Poznaniacy na fali (fragm.)
Dyrektor warszawskiego Teatru Dramatycznego wpadł na znakomity pomysł, aby zapraszać raz w sezonie na tydzień jeden wybitny teatr, wzbogacając wydatnie w ten sposób życie teatralne stolicy, w którym - jak wiadomo - dzieje się niewiele. W zeszłym sezonie "Gościem Teatru Dramatycznego" był Stary Teatr z Krakowa. W obecnym zaprezentował swoje trzy widowiska Teatr Nowy z Poznania.
Goście przywieźli zestaw przedstawień tyleż różnorodny, co konsekwentnie wybrany. Ich łącznikiem jest muzyka. Reklamowe są nawet trochę na wyrost - jak to w reklamie - "3 x musical". W każdym bądź razie nurt sztuki dźwięków jest bardzo silny i przepaja zarówno "Ghetto" Joshuy Sobola,"Piękną Lucyndę" Mariana Hemara jak i "Kuglarzy i wisielców" Jacka Kaczmarskiego. Cykl wydawniczy naszej gazety sprawia, że tym razem muszę się ograniczyć do uwagi na temat dwóch pierwszych widowisk.
Zarówno "Ghetto" jak i "Piękna Lucynda" zostały zainscenizowane przez dyrektora Teatru Nowego Eugeniusza Korina. On też stał się głównym bohaterem wizyty poznańskich gości, pozwalając na wyciągnięcie optymistycznego wniosku, iż jego działalność twórcza podnosi jeszcze wyżej poprzeczkę jakości, postawioną i tak bardzo wysoko w czasie długoletniego prowadzenia Teatru Nowego przez Izabellę Cywińską.
Korin w obu widowiskach okazał się wnikliwym i odważnym interpretatorem tekstu dramatycznego, świetnie operując konwencją teatru w teatrze.
Sztuka Sobola opowiada historię wileńskiego getta, zakończoną wymordowaniem wszystkich jego mieszkańców. Występują w niej autentyczne postaci, tak po stronie żydowskiej jak i niemieckiej. Osnową są przejścia aktorów teatru założonego w getcie, śpiewających autentyczne piosenki, które muzycznie opracował Jerzy Satanowski. Ich występy miały odwrócić uwagę więźniów od rzeczywistego położenia. Tymczasem z każdego słowa jak i taktu wyziera rozpacz. W tej oto scenerii toczą się główne pojedynki o życie między esesmanem Kittelem a Gensem - szefem getta, Weiskopfem --żydowskim przedsiębiorcą, Krukiem - bibliotekarzem i dr Paulem przysłanym z Berlina w celu zarekwirowania i zniszczenia dzieł kultury żydowskiej.
Korin bezbłędnie wypreparował, jak w laboratorium, sposób najwyższego demoralizowania i niszczenia człowieka przez system totalny - w tym wypadku przez faszyzm. Zarówno w jednym jak i w drugim totalizmie było nim wciąganie przedstawicieli podbitych narodów w zbrodnię: w wywożenie i mordowanie swoich współbraci.
W widowisku poznańskim perfekcyjnie została pokazana gra jaką toczy esesman Kittel z Gensem i Weiskopfem, oślepiając ich złudną możliwością ocalenia własnych głów i pewnej liczby Żydów. Gens daje się wciągnąć w zbrodnię. Zgadza się uczestniczyć wraz ze swoją żydowską policją w mordowaniu pewnej liczby współbraci. Weiskopf z tych samych powodów organizuje pracę dla niemieckiej armii. Tylko bibliotekarz Kruk potrafił przejrzeć grę hitlerowców. Rozumie, iż zgoda na zamordowanie człowieka jest udziałem w zbrodni. A ujawnienie spisu żydowskich książek jest przyzwoleniem na zniszczenie kultury żydowskiej.
Tak postawiony temat holocaustu był bardzo trudny w realizacji. Korin dał dowód - jako inscenizator - wielkiej odwagi i wyobraźni, umiejętnie posługując się realiami tamtego czasu, np. zmniejszonymi wagonami, wiozącymi ludzi na miejsce zagłady. Bardzo prawdziwie pokazał bohaterów tragedii, niespiesznie odkrywał ich prawdziwe twarze.
Wspaniale zagrał rolę Kittela Mariusz Sabiniewicz. Kittela byłego aktora niemieckich kabaretów, miłośnika muzyki i nazistowskiego mordercę. Mistrzowsko pokazał przysłanianie maską dobroduszności prawdziwego cynizmu, oddanie zimnej logiki w służbę ludobójstwa.
Bardzo wiarygodnie pokazali też swoich bohaterów opętanych ideą ratunku za każdą cenę Mariusz Puchalski - Gens i Witold Dębicki jako Weiskopf. Aleksander Machalica trafnie zaakcentował samotność bibliotekarza Kruka, człowieka, który zna prawdę, ale jest bezsilny. Wzruszający byli Antonina Choroszy w roli pieśniarki Chaji oraz Paweł Binkowski jako aktor-lalkarz.