Artykuły

Słowacki w śmietniku - tragedia na miarę naszych czasów?

"Balladyna" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Danuta Maciejewska w portalu yeppy.pl.

Dzisiaj kojarzy się Edytę Jungowską przede wszystkim z serialami, w których grywa. Dla mnie ona pozostaje jednak przede wszystkim niezwykłą Balladyną, jaką widziałam kilkanaście lat temu. O Wiktorii Gorodeckiej, która gra tytułową rolę w najnowszej inscenizacji dramatu Słowackiego w Teatrze Narodowym w Warszawie, raczej tego nie powiem...

"Balladynę" pierwszy raz miałam w ręku - i przeczytałam od deski do deski! - w drugiej połowie podstawówki. Wtedy też, jak na dziecko obdarzone bujną wyobraźnią przystało, "oczyma duszy" widziałam akcję. Jako dość tradycyjnie nastawiona osóbka, przeżyłam szok, kiedy poszłam z klasą na przedstawienie w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Nie za bardzo mi się spodobała Goplana na rolkach, za to w pamięci pozostała kreacja głównej bohaterki, oddająca doskonale dramat postaci. Od tego czasu wiele się zmieniło, nastał Rok Słowackiego i 35. rocznica pierwszej inscenizacji Hanuszkiewicza. Warszawski Teatr Narodowy postanowił przygotować swoją własną, nową interpretację dramatu. Ciekawe, co będzie za parę lat, gdyż każde kolejne wykonanie "Balladyny" odchodzi coraz dalej od oryginału, coraz częściej słyszy się też pytania gimnazjalistów w trakcie spektaklu "o co w tym chodzi?".

Trochę tradycji

"Balladyna" to sztuka wystawiana nader często i nader często traktowana wybiórczo - akcentowane są na przykład wątki ludowe, baśniowe lub sensacyjne - a wszystko to osobno. Po raz pierwszy znalazła się na deskach Teatru im. Skarbka we Lwowie w 1862 roku, kolejne inscenizacje przynosiły przede wszystkim doskonałą grę aktorską (np. Heleny Modrzejewskiej jako Goplany w 1868 roku w Krakowie oraz Stanisławy Wysockiej w dwóch wcieleniach Balladyny - krakowskiej z 1902 i warszawskiej z 1914 roku). Powodzeniem zakończyły się także próby psychologicznej interpretacji sztuki (warszawska realizacja Juliusza Osterwy z 1938 roku). Dużo zmian nastąpiło po wojnie - w 1950 roku w Krakowie Bronisław Dąbrowski wyostrzył społeczno-polityczny aspekt "Balladyny", podkreślając zgubne skutki wykroczenia poza własną warstwę społeczną. Podobnie zinterpretował dzieło Słowackiego Aleksander Bardini w 1954 roku. Pierwszą próbę nawiązania kontaktu ze współczesnością podjął Tadeusz Aleksandrowicz w 1959 roku, a jego realizacja została określona mianem "diagnozy współczesnych wad narodowych". W 1974 roku w Teatrze Bagatela w Krakowie Mieczysław Górkiewicz wystawił "Balladynę" ze scenografią Tadeusza Kantora oraz manekinami występującymi na równi z aktorami, czyniąc z dzieła budzącą grozę opowieść o ludzkiej egzystencji. A Hanuszkiewicz poszedł już znacznie dalej...

Balladyna na motorze, Goplana na rolkach

W 1974 roku premiera "Balladyny" w reżyserii Adama Hanuszkiewicza była szokiem, ale później spektakl cieszył się dużą popularnością. Zuniwersalizowana wersja romantycznego dzieła przemawiała do współczesnego odbiorcy postaciami jeżdżącymi na motocyklach, bitwą z użyciem mechanicznych zabawek czy też zaczerpniętymi z komiksów strojami bohaterów. W 1996 roku Hanuszkiewicz ponownie wystawił "Balladynę" z nowymi pomysłami, między innymi Goplaną jeżdżącą na rolkach. Sama postać głównej bohaterki zyskała na dramatyzmie, stając się mniej techniczna, a bardziej ludzka. Spektakle w reżyserii Hanuszkiewicza budziły zawsze wiele kontrowersji i dyskusji nad granicami ingerencji reżysera w tekst sztuki. Zawsze też długo pozostawały w pamięci. Z tychże powodów Artur Tyszkiewicz, wystawiając "Balladynę" 35 lat po słynnej realizacji Hanuszkiewicza, w dokładnie tym samym miejscu, stanął przed zadaniem bardzo ambitnym. Jak sobie z nim poradził?

Między farsą a tragizmem nad śmietnikiem Gopła

Gopło jako morze butelek, Chochlik i Skierka mieszkający w kontenerach na śmieci, Pustelnik w szafie, pijany Grabiec notorycznie spadający z roweru, Alina żująca gumę i kręcąca biodrami przed Kirkorem... Tragedia na miarę naszych czasów? Raczej farsa, bo być może do tragedii nie jesteśmy już zdolni. Artur Tyszkiewicz w oryginalny sposób wydobył ze Słowackiego jego przewrotny humor oraz ironię, przenosząc to w scenerię nam bliższą, jednak nie mniej dziwną i baśniową. Na uwagę zasługuje z założenia humorystyczna postać Grabca, wyśmienicie zagrana przez Emiliana Kamińskiego: starzejący się opój, z brzuszkiem, przekonany o własnych powabach (nie tylko zresztą przez własne ego, lecz także otoczenie!) niezmiennie rozbawiał, prawie do łez.

Artur Tyszkiewicz w swojej "Balladynie" wykorzystał wiele ciekawych pomysłów: Gopło z niebieskich butelek po wodzie mineralnej (Goplana była w stanie się w nim zanurzyć i zniknąć, a także pojawić znienacka) czy też chór jak z wiejskiej dyskoteki wypowiadający komentarze jak chór w tragedii greckiej.

Elementy komiczne udały się reżyserowi bardzo, co zresztą było widać po reakcjach publiczności, wybuchającej co i rusz śmiechem. Tyszkiewicz próbował jednak oddać też tragizm sztuki. Ten brak konsekwencji trochę zaszkodził spektaklowi - być może czysto farsowa "Balladyna" byłaby większym wydarzeniem. Rozterki moralne Balladyny ("dziecka swoich czasów", jak możemy przeczytać w zapowiedziach) - dziewczyny z popegeerowskiej wsi, która nagle znalazła się na zamku i przekształciła w salonową lalkę - jakoś nie brzmią przekonująco. Główna bohaterka pozbawiona jest wyrazu i dramatyzmu, podobnie jak końcowa scena sądu, w której nawet piorun nie jest w stanie uderzyć efektownie. Cóż, bohaterka i tragedia na miarę naszych czasów...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji