Artykuły

"Hipnoza"

"Hipnoza" to tytuł świetnej, ponad wszelkie pochwały, sztuki i przedstawienia Antoniego Cwojdzińskiego, wystawionej przez londyński Teatr Związku Artystów Scen Polskich w "Ognisku Polskim". Ale hipnoza to również ta atmosfera, jaka panuje na widowni w czasie przedstawienia.

Niepojęte, co teatr potrafi zrobić z człowieka, do jakiej doprowadzić go hipnozy, poddania się woli tej magicznej spółki czarodziejów: autora, reżysera, aktora. Oczywiście dobry teatr, teatr prawdziwy.

Przypominacie sobie, że w jednym z "Listów z Londynu" zapowiedziałem, że nadchodzą wielkie dni, odrodzenia polskiego teatru w Anglii - m. in. w związku z przyjazdem ze Stanów Zjednoczonych Antoniego Cwojdzińskiego, najlepszego, na europejskim poziomie, komediopisarza polskiego i reżysera w jednej osobie. A również i w związku z tym, że zmienił się charakter tego teatru, który z monopolistycznego kramiku, opanowanego przez ambitną jednostkę, przekształcił się w teatr w całej pełni narodowy, społeczny. Pisałem również o osiedleniu się na stałe w Londynie Jerzego Kawki, świetnego aktora teatrów krajowych.

Obecne przedstawienie Cwojdzińskiego w całej pełni potwierdziło te przewidywania. Już po pierwszym akcie widać było co tu się święci - święci się prawdziwa, doskonała sztuka. Nie trzeba było pytać ludzi, przeprowadzać wywiadów, zadawać tradycyjnie głupich pytań: "No, jak się panu (pani) podoba?" Wystarczyło spojrzeć w oczy, popatrzeć po twarzach. Wzruszenie, radość - to wszystkie objawy jakie prawdziwa sztuka wyciska na ludzkim obliczu - są nie do ukrycia. Tak jak nie do ukrycia jest wyraz zawodu, rozczarowania, choćby najstaranniej był maskowany udanym entuzjazmem i pochlebstwem...

W przedstawieniu Cwojdzińskiego dobrał się mistrz autor-reżyser z parą mistrzów sztuki aktorskiej - bo tylko dwoje aktorów w tej sztuce występuje: Tola Korian i Jerzy Kawka. To był duet - koncert nad koncertami. Przez całe trzy akty ani jednej fałszywej nuty, ani jednego momentu, o którym by można powiedzieć: "lepiej by było, gdyby on (ona)" itd. Nie, czułeś, że nic lepiej być nie może. Gra tego duetu stwarza właśnie ten stan hipnozy, w którym nie czuje się teatru, sceny, dekoracji, kulis, widowni, własnego ciała.

Pytałem Cwojdzińskiego po przedstawieniu, jak on to - jako reżyser - sprawił, że oni tak grali. Powiedział - a nie z udaną skromnością, on naprawdę jest niezwykle prosty i skromny:

- Starałem się na próbach jak najmniej im przeszkadzać. Przedstawienie jest ich dziełem.

Ale czas najwyższy przejść do "realiów", czyli opowiedzieć treść "Hipnozy". Do lekarza przychodzi pacjentka. On psychiatra, ona histeryczka. Opowiada że niedawno na przyjęciu, kiedy śpiewała - jest zawodową, doskonałą zresztą, aktorką i pieśniarką (wymarzona rola dla Toli Korian) - coś jej się zacisnęło w gardle i ani w dół ani w górę ruszyć nie może. To się stało na przyjęciu zaręczynowym - na jej zaręczynach - z jakimś "biznesmanem". Rzecz dzieje się w środowisku polskim, emigracyjnym w Nowym Yorku. Jej lekarz domowy - dr Zachara - skierował ją do doktora Jana, który ją jako aktorkę znał i podziwiał, w skrytości się kochał, jeszcze przed wojną. Doktór Jan jest wyznawcą teorii psychosomatycznej, która głosi, że choroby ciała zaczynają się w duszy i że stan fizyczny, stan ciała (ciało po grecku "soma") jest niejako funkcjonalnym a skomplikowanym odbiciem stanu ducha. Szuka przyczyn psychicznych tego skurczu gardła. Jako metodę poszukiwania stosuje hipnozę. Komiczne sceny nieudałego zahipnotyzowania - ona drwi, on się denerwuje.

W drugim akcie hipnoza się udała. Cały ten akt jest koncertem i w przenośnym i w dosłownym znaczeniu tego słowa. Tola Korian - czyli aktorka Rena - przypomina sobie swoje przedwojenne życie na scenie, swoje role, piosenki, które śpiewała ona lub koleżanki, śpiewa je w stanie hipnozy - co ma symboliczne znaczenie: teatr = magia, hipnoza. Doktór Jan z tego seansu wyciąga słuszne wnioski: że teatr jest prawdziwym domem Reny, a życie na scenie - jedynie ważnym dla niej życiem. Ale i ten akt kończy się niepowodzeniem doktora, bo okazuje się że ten psychiatra jest też poniekąd wariatem - cierpi na "alergię do aksamitu".

W trzecim akcie ona leczy swego doktora. No i wyleczyli się oboje - najlepszym na świecie lekarstwem - miłością.

Cwojdziński przed wojną napisał i wystawił na scenach polskich kilka komedii - jego własny rodzaj i wynalazek poniekąd - na tematy naukowe, zawsze z dwuosobową obsadą, a mimo to przykuwających uwagę widza akcją o ogromnym napięciu. To specjalny rodzaj sztuki i uzdolnienia: połączenie humoru z prawdą o życiu i duszy ludzkiej, zabawy z nauką, sztuki z wiedzą. W Warszawie przed wojną jego "Teoria Einsteina" szła 525 razy, "Freuda teoria snów" też coś koło tego.

"MOJA WOJNA Z CATEM"

Przed "Hipnozą" - kiedy już mowa o dobrym teatrze - szła na scenie Teatru ZASP'owego w "Ognisku" przez kilka tygodni Hemara "Moja wojna z Catem". Nie była to rewia, nie była też sztuka teatralna. Coś jakby połączenie odczytu ze spowiedzią publiczną - o miłości do dwu miast... Miłość do Lwowa reprezentował Hemar i Włada Majewska, miłość do Wilna - rodzina Kiersnowskich, Teresa i Ryszard.

Krótka "prelekcja" Hemara o tym, jak doszło do jego "wojny" z Catem- Mackiewiczem i o przebiegu tej wojny, była ilustrowana kilku jego świetnymi satyrami na ten temat, wygłoszonymi przez Radio Wolnej Europy do Kraju. Przypomnę krótko, bo już pisałem w "Ostatnich Wiadomościach" o tym.

Hemar w jednej ze swoich satyr kilka tygodni temu z ubolewaniem przedstawił zwichrzoną, by nie rzec zboczoną, krętość dróg Stanisława Mackiewicza, który z przedwojennego germanofila przekształcił się w rusofila po wojnie, z redaktora tygodnika "Lwów i Wilno", który redagował w Londynie - w "wydawcę" Lwowa i Wilna moskiewskiemu zaborcy...

Mackiewicz się rozbuńczuczył, rozpyskował w "Słowie Powszechnym", dzienniku przedwojennego oenerowca, dziś "katolickiego" komunisty, Piaseckiego. Zagroził Hemarowi sądem reżimowym, skierował nawet skargę do tego sądu; Hemar odpowiedział że przyjedzie na sąd, jeśli tylko reżim go wpuści... I co się okazało po kilku dniach? Że reżim zwymyślał i Mackiewicza i kancelistów w sądzie, którzy sprawę przyjęli. A Mackiewicz skargę pośpiesznie wycofał i udaje, że zrobił to z własnej inicjatywy. Dlaczego reżim kazał skargę wycofać - to jasne: byłaby to przecież sprawa o kradzież dwu polskich miast - Lwowa i Wilna. A kto jest złodziejem? Moskwa. Przed sądem więc stanęłaby Moskwa. Cała Polska, cały chyba świat patrzałby na ten proces. Reżim musiał się wycofać.

A Hemar sobie użył i użyje, daj mu Boże, jeszcze nie raz.

Włada Majewska śpiewała piękne piosenki lwowskie Hemara i - ulicy lwowskiej, przez Hemara pozbierane przed wojną i odtworzone z pamięci - albo z fantazji.

Rodzeństwo Kiersnowskich bawiło nas do tak zwanego "rozpuku" dialogami i monologami, pióra Ryszarda, na temat wspomnień wileńskich. Teresa jest świetną aktorką, szkoda że tak mało grywa na naszej scenie.

Śmiechu było do nagłej krwi, śmiechu przez łzy, jak to na tej smutnej emigracji.

Ale że tak świetnie kwitnie teatr emigracyjny, jakoś lżej żyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji