Artykuły

Nowa sztuka Cwojdzińskiego- premiera w "Ognisku polskim" w Londynie

Na kilka dni przed premierą nowej komedii Cwojdzińskiego p.t. "Obrona genów", w prasie światowej pojawiły się sprawozdania z międzynarodowego kongresu biologów. Także o genach. Idąc na premierę do "Ogniska" myślałem z dumą: "Oto autor, który dotrzymuje kroku współczesności". "New York Times" pisał o kongresie w Hadze: "Lada chwila świat stanie w obliczu odkryć przekraczających znaczeniem rozbicie atomu... Postęp wiedzy w biologii i genetyce jest oszałamiający. Niedługo powstanie możliwość produkowania żywych organizmów w podobny sposób jak dziś produkuje się maszyny i instrumenty..."

Uznaliśmy sprawę za tak ważną, że poświęciliśmy jej w "Dzienniku" przed paru dniami artykuł wstępny. Pisaliśmy: odkrycia te "stwarzają niezliczone problemy w sferze nie tylko genetyki, lecz również etyki, życia rodzinnego" itd.

Idąc do "Ogniska" myślałem: "Grau ist jede Theorie". (szara jest każda teoria). Cwojdziński przyoblecze abstrakcję w ludzki kształt, to nad czym w laboratoriach rozprawiają uczenie biolodzy, pokaże nam ze sceny w komediowym skrócie. Tylko - czy sprawa "przekraczająca znaczeniem rozbicie atomu" może być potraktowana komediowo? Czy dla komediopisarza nie istnieją żadne granice? O, choćby ten atom. Czy można napisać komedię o wybuchu bomby atomowej? Czy można np. napisać komedię - o Hiroszymie? Podobnie z genetyką. Sprawozdanie z kongresu biologów w Hadze powiada, że "cechy człowieka przekazywane dotąd w trybie dziedziczności będą mogły być formowane w drodze laboratoryjnej", podobnie jak obecnie produkujemy maszyny itd... Wiemy już. Czytaliśmy o tym przed chwilą. Tak. Istotnie. To więcej niż rozbicie atomu. Więcej nawet niż wybuch bomby atomowej. Temat do komedii? No, zobaczymy jak sobie z tym poradzi Cwojdziński, i - czy sobie poradzi?

Nie poradził! Geny, to pretekst. Fabuła, akcja, tzw. sytuacje, to perypetie młodego małżeństwa z teściową. A teściowa - wydaje mi się - to już dzisiaj na komedię za mało. Granica. Znowu ta granica komedii: bomba atomowa - powyżej, teściowa - poniżej...

Tak więc zamiast komedii mamy farsę. W stylu "Ciotki Karola": z przebieranką. (Amant zamiast w spodniach pokazany jest w kiecce. Podobno nasi dziadkowie zaśmiewali się na "Ciotce Karola". Ja już nie mogę).

Tyle o sztuce. Teraz aktorzy. Cała trójka bardzo dobra. Dygatówna jak zawsze piękna i pełna finezji. Buchwaldowa po dłuższej nieobecności na scenie przypomniała nam swoje najlepsze kreacje. Była naturalna, prosta, nie wpadała w szarżę, chociaż rola aktorkę mniej kulturalną mogłaby skusić do tego. Witold Schejbal (mimo że był to właściwie jego sceniczny debiut) poruszał się i mówił ze swobodą i pewnością siebie doświadczonego aktora.

Mimo iż na afiszu nie ujawniono reżysera przedstawienie zostało opracowane bardzo starannie i miało dobre tempo. Farsowość widowiska powinna mu zapewnić powodzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji