Artykuły

Skowroński i Antczak

Piszę te uwagi w poniedziałek, późnym wieczorem, w dniu rozpoczęcia V Zjazdu. Mamy już poza sobą, uroczystość otwarcia obrad, przemówienie Władysława Gomułki w wieczornym wydaniu TV obszerne streszczenie owego wystąpienia. Następne dni będą stały pod znakiem tego ogólnokrajowego wydarzenia. Ostatnie zaś godziny przed Zjazdem oddane były obsłudze reporterskiej, publicystyce i felietonowi literackiemu - różnorakim gatunkom dziennikarskim, które łączyły najbardziej aktualne sprawy naszej współczesności z przypadającą akuratnie pięćdziesiątą rocznicą II Rzeczypospolitej. W tej więc materii mieściły się kartki poświęcone kwestii chłopskiej w latach międzywojennych i felieton Władysława Machejka sytuujący literaturę w ogólnonarodowej panoramie problemów społecznych, ideowych i obywatelskich, publicystyka ekonomiczną i teatr telewizyjny.

W dziale artystycznym wydarzeniem tygodnia stała się nowa premiera "Notesu" Zdzisława Skowrońskiego. Skowroński dostąpił tej nobilitacji publicznej, iż na jego sztuki czeka pół Polski telewizyjnej z prawdziwym zainteresowaniem. Sprawiła to jego klasa pisarza teatralnego, uwierzytelniona choćby tak świetnym dziełem jak "Mistrz" w niezapomnianej, powiedziałbym, jaraczowskiej kreacji Warneckiego.

Przyznam, że obok "Chłopców" Grochowiaka ów "Mistrz" wydał mi się najbardziej znaczącą premierą telewizyjną na przestrzeni kilku dobrych ostatnich lat.

Sprawa Skowrońskiego, jej wyjątkowość w praktyce dramatopisarskiej polega na tym, iż autor "Notesu" związał od dość dawna już swoje pióro z teatrem telewizji i dla niego mierzy swe sztuki. I to zapewne ma także swój związek z wartością artystyczną jego propozycji, dla telewizji bowiem trzeba umieć pisać.

Powodzenie Skowrońskiego ma poza tym swój związek z mądrze nawiązanym duetem z Jerzym Antczakiem, reżyserem odczuwającym wrażliwie zarówno pisarstwo Skowrońskiego, jak i warsztat telewizyjny. Ten "Notes" dał znowu kolejny dowód ma świetną wyobraźnię Antczaka, jakże sugestywne prowadzenie aktorów i komponowanie obrazu telewizyjnego. Otrzymaliśmy w sumie widowisko pełne dramatyzmu organizowanego jednak, tak bym to nazwał, w sposób delikatny, prawie niezauważalny, rodzący się z wytrawnego działania aktorskiego i uchwyconego klimatu epoki.

Piękna rola Tadeusza Fijewskiego i ujmujące partnerstwo młodego aktora J. Englerta. Dobre kreacje Zofii Kucówny i Ryszarda Pietruskiego. Rzecz zaś cała dotyczyła trudnych lat międzywojennych, nędzy, bezrobocia i pierwszych objawień radykalnych młodego inteligenta-bohatera sztuki. "Notes" oparł Skowroński między innymi na pamiętnikach bezrobotnych.

W innych zaś działach? Zapamiętałem niezwykły reportaż zatytułowany "Niecodzienni goście". Rzecz właściwie dość rewelacyjna z uwagi i na temat i na sposób jego relacjonowania. Reporterzy Bohdan Czarnocki i Wiesław Antosik towarzyszyli z pokładu polskiego okrętu wojskowego, warszawskiemu rejsowi zachodnioniemieckiej jednostki morskiej, która penetrowała polskie wybrzeże. Ci wspaniali goście płynęli cały czas, oczywista, na wodach eksterytorialnych, przyznam jednak, że wiele bym dał, gdyby można było w tej konkretnej sytuacji potargać przepisy prawa międzynarodowego i dosolić tym "turystom". Zdjęcia robione na silnych zbliżeniach szpiegowskiego statku sprawiały dobitne wrażenie.

Bardzo nudna niestety była ostatnia niedziela. Spuentował ją finał, jak chce tytuł tej imprezy, pieśni zaangażowanej. Trzeba powiedzieć, nie rozwlekając się, iż organizatorzy tego maratonu zyskali tyle, iż niedługo nie będziemy chcieli słyszeć chórów z zasłużonym "Śląskiem" na czele.

Został jeszcze dział rozrywki. Przed paru tygodniami oglądałem straszydło z rozgłośni łódzkiej pod tytułem "Proszę dzwonić". Miałem już o tym nie wspominać, bo ostatecznie jakie można np. mieć pretensje do p. Jaremy Stępowskiego sympatycznego piosenkarza, za to, że nie potrafi mówić dowcipnie. Jest przecież do śpiewania. Wtedy mówił. O wiele lepiej wypadły w rolach zapowiadaczek panie: Prolińska i Kunicka. Przypomniało mi się to, gdy w ostatni poniedziałek słuchałem tej ostatniej, gdy śpiewała w Tele-Variete. Przyznam, że bardzo mi się podobała i piosenka i piosenkarka, która, o ile mogę coś w tym względzie powiedzieć, coraz wyraźniej wychodzi z przesłodzonych i banalnych melodyjek.

A o tym programiku nawet bym może nie wspominał, ale nasunął on mi wspomnienia, jakie wielu jeszcze krakowian gnębią po owej namiętnej rewii nadanej z Krakowa z okazji otwarcia nowego ośrodka TV. Okazuje się, że te wszystkie zadęcia mogą tylko rzecz popsuć. Poniedziałkowa rewietka była bezpretensjonalna a ileż lepsza od tamtej machiny krakowskiej.

Echa tej sprawy odbiły się zresztą także na ogólnokrajowej sesji krytyki teatralnej odbytej ostatnio w Krakowie. Nie szkodzi. Nawet bardzo dobrze. Może to zaalarmuje kierownictwo telewizyjne a przede wszystkim zmusi organizatorów do większej kontroli nad swoją działalnością. Piszę to bez żadnych uprzedzeń, bo chciałbym bardzo, by Krakowowi, działo się jak najlepiej. Nawet w tym składzie.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji