Artykuły

Tercet, czyli kwartet

Wznowienie "Rigoletta" w Operze Narodowej - Teatrze Wielkim.

Właściwie wydarzenie, jakim byt powrót "Rigoletta" Ciuseppe Verdiego na stołeczną scenę operową, powinno znaleźć się w rubryce Poklask. Po czterech latach przerwy znów w Teatrze Wielkim zabrzmiało słynne "La donna e mobile", a kapiące od złota dekoracje i kostiumy zaparły dech w piersiach widzów. Niestety, w tej beczce miodu przyzłoconej jeszcze występem świetnego Rigoletta - Koreańczyka Ko Seng Hyoun, znalazła się przysłowiowa łyżka dziegciu, która zepsuła cały smak. W niewielkiej, ale znaczącej rólce Maddaleny obsadzono Agnieszkę Zwierko - i to był błąd. Maddalena w tej inscenizacji ma być osóbką wielce seksowną i kuszącą; pokazuje nóżkę, kręci biodrem. Tymczasem na scenie zobaczyliśmy babochłopa wulgarnie wdzięczącego się do publiczności, bez śladu zalotności i kobiecości. To jeszcze można by ostatecznie w operze przeboleć, ale całkowitego braku głosu - nigdy! Maddaleny po prostu w ogóle nie było słychać, tylko od czasu do czasu od jej strony dobiegało coś jakby głuche pohukiwanie(?). W ten sposób kunsztowny kwartet w ostatnim akcie zamienił się w tercet... Czy naprawdę Teatr Wielki nie potrafi w całym kraju znaleźć jednej przyzwoitej Maddaleny, żeby widzowie mogli obcować z dziełem Verdiego w kształcie, jaki zaplanował kompozytor?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji