Artykuły

Szukając pomysłu

XVI Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu. Pisze Witold Mrozek w Scenie.

Bytom to miejsce, z którego przed II wojną światową wyjeżdżał najszybszy pociąg pasażerski w Europie, Fliegender Schlesier - "Latający Ślązak", który stację docelową, Berlin, osiągał w niewiele ponad cztery godziny. To także miasto, którego populacja po transformacji zaczętej w 1989 roku spadła z 220 do 170 tysięcy mieszkańców, a z licznych kopalń węgla kamiennego pozostała jedna. Mówiąc "Marksem", za bazą podążyła nadbudowa - z istniejących jeszcze po 1989 roku kilku kin, nie ma dziś ani jednego... Piękne secesyjne kamienice rozsypują się, ludzie zmagają się z bezrobociem, natomiast tory niegdysiejszych kolei pracowicie rozbierają złomiarze. Władze natomiast... stawiają na teatr tańca.

Teatr czasu przemian

Obok całkiem dobrej opery i - wywołującego co jakiś czas skandale w lokalnym środowisku - centrum sztuki współczesnej, Śląski Teatr Tańca to jeden ze znaków rozpoznawczych, a mówiąc rynkową nowomową - "flagowych marek" bytomskiej i górnośląskiej kultury. Jego dyrektor, Jacek Łumiński pojawił się tu wkrótce po przemianach ustrojowych i - przekonał zdezorientowane końcem industrialnej prosperity władze do swojego pomysłu na teatr...

Od samego początku elementem tego pomysłu była organizacja corocznego międzynarodowego festiwalu. Entuzjastów tańca Bytom zgromadził zatem w tym roku już po raz szesnasty. Zjeżdżając na Górny Śląsk, spotykają oni wielu znanych już sobie artystów i wykładowców. Nazwiska takie, jak Georg Blaschke, Hilke Diemer, Barbara Sier-Janik albo Sylwia Hefczyńska-Lewandowska, pojawiają się w programie bytomskiej imprezy kolejny raz - podobnie jak nazwy zespołów - Compagnie Drift czy Lubelski Teatr Tańca. Na tegorocznej Konferencji nie zabrakło jednak ani kilku niespodzianek, ani tanecznych legend. Do tych ostatnich niewątpliwie zaliczyć można izraelską grupę Kibbutz Contemporary Dance Company z monumentalnym spektaklem "Ekodoom"(pokazywanym wcześniej na Łódzkich Spotkaniach Baletowych), a także brytyjskiego choreografa Nigela Charnocka, który zaprezentował "Happy" - swój projekt zrealizowany z młodymi polskimi tancerzami. By ukazać różnorodność - może nawet zbyt dużą - festiwalowych propozycji, chciałbym szczególną uwagę zwrócić na trzy spektakle.

Nieodrobiona lekcja

Największą niespodziankę widzom zrobili sami gospodarze - Śląski Teatr Tańca. Zespół ten kojarzony jest przede wszystkim z charyzmatycznym założycielem i choreografem - Jackiem Łumińskim, autorem zdecydowanej większości premier teatru - i jego stylistyką, która formułuje wobec tancerza duże oczekiwania, opiera się na wirtuozerii ruchów i fizycznej sile. Powierzając przygotowanie spektaklu rumuńskiemu choreografowi - Mihai Mihalcei - dyrektor zgodził się na próbę wprowadzenia swych tancerzy w zupełnie inne teatralne uniwersum. W miejsce wymagających ogromnej precyzji i energii choreograficznych układów Łumińskiego, Mihalcea zaproponował publiczności udział w całkiem odmiennym zdarzeniu. Zamiast spójnej wizji świata rodem ze spektakli bytomskiego choreografa, pojawia się tu mgławica luźno ze sobą powiązanych elementów, co zapowiada już tytuł-wyliczenie: "My song, best shoes, the cake, first flight, my friends, the passport, and the work I do".

Eksperyment, niestety, się nie udał. Twórcy postanowili wykorzystać najbardziej oklepane, proste "performatywne" chwyty, ogrywając w najbanalniejsze z możliwych sposobów takie pomysły, jak zamazanie czasowych ram spektaklu - artyści wielokrotnie wychodzą na scenę, powtarzając tę samą sekwencję początkową prostych codziennych czynności - powitań, rozgrzewki czy parzenia herbaty. Jest też próbą zniesienia podziału na widzów i aktorów, poprzez wywołanie z widowni choreografa, by w świetle jupiterów zjadł tort wespół z zespołem... Działania artystów nasuwają na myśl skleconą na prędce etiudę - sytuacje, w których zwracają się do siebie, używając swych prawdziwych imion i odwołując się do rzeczywistych tożsamości, siląc się na naturalność, trącą w efekcie nieznośną sztucznością. Podobnie razi odczytanie przez mikrofon ckliwego i patetycznego listu Jarosława Karcha do publiczności - siedząc na scenicznej rampie i zwracając się wprost do odbiorców, jego autor opowiada o niezwykłości i jednorazowości doświadczenia jedzenia ciasta na scenie przed tłumem widzów... Im bardziej bytomscy artyści zbliżają się do gry ze sztucznością formy przedstawienia i jego konwencjami - tym lepiej wypadają. Przykładem może być "brazylijski" monolog Koriny Kordovy, w którym opowiada ona o tanecznych stereotypach związanych z ojczystą Brazylią, sambą i capoeirą, czy brawurowa sekwencja samobójstwa Agnieszki Doberskiej. Ta ostatnia pada na deski, strzelając sobie w skroń z atrapy pistoletu, przy równie sztucznym odgłosie wystrzału - samplu z głośników. Pozostali członkowie zespołu zaczynają animować jej bezwładne ciało niczym kukłę. Tancerze Śląskiego Teatru Tańca - uformowani do roli doskonałych wykonawców choreografii - nie sprostali wyzwaniu wzięcia odpowiedzialności za własne bycie na scenie i wyjście ku odbiorcom.

Wirtuozeria, rozmach - i co dalej?

Kibbutz Contemporary Dance Company to jeden z najsłynniejszych izraelskich zespołów tańca współczesnego. Pełen rozmachu spektakl "Ekodoom" [na zdjęciu] miał, według zapowiedzi i zgodnie z tytułem, odnosić się do kondycji człowieka w relacji do środowiska. Stanowiący luźny kolaż "numerów" spektakl jest gęsty od poetyckich symboli. Reżyser zestawia na scenie wyeksponowane punktowcem drzewo pomarańczowe naturalnej wielkości ze szklanym pudłem, krępującym ruchy wijącej się tancerki, każe zespołowi tańczyć w zadymce sztucznego śniegu, przywołującego na myśl popularne zabawki - śnieżne kule. Wszystko to podkreślone bardzo efektownym scenicznym oświetleniaem. Intensywnie wyestetyzowane obrazy balansują na granicy kiczu, podobnie jak piosenka, wykonana przez zespół w finałowej scenie. Układy wykonywane przez kilkunastoosobowy zespół uderzają wirtuozerią i precyzją, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że stają się one celem samym w sobie, że za tym popisem umiejętności i feerią barw i świateł - czai się pustka. I nie chodzi tu o poszukiwanie jakiejś "głębi". Brakuje koncepcji, która jakkolwiek motywowałaby iście barokowe rozdęcie spektaklu; myśli usprawiedliwiającej zastosowane środki.

Może dlatego najmocniej zapada w pamięć - niczym refren piosenki - najbardziej minimalistyczna sekwencja, motyw powracający w twórczości choreografa Ramiego Be'era. To długi rząd, można by powiedzieć: wąż, złożony z ubranych na biało tancerzy wykonujących proste, minimalistyczne, pulsacyjne ruchy i przemieszczających się w ujednoliconym tempie, w rytm hipnotycznej - również minimalistycznej - elektronicznej muzyki i w świetle białych reflektorów.

Inny taniec z Izraela

Izraelski taniec współczesny kojarzy się głównie z dużymi zespołami o międzynarodowej renomie i dość tradycyjnym repertuarze, takimi właśnie jak Kibbutz Dance Company czy Batsheva Dance Company. Jednocześnie jednak można w nim odnaleźć młodych artystów, których artystyczne poszukiwania idą w zupełnie innym kierunku. Bytomska publiczność już drugi rok z rzędu mogła zapoznać się ze sztuką duetu Yossi Berg & Oded Graf, znanego także publiczności poznańskiego Starego Browaru, gdzie artyści ci prowadzili również warsztaty - coaching project dla polskich tancerzy, a sam Berg wcześniej z Polskim Teatrem Tańca przygotował spektakl "Woman w pomidorach". Tym razem izraelscy tancerze zaprosili do współpracy dwóch jeszcze wykonawców, by stworzyć przedstawienie, którego tytuł znów stanowi wyliczenie: 4Men, Alice, Bach and the Deer. I choć jelenia, klasycznego kompozytora, Alicji i czterech mężczyzn na pierwszy rzut oka nie łączy zbyt wiele - to siła scenicznego konceptu sprawia, że pod koniec zestawienie to wydaje się nam już oczywiste...

Choć absurdalny nieruchomy jeleń - naturalnej wielkości - rzeczywiście stoi na scenie, Alice przy nim nie ma. Pojawia się w chóralnie recytowanej przez tytułową czwórkę ironicznej narracji, jako obiekt pożądania i rywalizacji mężczyzn, zakłócający ich zgodną egzystencję w jakimś bliżej niedookreślonym bajkowym świecie. Chóralny charakter ma nie tylko recytacja historii, ale i towarzyszące jej partie choreograficzne - przeplatane fragmentami opartymi na improwizacji

w kontakcie, która zdecydowanie jest mocną stroną Berga i Grafa. Niezależnie od tego, czy operują głosem - przekształcając swą opowieść niemal w wokalizę - czy ciałem, płynnie przechodząc między wystudiowanymi pozami, zachowują dystans do swych działań i perfekcyjnie panują nad dramaturgią całości.

Potrzeba zmian

Każdy festiwal dochodzi w pewnym momencie do punktu, w którym konieczne staje się krytyczne przemyślenie jego formuły. Przykładem może być poznańska MALTA - i mam tu na myśli nie tyle jej taneczny blok spod znaku Starego Browaru, co cały festiwal, który odbywa się od 1991 roku - zatem zaledwie trzy lata dłużej niż bytomska konferencja. Szesnaście lat w krótkiej historii polskiego tańca to bardzo rozległy okres, więcej nawet niż epoka. Gdy Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu rozpoczynały swoją działalność, były praktycznie bezkonkurencyjne. Jednak przez lata pojawiały się coraz to nowe imprezy tego typu, co skutkowało potrzebą specjalizacji. Potrzebie tej bytomski festiwal nie zdołał dotąd sprostać. W jego programie trudno dopatrzeć się jakiejkolwiek spójności - zarówno pod względem preferowanej stylistyki, problematyki czy chociażby poziomu artystycznego. Prezentacje mają charakter "od Sasa od Lasa". Tak pod względem przedstawień, warsztatów tanecznych, jak i licznych wydarzeń towarzyszących

- Konferencja zdaje się stawiać bardziej na ilość, niż jakość, plącząc się w pewnym - dla weteranów imprezy skądinąd sympatycznym - chaosie.

Choć bytomski festiwal wciąż przyciąga stałych bywalców, nie powinien tkwić w miejscu. Dla bardzo wielu osób związanych z tańcem - tancerzy, krytyków, ale i publiczności - był on pierwszym kontaktem z tą sztuką. Zmieniające się czasy, rosnąca popularność sztuki tanecznej oraz coraz większa obfitość i zróżnicowanie miejsc, w których można zetknąć się z tańcem, powinny skłonić organizatorów do dookreślenia formuły Konferencji. Warunki ku temu zdają się być sprzyjające - festiwal ma wyrobioną ogólnopolską renomę, cieszy się też olbrzymim zainteresowaniem lokalnych mediów oraz samorządowców. Postindustrialne miasto, w ostatnich dekadach przeżywające bardzo trudne chwile, postanowiło uczynić taniec swym "towarem eksportowym" i ważnym elementem wizerunku. Jeszcze jego poprzedni długoletni prezydent, Krzysztof Wójcik, zdecydował się przekazać gmach dla pierwszej w Polsce osobnej jednostki akademickiej kształcącej tancerzy-aktorów - Wydziału Teatru Tańca krakowskiej PWST. Jego następca podtrzymał ten kierunek polityki kulturalnej gminy. I choć teatr tańca nie rozwiąże problemu strukturalnego bezrobocia, ani poszerzających się obszarów społecznego wykluczenia, to jednak mieszkańcom zdegradowanego miasta daje coś, z czego mogą być dumni: odbudowuje lokalną tożsamość.

Może właśnie obecność w tak specyficznym miejscu wyjątkowej wyższej uczelni teatralnej mogłaby stać się punktem wyjścia do odnalezienia nowej formuły dla Konferencji Tańca Współczesnego? Jedną z dróg jest nadanie tej imprezie - ze względu na niskie ceny warsztatów, cieszących się popularnością przede wszystkim wśród młodych ludzi - charakteru międzynarodowego forum spotkań studentów uczelni kształcących tancerzy, a także potencjalnych kandydatów na te uczelnie. Obok pokazów szkolnych projektów - mam często przyjemność oglądać prace zagranicznych studentów i nieraz bywają one godne uwagi - mogłoby znaleźć się kilka spektakli uznanych mistrzów oraz prowadzone przez nich warsztaty. Kontakty nawiązywane między młodymi artystami z różnych krajów Europy owocowałyby zapewne kontynuacją współpracy między nimi, zaś Bytom stałby się ważnym punktem na mapie współczesnej wyższej edukacji teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji