Artykuły

Zwierciadło nadto wykrzywione

"Wieczór kawalerski" w reż. Janusza Szydłowskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Na scenie królują łóżko z atłasową pościelą i drzwi, w liczbie wskazującej na to, że odegrają ważną rolę w sztuce. To oznacza, że jesteśmy w centrum akcji teatralnej farsy. Za chwilę drzwi zaczną strzelać w przyspieszonym tempie, bohaterowie udawać, że ich nie ma tam gdzie są, a publiczność - pokładać się ze śmiechu. Tak wygląda przepis na idealną realizację farsy, ale nie opis przedstawienia "Wieczoru kawalerskiego" w Teatrze Śląskim. Niestety.

Sztuka Robina Hawdona skonstruowana jest jak zabawny negatyw filmowej komedii romantycznej. Wątki uczuciowe krzyżują się z niesprzyjającymi okolicznościami, a postacie wplątują w sytuacje, z których wyjście wydaje się niemożliwe. "Wieczór kawalerski" mimo nagromadzenia niedorzeczności, intrygę ma całkiem logiczną i prawdopodobną. Reżyser Janusz Szydłowski wpadł jednak na pomysł, że wszystko trzeba wyolbrzymić, wykrzywić, przerysować a przede wszystkim - zakrzyczeć. Łamiąc najświętszą zasadę dobrej inscenizacji farsy, czyli grania jej serio, spalił na starcie cały komizm sytuacyjny sztuki Hawdona. Farsa sama w sobie jest parodią rzeczywistości, wiec dokładanie jeszcze . jednego piętra karykatury przestaje śmieszyć. Spektakl nie ma ani krztyny elegancji, niezbędnej w opowieści o damsko-męskich perypetiach erotycznych. Zachowania postaci ocierają się o jarmarczną dosłowność, wydarzenia "dzieją" się bez specjalnego ładu i składu, a dialogi nie mają wdzięku, bo aktorzy silą się na śmieszność (grymasy, machanie rękami, nienaturalny ton), miast śmieszność wydobywać z sytuacji. Celuje w tym Anna Wesołowska w roli matki, co mnie kompletnie u tej aktorki zaskoczyło... Jedynie Anna Kadulska zdaje się rozumieć, że gra w dobrej komedii a nie w scenicznej wersji "Kiepskich"; jej reakcje są zaskakujące, a paleta zachowań szczerze zabawna. Stara się też Artur Święs, grający głównego bohatera, który w dniu własnego ślubu budzi się u boku nagiej, nieznajomej dziewczyny. Rzecz w tym, że Artur Święs kompletnie nie ma partnerów. Paweł Okraska (Przyjaciel) rzuca kwestie w próżnię, Ilona Wrońska (Nieznajoma) od początku do końca prezentuje tę samą minę i dwa gesty (pierwszy to radość, drugi - smutek), a Katarzyna Galica (Narzeczona) miota się po scenie w sposób nijak nie wynikający z intrygi. W dodatku ta trójka wykonawców ma kłopoty z emisją głosu albo myli scenę z planem telewizyjnych seriali, na którym mówi się do mikrofonu, a nie do widza w ostatnim rzędzie. Wyrazisty jest natomiast Antoni Gryzik, którego charakterystyczność akurat broni się w tej interpretacji tekstu. Dobrze zrealizowana farsa to deser dla teatromana; farsa zrobiona bez taktu i wdzięku to zmarnowany wieczór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji