zawsze byłem zdania, że biografia i dzieło powinny być rozważane oddzielnie bez skandalizujących ploteczek i naiw­nych mitologii. A jednak... jest to sztuka o władzy, o miłości, o prze­znaczeniu i o teatrze. O teatrze, a więc czy można uniknąć analogii pomię­dzy aktorem - sobą, a aktorem - rolą? Musielibyście o to zapytać nie mnie, ale wymienionych uprzednio ar­tystów, a także Mariana Kociniaka, Joannę Szczepkowską, Włodka Pressa, Tomka Budytę. Ja w każdym razie nie mogę oprzeć się uczuciu, że wziąłem udział w czymś niezwykłym, w tych rzadkich momentach zdarzających się w teatrze (takżę w tv), kiedy wszyscy - aktorzy, realizatorzy, personel technicz­ny - mają świadomość, że dzieje się coś naprawdę ważnego. Nie oznacza to wca­le, że bezwstydnie zachwalam i rekla­muję efekt końcowy i że osiągnęliśmy jakieś niesłychane szczyty. Nie, jestem pewny, że wiele mogło być inaczej, le­piej, ciekawiej. Wyrzucam sobie oczy­wiście brak dystansu i zbyt bezkrytycz­ny podziw wobec scen, które gdyby przysunąć trochę bliżej kamerę... zo­stawmy to. Jeśli zdecydowałem się na­pisać jednak te parę słów przed emisją spektaklu, to po to, aby ocalić choć pa­mięć o klimacie, jaki powstał, gdy dużej klasy zawodowcy (myślę tu nie tyl­ko o aktorach, ale o scenografach, kompozytorze, oświetleniu, kamerach) mo­gli i chcieli pracować z pasją, z natchnieniem, z żarliwością.

Że tak powinno być normalnie? No właśnie. Nie wymagajcie ode mnie wy­jaśnień, dlaczego zdarza się to tak rzad­ko, bo to już temat na zupełnie inne opowiadanie.

Łączę pozdrowienia

Maciej Wojtyszko

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji