Artykuły

W Oslo

Jak już wspomniałem w poprzednim felietonie, przyjrzałem się ostatnio telewizji norweskiej. Wyniosłem - z konieczności - wrażenia dość fragmentaryczne, wybierałem bowiem tylko niektóre punkty programu, przede wszystkim jednak celowałem w dzienniki i teatr telewizyjny. Te audycje bowiem - obok quizów - należą do najpopularniejszych na obszarze Norwegii. Bezapelacyjne przewodnictwo utrzymuje jednak dziennik. Myślę, że nie bez kozery; po pierwsze bowiem Norwegowie wbrew fałszywym domniemaniom są ludźmi bardzo rozpolitykowanymi (zresztą obecnie na całym kontynencie europejskim niewiele znaleźlibyśmy spokojnych enklaw izolujących się od polityki), po drugie - te dzienniki są. po prostu bardzo dobre. Być może, że miałem szczególne szczęście obserwując serię tych programów na celującym poziomie, bardziej skłonny jestem je drak uznać, iż ten poziom jest sprawą zwykła, codzienną. Potwierdzają to sami abonenci, a ci - jak wiadomo - pod wszystkimi słońcami nie należą do przyjemniaczków.

Świetne są przede wszystkim serwisy filmowe. O ich wyborze decydują - tak, jak to jest konieczne w dziennikarstwie - nie nastroje poetyckie redaktora dziennika, lecz aktualne potrzeby i wydarzenia w kraju i świecie. Są lapidarne, rzeczowe, naładowane informacją. Wolne od minoderyjnych komentarzy i pustego brylowania obiektywem. Rzecz jasna, nietrudno się domyślić, że Oslo ma z pewnością większe możliwości zakupu zagranicznego towaru i przede wszystkim nieporównywalnie z nami większą operatywność reporterską. Tego dnia, kiedy składałem wizytę jednemu ze sztabowych redaktorów radia i telewizji, wynikła nagle sprawa obsłużenia pewnej imprezy norweskiej we Włoszech. Była godzina 10 rano. Pod wieczór odpowiedni reporter siedział już w samolocie Oslo - Rzym.

To jednak specjalnie mnie nie zdziwiło. Zaskoczony byłem przede wszystkim serwisami krajowymi. Widziałem kilka reportaży dotykających - jakby się to u nas powiedziało - sprawy aktywizacji małych miasteczek. Solidna robota. Inteligentne zdjęcia, dobra informacja.

Trudno - rzecz jasna - po kilkunastu godzinach telewizyjnych kusić się o jakieś głębsze oceny. Oslo - podobnie jak i inne europejskie centra TV - znajduje się w stałych poszukiwaniach, serwując program raz więcej zajmujący, raz mniej udany i bardziej zdawkowy. Teatr, opera, balet i muzyka - jak mi powiedział dyrektor telewizji norweskiej p. Otto Nes - zajmują 10-12 procent programu.

Można właściwie mówić o istnieniu dwóch scen teatru TV w Oslo. A może dokładniej: dwóch nurtów repertuarowych - współczesnego i klasycznego. Na tej pierwszej scenie idą: Ionesco, Beckett, Pinter, Mrożek, A. Miller, Williams, O'Neill, na drugiej zaś Ibsen, Czechow, Shaw, Szekspir, i tak dalej. Wydaje mi się, że te spektakle są silnie spokrewnione z przedstawieniami zwykłego teatru, iż bliżej im klasycznej rampy teatralnej niż własnego wyrazu artystycznego. To nie znaczy jednak, iż telewizja norweska odgradza się od budowania oryginalnych środków wyrazowych. Zresztą najlepiej to poświadcza własny, telewizyjny zespół aktorów - 12 osób znajduje się na stałym etacie TV. Inni aktorzy - tak jak u nas - występują gościnnie.

Bezspornym powodzeniem cieszy się przede wszystkim repertuar klasyczny. Współczesna awangarda jest źle przyjmowana. Po tego typu przedstawieniach do TV płyną listy z wymyślaniami. Oslo jednak ani myśli zrezygnować z uprawiania tych sztuk i patrzy na reakcję widowni jako na przejaw konserwatywnego i bezkrytycznego myślenia publiczności. Jasną jest rzeczą, że i te spektakle mają swoich amatorów, a nawet entuzjastów, myślę, że na tym gruncie polska publiczność jest bardziej oswojona i zaawansowana. Norwegowie jednak potrafią organizować niezwykle żywą reklamę telewizji. Wszystkie gazety w Oslo poświęcają TV bardzo wiele uwagi i miejsca. Często przeznacza się całe kolumny omówieniom. W czasie mego pobytu w Norwegii szedł "Mistrz" Skowrońskiego i Antczaka. Inscenizacja tego spektaklu poprzedzona była obszernymi informacjami, a nazajutrz po wyświetleniu "Mistrza" skwitowana recenzjami. Trzeba dodać, iż bardzo pochlebnymi. "Mistrz" odtworzony był w polskiej wersji językowej, opatrzonej napisami norweskimi. Odbiór techniczny jak najlepszy, poza jedną krótką przerwą w transmisji.

Polska - tak myślę - ma niezłą koniunkturę w Norwegii. Znany tu jest Mrożek i pantomima Tomaszewskiego, w witrynach księgarskich leżą nasze książki. Ostatnia wizyta Teatru Narodowego zrobiła wielkie wrażenie. Nawet znani ze swego malkontenctwa krytycy powitali "Żywot Józefa" z najwyższym uznaniem. Powiadał mi jeden z pracowników Norske Teater, że nikogo jeszcze tak gorąco norweska publiczność teatralna nie witała.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji