Artykuły

Gwiazda Sekretów Nietoperzy

- Dopiero po dziesięciu latach od skończenia szkoły teatralnej stanęłam na scenie sama przed publicznością.Wcześniej wydawało mi się to niewyobrażalnie trudne mówi BEATA RYBOTYCKA.

Wymarzona sytuacja: jest Pani podwójną gwiazdą - gra Pani gwiazdę i jest Pani po gwiazdorsku świetna.

- Dziękuję, ale nie mam takiego uczucia. Jeśli udało mi się zaistnieć w tym programie, to jest to - tak myślę - wynik pracy wielu lat.

No tak, gwiazda na ogół ma specyficzne maniery, a Pani zamienia je na prosty wdzięk. Ma Pani świetny kontakt z publicznością, ale jest on pełen eleganckiego dystansu, to nie jest granie pod publiczność. Nigdy nie przekracza Pani granicy dobrego smaku.

- Dzięki Bogu, bo człowiek tego nigdy nie wie. Natomiast historia mojego kontaktu z widownią jest dziwna, nawet ostatnio o tym myślałam, bo przez wiele lat nie wyobrażałam sobie sytuacji, kiedy miałabym kogoś zaczepić na widowni, bezpośrednio się do niego zwrócić

Zamachać widzowi przed nosem boa z piór

- Przejechać mu wachlarzem po łysinie (kiedyś w pierwszym rzędzie siedział łysy pan). Myślę, że Teatr STU poprzez swoje wnętrze stwarzające możliwość bliskiego kontaktu z widzem stopniowo oswajał mnie z publicznością, ale bardzo długo nie mogłam się zdecydować na recital, wydawało mi się to niewyobrażalnie trudne. Dopiero po dziesięciu latach od skończenia szkoły teatralnej stanęłam na scenie sama przed publicznością, był to recital pieśni Jana Kantego Pawluśkiewicza. Od tego czasu dużo jeżdżę po Polsce i dzięki temu ciągle uczę się kontaktu z widownią.

Co ciekawe w Sekretach nietoperzy - spektaklu o prostej formule składanki kabaretowej - zaistniała Pani jako świetna aktorka. Jest to dla mnie ogromne zaskoczenie, nie znam Pani od tej strony. Jest Pani charakterystyczna, dramatyczna, w duecie z Jerzym Nowakiem wywołuje Pani salwy śmiechu jako wyższej klasy kuchta domowa, kilka piosenek jest czystą liryką - słowem ma Pani duże aktorskie możliwości. Gdy patrzyłam na Panią, myślałam sobie

- co ona robiła przez tyle lat?

Tak i że to dla mnie strata, że nie oglądałam Pani w teatrze.

- W Zemście gram teraz Podstolinę [na zdjęciu], "malowidło nieco stare" - jak mówi Papkin - i bardzo się z tego cieszę.

Ależ Panią reżyser Jasiński obsadził!

- W roli Klary nie mógł, to nie byłoby w porządku, chociaż najchętniej zagrałabym Papkina. Każdy chciałby go grać. Przez dziesięć lat byłam w Starym Teatrze i niewiele z tego wynikało. I jakoś tak się losy potoczyły, że będąc przez czternaście lat związana z Teatrem STU, dopiero w ubiegłym roku po raz pierwszy zagrałam w sztuce, w Scenach miłosnych dla dorosłych Zbyszka Książka. Śmiałam się, że wreszcie po trzynastu latach małżeństwa mąż obsadził mnie w jakimś przedstawieniu.

To zdrowe. Od dawna jestem przekonana (a w przypadku Pani świetnie się to sprawdza), że u aktora, bez względu na wiek, przede wszystkim liczą się wdzięk i umiar. Pod tym względem Pani i 81-latek Jerzy Nowak jesteście niezwykłą parą. Duża kultura bycia wybawia Was od niesmacznych sytuacji na scenie. Jest to pogodnie liryczny spektakl, a nie odgrywana fabułka z gatunku Zuzanny i starców. Przypuszczam, że sympatycznie było spotkać się na scenie z Jerzym Nowakiem.

- Myślę, że połowa sukcesu leży w tym, że to był on, a nie ktoś inny. W czasie pracy nad spektaklem pokochałam Jerzego Nowaka miłością - śmiem twierdzić - wzajemną. Jest to rodzaj przyjaźni. Jestem szczęśliwa, że przytrafiło mi się w życiu takie spotkanie.

Ludzie go kochają, ma zawsze na wejście brawa, niczym w dawnym teatrze gwiazd.

- A mimo to jest tremiarzem, podobnie jak ja. Kiedyś go spytałam: "Jerzy, czego ty się boisz? Ludzie przychodzą, żeby się z tobą spotkać, a nie rozliczać cię z tego, czy coś umiesz czy nie". Nie wiem, czy jest w tej chwili w Polsce aktor, który by mając tyle lat co on, był w tak znakomitej zawodowej kondycji. Na scenie jest młodym, otwartym na wszystko chłopcem.

- Ładny jest ten Wasz spektakl, czaruje magią teatru. Jest efektowny, w dobrym tego słowa znaczeniu; ten dywan z wszechogarniających piór na scenie, Pani pięknie ubrana Sądzę, że niebagatelną rolę spełnił tu Żuk Opalski - reżyser.

Oczywiście, Żuk nas inspirował, potrafił być krytyczny. Jestem szczęśliwa, że lubimy w teatrze podobne rzeczy.

Na scenie słychać jego prywatną płytotekę.

- No właśnie. Pomógł mi w doborze repertuaru, znalazł piękne piosenki, do których nie miałam dostępu. Ja mu się absolutnie podporządkowałam, a on z kolei bardzo otworzył się na mnie.

Żuk jest reżyserem doglądającym, spotkałam go za jakiś czas po premierze na zwykłym spektaklu.

- Na razie jest na każdym przedstawieniu. To miłe. Każdy aktor to lubi, chyba że mamy do czynienia z reżyserem wrogiem, który siedzi ponury i tylko czeka na potknięcia. Żuk jest reżyserem wspierającym.

Trochę zmieniam temat. Byłam na Salonie Poezji w Teatrze im. J. Słowackiego poświęconym pamięci Czesława Miłosza. Obok mnie siedziała dziewczynka niezwykle żywo reagująca na poezję. Po dłuższej chwili zorientowałam się, że jest to Pani córka. Co u Zosi?

- Zosia jest trzynastolatką. Opowiem pani, jaką miałyśmy ostatnio rozmowę. W lecie mąż zorganizował obóz na Mazurach dla aktorów grających główne role w Zemście i przez dziesięć dni intensywnie pracowaliśmy. Zosia towarzyszyła nam w próbach. Jesienią już nie przychodziła do teatru, potem wyjechała na obóz i wróciła dopiero na premierę. Ponieważ wszystko wcześniej ogląda i nic jej nie zaskakuje, zaczęłam jej opowiadać, że ta Zemsta będzie nasycona erotyzmem, w związku z tym nie wiem, czy jej koleżanki z klasy powinny ją obejrzeć. Na co Zosia mówi: "Ale czy tato nie przesadził? To jednak jest Fredro!". Pękałam ze śmiechu. Zosia jest w pierwszej gimnazjalnej i Zemstę mają jako lekturę szkolną.

To na przedstawienie pójdzie cała klasa. Czy Zosia jest dumna z tego, że rodzice związani są z teatrem?

- Nie, podchodzi do tego naturalnie. Zosia jest śląsko-poznańskiego chowu i nie ma przewrócone w głowie. Od trzech lat występuje zresztą w Bagateli w Tajemniczym ogrodzie, więc ma kontakt z teatrem i od tej drugiej strony. Wie, że to nie jest życie usłane różami. Gra rolę Mary. Dla niej jest to wielkie doświadczenie, dla nas też. Jak ją zobaczyłam, płakałam przez całe dwa akty, nie mogłam się uspokoić z wrażenia.

Była świetna?

- Była normalna, tylko ja byłam przejęta, gdy śpiewała "Jestem sama, czy jest jeszcze ktoś samotny tak jak ja" i tuliła do siebie lalkę. Dyrektor Jasiński też był przejęty, tylko udawał, że się trzyma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji