Artykuły

Ostania rozmowa z własnym rozumem

"Kobieta-bomba" w reż. Giovanniego Castellanosa na Scenie Margines Teatru im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Kamila Łapicka w Teatrze.

Żona, matka, siostra, córka, wyznawczyni islamu i bojowniczka dżihadu - oto ideał muzułmanki według internetowego czasopisma dla żon terrorystów i potencjalnych dżihadystek. Dżihad - w znaczeniu potocznym i dużym uproszczeniu - oznacza bezwzględną walkę przeciwko innowiercom, "świętą wojnę" i jest religijnym obowiązkiem każdego muzułmanina. Ten, kto wówczas zginie, ma zapewnione miejsce w krainie szczęśliwości oraz status męczennika (szahida). Jak Chawa Barajewa, bohaterka hymnu przyszłych bojowniczek, pierwsza czeczeńska kobieta-bomba:

Czeczeńska, szlachetna córka Chawa,

Stała się bojowniczką w służbie Allacha,

Islam jest prawdziwą wiarą,

A jej wyznawcy nie czują bólu.

W 2000 roku ta drobna siedemnastolatka wjechała ciężarówką z materiałami wybuchowymi w posterunek wojskowy. Pozostała po niej taśma wideo: modlitwa, wyuczone kwestie o zemście i "świętej wojnie", eksplozja. Za kamerą stał człowiek, który ją wychował, a następnie posłał na śmierć. Uwierzyła, że pomoże swojemu narodowi. Wcześniej dostała potężną dawkę środków psychotropowych.

Terrorystki samobójczynie stały się od czasu pierwszych zamachów tematem wielu publikacji i polemik. Dyskutuje się w nich różnice między bojowniczkami z Palestyny (akty zemsty za cierpienia narodu - samodetonacja) i z Czeczenii (osobista zemsta za okrutną śmierć najbliższych czy zmazanie często niezawinionej hańby, jak bezpłodność - eksplozja dokonywana z bezpiecznej odległości przez "opiekuna", który odpala ładunek za pomocą pilota, często skonstruowanego ze zwykłego telefonu komórkowego). Omawia się szczegóły zamachu w moskiewskim Teatrze na Dubrowce, podczas którego świat poznał najsłynniejsze chyba narzeczone Allacha. Gdy w czasie "wesela", czyli zamachu z udziałem "żywej bomby", kobieta wysadzi się w powietrze - idzie prosto do nieba. Wyczerpująco opisuje ten temat Julia Jusik w książce "Narzeczone Allacha. Terrorystki-samobójczynie z Czeczenii" (Katowice, 2006). Można te dziewczyny usprawiedliwiać, pisząc, że w większości zostały zwerbowane podstępem i wykupione od rodziców, następnie izolowano je i indoktrynowano, a role samobójczych terrorystek odegrały (materiał wybuchowy, którym były opasane, nie był prawdziwy), by zmusić rosyjskiego prezydenta do rozmów pokojowych i powstrzymać wojnę. Nie zmienia to faktu, że ataki w Tetrze na Dubrowce, a następnie w szkole w Biesłanie czy w moskiewskim metrze, by wymienić tylko najbardziej znane, były aktami terrorystycznymi, które uzmysłowiły ludziom realne zagrożenie, wśród wielu wywołując ekstremalne zastraszenie i szok.

Podobne emocje stara się przekazać Ivana Sajko, która podkreśla, że terroryzm zawiera szczególny rodzaj sprzeczności, będąc jednocześnie aktem zbrodniczym i heroicznym. Głównym pytaniem "Kobiety-Bomby" jest kwestia, czy samodetonacja jest przejawem świadomego bohaterstwa. Chorwacka multiinstrumentalistka teatralna - dramatopisarka, reżyserka, redaktorka czasopism kulturalnych, wykładowczyni i teoretyk teatru, a nawet performerka - napisała monolog-patchwork. Materiały, z których został skonstruowany to: dane faktograficzne - statystyki dotyczące zamachów, wypowiedzi specjalistów, strumień myśli terrorystki samobójczyni na kilka minut przed detonacją oraz autoreferencyjny zapis zmagań Sajko z tematem ("Tekst cyka we mnie niczym bomba w niej"). Utwór ma momentami strukturę białego wiersza, zrytmizowanego krótkimi zdaniami, wykrzyknikami i refrenem "tik-tak" ("Jestem niema / tylko bomba mówi tik-tak tik-tak"). Jak pisze Sajko: "Akcja jest prosta: w trakcie powitania jakiegoś ważnego, nienazwanego polityka wybuchnie kobieta-samobójca. Zasięg eksplozji jej ładunku wynosić będzie osiemnaście metrów". Bojowniczka określa się jako "maska o zagadkowym uśmiechu". Mona Liza, choć martwa, jest nie mniej piękna od żywych kobiet.

Pierwszą zasługą Teatru Jaracza jest to, że starał się widzom uprzystępnić ten ważny, choć mało rozpoznany przez nas temat. Dwa dni przed premierą odbył się flash mob - "spontaniczne" reżyserowane zdarzenie, mające dać olsztynianom próbkę grozy i niepewności, jakie towarzyszą zamachom. Grupa ochotników po sygnale alarmowym przykucnęła z rękami na głowie, po czym rozeszła się bez słowa. Celem było po prostu wywołanie reakcji przechodniów. Podobną strategię zastosował reżyser Giovanny Castellanos przed spektaklem i w jego trakcie. Czekając na wejście na widownię, oglądamy na monitorze komputera odpowiedzi mieszkańców miasta na pytanie z dramatu Sajko: "Co byś zrobił, gdybyś miał jeszcze dwanaście minut i trzydzieści sześć sekund?". To samo pytanie zadają aktorzy w trakcie spektaklu, gdy elektroniczny zegar zawieszony nad sceną pokazuje, że do godziny zero zostało niespełna pięć minut. Widzowie odpowiadają, słuchają prywatnych życiorysów wykonawców albo pozują im do zdjęć, chcąc atrakcyjnie spędzić ostatnie chwile przedstawienia. Co z pozostałymi trzema kwadransami "Kobiety-Bomby"?

Castellanos starał się sprostać wskazówkom autorki, dla której idealny skład zespołu scenicznego to wykonawca, postać i autor - biorąc za wzór Hitchcocka, chorwacka dramatopisarka wpisuje w tekst dramatu siebie i sam proces powstawania swoich utworów, które nazywa mowami czy przemówieniami. Na scenie pojawiają się więc: autorka, polityk i dwie kobiety-bomby - podstawowa i poboczna. Podstawowa (Agnieszka Pawlak) jest ubrana w hidżab - chustkę zasłaniającą niemal całą twarz i czarną sukienkę, spod której wystają fragmenty czerwonego stanika. W finale zobaczymy również dolną część bielizny oraz naszpikowany materiałami wybuchowymi pas szahida. Wszystkie elementy - oprócz bielizny - tworzą mityczną figurę "kobiety w czerni", stereotypowy wizerunek terrorystki. Antystereotyp stanowi poboczna kobieta-bomba (Aleksandra Kolan) ubrana w sukienkę w kwiatki i tenisówki. Teksty, które wypowiada, nie wykraczają poza poziom pierwszej kwestii - infantylnych pozdrowień z pocztówki. Przez scenę przemyka jeszcze postać anonimowego polityka (Grzegorz Jurkiewicz), nie wywołująca jednak żadnego wrażenia. Jedynym pod względem aktorskim osiągnięciem tego spektaklu jest postać autorki w wykonaniu Wiesławy Niemaszek. Jej gra, skupiona, chwilami bezradna, momentami zabawna, broni się nawet w konwencji dosłowności. Kiedy mowa o Mona Lizie, której podobizna błyskawicznie tworzy tło sceniczne poprzez rozwinięcie reprodukcji zawieszonej na sztankiecie, aktorka podchodzi do widzów z maseczką, którą pokrywa kserokopia obrazu da Vinci

Metafora jako zasada kreowania sensów w teatrze ma dość długą tradycję. Szkoda, że olsztyński spektakl do niej nie sięgnął. Na dźwięk słów "tik-tak" aktorki podskakują w miejscu jak rażone prądem (rozumiem, że to wymyślony przez Sajko robak drążący ich mózg daje o sobie znać). Kiedy mowa jest o uwodzicielskim spojrzeniu tytułowej kobiety-bomby, wspomniana kobieta, wijąc się na podłodze, nogą muska anonimowego polityka w okolicach krocza. Aktorzy, grając bezwiedny, sterowany tłum, wykonują synchroniczne układy choreograficzne: klepią się po udach albo maszerują i zwracają głowy w jednym kierunku. Chciałabym też napisać, że aktorka grająca główną postać ma postawę "Bombowniczki" z rzeźby Anny Baumgart. Że z powodu rozszczepienia tytułowej bohaterki na dwie postaci można mówić o uwięzieniu jednej z nich w dyskursie genderowym poprzez ukazanie stereotypowości roli płci i roli społecznej, jaka została jej przypisana. Chciałabym, ale reżyser pozbawił mnie tej możliwości.

Suspens, który udaje się stworzyć autorce, wynika z bliskości momentu tragedii i irracjonalnej nadziei, że uda się jej zapobiec. Takiej tematyki nie można oddać na scenie banalnym chwytem "integracja z publicznością" albo pokazem mody "pas szahida na każdą okazję" w wersji glamour. Nie popadając w patos, należało przekazać zawarte w tekście fakty, dać wybrzmieć słowom, które obroniłyby się same. Jak w "ostatniej rozmowie z własnym rozumem" z dramatu Sajko:

"Pytam".

Słyszę.

"Chciałabyś przeżyć?"

Nie.

"Nauczyłaś się tego na pamięć?"

Przestań.

"Nie wierzę w ani jedno twoje słowo".

Nie musisz.

"Nie wiesz, co czynisz".

Wiem.

"Z tobą nie da się rozmawiać".

Więc w końcu się zamknij.

"Przepadniesz bez śladu".

Już to zrobiłam.

"Czy wreszcie kiedyś zrezygnujesz?!"

Nie!

Nie!

Czasami lepiej zrezygnować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji