Artykuły

Aktorska etiuda

Spektakl ten narodził się w sposób nietypowy i poza macierzystą sceną. Przygotowany przez aktorów na festiwal teatrów małych form w Szczecinie, w wyniku odniesionego tam sukcesu, kupiony został przez dyrekcję Teatru Nowego w Poznaniu i oficjalnie wprowadzony do repertuaru tej sceny. Sukces w Szczecinie musiał być rzeczywiście ogromny.

Nagroda nagrodą, niemniej ważne są jednakże w takim przypadku opinie i komentarze jurorów, widzów i krytyków. "Halina Łabonarska grająca wraz z Wiesławem Komasą w "Dzień dobry i do widzenia" potwierdziła swój fenomenalny talent - osobowość, szerokie możliwości aktorskie, wielorakość odcieni znaczeniowych każdego gestu i bogactwo skojarzeń niesionych brzmieniem i intonacją głosu" - napisała na łamach "Teatru", nieskora przecież do tanich pochlebstw, Bożena Frankowska. Sukces na małej, obywającej się bez żadnych dekoracji, festiwalowej scenie-estradzie, był więc bezsporny. Jak wypadło jednak to przedstawienie w konfrontacji z rządzącą się przecież swoimi własnymi prawami, prawdziwą teatralną sceną? Na scenie Teatru Nowego oglądamy najpierw przy podniesionej kurtynie dekoracje. Kiedy światła na widowni gasną, nadnaturalnej wielkości pudło, wypełniające środek sceny, otwiera się, ukazując puste wnętrze, pozbawionego nieomal całkowicie jakichkolwiek sprzętów, obskurnego i ubogiego, mieszkania. Jest to dom rodzinny Smitów. Powraca do niego po latach kobieta, która niegdyś jako młoda jeszcze dziewczyna definitywnie opuściła go. Przegrała swe życie. Wypełnili je wyłącznie mężczyźni, spędziła je w tanich pokojach wynajmowanych na godziny, w oczekiwaniu na klientów. Jest przeraźliwie samotna, biedna i opuszczana. W rodzinnym domu spotyka się z bratem. Również i on jest samotny i całkowicie przegrany. Całe życie spędził przy umierającym ojcu-kalece. Niczego nie ma, nic w życiu nie osiągnął. Wizyta siostry i jej dramatyczna rozmowa z bratem stanowi na dobrą sprawę całą treść tej sztuki, opowiedzianą nam przez aktorów.

Są w sztuce południowoafrykańskiego pisarza Athola Fugarda jakieś reminiscencje z Becketa. Jest mroczny i obsesyjny dramat egzystencjalny jednostki, podbudowany histerią i patologią. Nie ma tutaj wielkich myśli i uogólnień. Jest tylko naga, chociaż świadomie przerysowana, prawda o człowieku. Osobiście, jako widz, bynajmniej nie gustuję w tego typu dramaturgii. Muszę jednak przyznać, że ma ona jeden, wcale istotny zresztą, walor. Stanowi bardzo wdzięczne teatralnie tworzywo dla aktorów. Główną sprawą, która pasjonuje nas w tym spektaklu, nie tyle jest więc sama sztuka, co jej aktorstwo. Świetna jest tutaj Halina Łabonarska. Ona sama zresztą, z myślą o sobie wybrała i wyreżyserowała sztukę. Ogromne potencjalne możliwości, tkwiące w tym bardzo młodym przecież aktorze pokazał również Wiesław Komasa. W wielu poprzednich swych rolach grał on z reguły samego siebie - aktora, Wiesława Komasę. Tutaj wcielić musiał się w obcą jego psychice i osobowości rolę i postać. Musiał pokazać nie tylko talent, ale i rzemiosło.

Na słowa uznania zasłużył sobie także w tym spektaklu jego scenograf. Jerzy Kowarski przed przystąpieniem do realizacji tej sztuki, przede wszystkim zapoznał się z nią bardzo dokładnie, co nie zawsze skorzy są czynić nasi plastycy. Dla niego scenografia jest sprawą nie tylko inscenizacji plastycznej utworu teatralnego, ale i jego interpretacji.

Teatr Nowy w Poznaniu "Dzień dobry i do widzenia" sztuka Athola Fugarda w przekładzie Małgorzaty Semil i reżyserii Haliny Łabonarskiej. Scenografia: Jerzy Kowarski. Premiera 25 IX 1976.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji