Artykuły

Dałem 200 zł

Kalendarz tak teraz zatłoczony mnogością spraw sytuacji, że trudno w nim wygospodarować wolny wieczór na wizytą w teatrze. A im kto wyżej, tym zajęć więcej, stąd decydenci rzadko decydują się na teatralny relaks. Odnotować zatem trzeba z satysfakcją, że i Henryk Jabłoński i generał Mieczysław Dębnicki wybrali się na odległy Targówek, iżby tam przy okazji premiery "Romka i Julki" wspomóc akcję rewaloryzacji zabytków Krakowa. Okazja była oczywista, jako że wodewil autorstwa krakowskich autorów (Tadeusza Kwiatkowskiego i Antoniego Mleczki) i o perypetiach sercowych u krakowskich murarzy traktuje. Premierowych gości witał przed teatrem koncert krakowskiej Szmelcpaki, zaś w westibulu pękata skarbonka. Dyżurował przy niej dyr. Jan Krzyżanowski, oceniając hojność zaproszonych. Dałem złotych 200, sam podglądając potem następców. Rekord w serdeczności dla krakowskich zabytków przypadł przewodniczącemu Rady Państwa: dostrzegłem dwa tysiączłotowe niebieskości! Zaś skarbonkowa suma, komisyjnie potem przez teatr ustalona, wynieść miała 23.543 złote 70 groszy!

Przedstawienie "Romka i Julki" dostroiło się do uroczystej sytuacji. Kolorowe, roztańczone, pogodne. W zespole prym wiodła Bożena Brun Barańska. Znakomita mezzosopranistka Teatru Wielkiego, bodajże od roku już na zasłużonej emeryturze, dała się tu namówić na obsadzenie w roli pyskatej kwiaciarki spod Sukiennic, pani Floryanowej. I zagrała to sympatyczne babsko, co to i do wypitki i do tańca, z urzekającym temperamentem, prawdziwym kunsztem wokalnym olśniewając w interpretacji rodzajowych kupletów. Sekundowała jej dzielnie młodzież. Małgorzata Boratyńska jako rezolutna Julka, Krzysztof Tyniec jako siarczyście rozkochany Julek, Maciej Wolf jako komentujący z wdziękiem sceniczne wydarzenia student. A wszystkie te perypetie Kapuletówny z Krowodrzy i Montekiego ze Zwierzyńca rozgrywały się w plenerze godnym swego wzoru. Na małej scence wyczarowała Małgorzata Treutler architekturę krakowskich przedmieść i kwietny plener Bielan mienił się kolorem karuzel, bawiła szopka.

I w tym miejscu chciałoby się zapytać o tego, co te butaforskie cymelia umiał tak wydatnie wyczarować. Nie nazywa go milkliwy w podobnych sytuacjach teatralny program. Na użytek "gazetki" udało się przecież wywiedzieć, iż autorem tych barwnych rzeźbiarskich i snycerskich nieledwie cudeniek był mistrz modelatorski, Leopold Szymczak. Najlepszy to bodaj modelator w teatrach warszawskich, gdzie teatralne rzemiosło jak gdyby podupadało, bo starsi odchodzą, a młodych nikt nie dosyła. Szymczak jest absolwentem Liceum Techniki Teatralnej. Wyszło ongiś ze szkoły ś.p. dyrektora Żmigrodzkiego wielu przewybornych speców od scenicznego krawiectwa, malarki, perukarstwa. Do dziś korzystają z tej kadry teatry, telewizja, film. Tyle, że liceum zlikwidowano przed 20 laty, bo komuś w kuratorium nie pasowało do szkolarskiego schematu. Od lat krzyczy o wyrównanie tej krzywdy środowisko teatralne, obiecywali mu to różni prezydenci. Uroczyście i ze słowem honoru. A może by prezydent Dębnicki dał ten prezent stołecznym teatrom?

Na świadka, że sprawa słuszna i uczciwa, wzywam samego cesarza Franciszka Józefa, który też zaszczycił swoją obecnością premierę na Targówku. Podobny był trochę najjaśniejszy pan do Antoniego Wolaka, który już raz pod niego próbował się podszywać w "Czarze walca", granym na scenie krakowskiej operetki. Ale jeśli nawet był to stary aktor, pan Wolak - tym prędzej moją prośbę do prezydenta-generała poprze!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji