Artykuły

W tym szaleństwie jest metoda

Z interesującą inicjatywą wystąpił warszawski Teatr Polski. Otóż premierą "Romulusa Wielkiego" zainauguro­wał cykl wystawień najwybitniejszych sztuk obcojęzycz­nych, powstałych po II wojnie światowej.

Autentyczny Romulus Augustus, ostatni cesarz Imperium Romanum, panował niespełna rok mając lat zaledwie szesna­ście i "trochę". Usunięty z tro­nu przez Odoakra (wodza ger­mańskiego) i osadzony w ma­jątku w Kampanii przebywał tam do końca swojego życia (przez cały czas otrzymując "emeryturę" od Odoakra). Ko­niec panowania Romulusa uznawany jest za moment koń­cowy istnienia cesarstwa oraz za cezurę czasową między sta­rożytnością a okresem nowo­żytnym.

W dramacie Duerrenmatta Ro­mulus zwie się "Wielkim", czas jego panowania rozłożony jest na lat dwadzieścia i miast niesfornego młodzieńca mamy do czynienia z dojrzałym (żonatym i dzieciatym) mężczyzną. No i te kury (w rzeczywistości "hi­storycznej" też miał, ulubiona nosiła ponoć imię Roma).

Duerrenmatt w sposób parodystyczny traktuje temat antycz­ny, a pod maską kostiumu utwór jest satyrą wymierzoną w rzeczywistość współczesną auto­rowi.

W "monumentalnej" scenogra­fii, imitującej marmurowe wnę­trza pałacu-willi Romulusa Wielkiego, rozgrywa się akcja spektaklu wyreżyserowanego przez Kazimierza Dejmka w Teatrze Polskim. Przedstawie­nie, wierne duchem i literą tekstowi autorskiemu, pokazuje je­den (i ostatni) dzień panowa­nia Wielkiego Romulusa. Ideą fixe cesarza jest - wbrew wszystkim i wszystkiemu - nie tylko nie ratować Rzymu (woj­ska germańskie tuż, tuż), ale wręcz doprowadzić do jego upadku. A tym samym do mo­ralnego wyzwolenia.

Przez dwa i pół aktu (do chwili rozmowy z żoną) nie wiemy co naprawdę kryje się pod błazeńskim kostiumem Ce­sarza (Gustaw Holoubek). Czy istotnie tylko hodowca drobiu, czy też sprytne działania na zasadzie: "w tym szaleństwie jest metoda"?. Aktor prezentu­je Cesarza jako człowieka mąd­rego, obdarzonego dowcipem i świadomością nieuchronności procesów historycznych, któ­rym nie sposób się przeciwsta­wić. A podporządkowując się im zarazem skazuje siebie na śmierć (bo przecież nie wie je­szcze, że Odoaker miast mor­dercą okaże się jego ideowym sojusznikiem). Konieczność odejścia jest dlań koniecznością absolutną i jedynym słusznym moralnie wyborem.

Znakomicie wyakcentowana pointa finału jest jednym z do­wodów interesującej interpreta­cji sztuki przez reżysera. Szko­da, że nie została ona (ta pointa) ciekawiej, dynamiczniej zinter­pretowana przez niektórych ak­torów. Niestety, jest "trochę" scen pustych, bez życia, nie wy­granych aktorsko, rzekłabym "sennych" wręcz nudnawych. Ot, jak chociażby scena spotka­nia, po długiej rozłące, Rei (Jadwiga Jankowska-Cieślak) i Emiliana (Krzysztof Nowik), czy też scena ważnej opowieści Emiliana o pobycie w niewoli i o rzymskim imperium.

Wszystko to sprawia, że przed­stawienie chwilami wytraca tem­po, gubi rytm i odwraca uwagę widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji