Artykuły

"Trzy siostry" w Krakowie

Stary Teatr im. Modrzejewskiej w Krakowie (Scena Kameralna): TRZY SIOSTRY Antoniego Czechowa w przekładzie Natalii Gałczyńskiej. Reżyseria: Jerzy Jarocki, scenografia: Urszula Gogulska, muzyka: Włodzimierz Szczepanek, współpraca scenograficzna: Jerzy Kałucki. Premiera w Teatrze Kameralnym 16 marca 1969 r.

O tym przedstawieniu cicho było w Krakowie, niektórzy mówili, że nudne, Jan Paweł Gawlik - że znakomite. Z ożywieniem, świadczącym o prawdziwie narodowych emocjach rozprawiało się o obydwu spektaklach Wyspiańskiego w Teatrze Słowackiego i w Starym. Podnieceni krakowianie wytaczali publiczne procesy inscenizatorom Wesela, Sędziów i Klątwy, a z przedstawienia Trzech sióstr wychodziły gromadki widzów obojętnych wobec dramatu, jaki się odbywał na scenie. Wyspiański stał się w Krakowie autorem najbardziej współczesnym, Czechow czcigodnym, klasykiem, niewiele dziś ludzi obchodzącym.

A przecie trzy siostry w Teatrze Kameralnym skarżą się na swój los w sposób naprawdę przejmujący. Przedstawienie nawiązuje wyraźnie do najlepszej czechowowskiej tradycji - jest po polsku MChATowskie, jakby charaktery i losy czechowowskich postaci próbowało przetransportować na swojską interpretację. Nie jest to zabieg natrętny - polega na uniwersalizacji typów, na charakteryzacji postaci, które mogłyby znaleźć się wszędzie i podobnie jak tęsknią za Moskwą - marzyć i dumać o Warszawie.

Bo Czechow jest elastyczny. Jest w Trzech siostrach dramat prowincji, która dławi człowieka, beckettowski dramat czekania i niemożności, dramaty wegetacji i niewyżycia, złudnych nadziei i całkowitej beznadziejności. Stało się rzeczą modną zestawianie Czechowa z Beckettem, choć ludzie w sztukach Becketta są już poza organizacją społeczną, znaleźli się jak clochardzi na jakimś społecznym marginesie, skąd ich filozofie i marzenia nabierają w sposób mechaniczny sensu ironicznej metafory.

Trzy siostry zostały usytuowane w rzeczywistości całkiem konkretnej i nie tak znów okrutnej i złej, jakby wynikało z ich reakcji. Miały dzieciństwo pełne promiennych wspomnień: dobrych i światłych rodziców, godną miłości matkę i ojca, który zadbał o ich edukację, a także pod względem materialnym zabezpieczył im beztroską przyszłość. Żadne urazy ni kompleksy nie uwierają ich pamięci, a warunków, w jakich żyją obecnie - jak to wynika ze sztuki - można im pozazdrościć. Czechow to przecie nie Górki, humory i nastroje jego sióstr rodzą się na przekór warunkom, a ich "egzystencjalny" smutek nie tłumaczy się ich egzystencją. O co więc chodzi tym pannom i ich amantom? Przeciw czemu i w imię czego się buntują, skoro - jak to zauważył już Lew Tołstoj - zostali oni przez los wyposażeni nienajgorzej.

Odpowiedzieć na to pytanie musi każdy inscenizator. Można nostalgię panienek i ich adoratorów wytłumaczyć złą rzeczywistością, oskarżyć niedobry ustrój o to, że marnuje ludzi, skądinąd sympatycznych i niezłych. Można wykpić grymaśne pannice i całą ich "metafizykę" sprowadzić do tęsknot erotycznych, jak to zrobił niedawno Efros w teatrze moskiewskim. Można...

Jerzy Jarocki potraktował dramaty trzech sióstr z całą powagą i przejęciem. Ich buntownicze nastroje "wyprowadził" ze starego domu, który Urszula Gogulska wypełniła szczelnie meblami. Strzępy starych (drzeworytów zwisają tu nad salonem, ciasno w nim od foteli, a w głębi przy dużym stole odbywają się rodzinno-gościnne posiłki. A przecie miał to być dom ludzi zamożnych i młodych, w którym, nie snuje się wspomnień, lecz wybiega marzeniami w przyszłość. I zapewne był to dom atrakcyjny, skoro tyle w nim ciągle gości, i skoro światowiec Wierszynin nazwał go "prześlicznym, wspaniałym". Być więc może, że w tej krępującej ruchy scenografii chcieli autorzy spektaklu ukazać przyczynę niemożności, jaka poraziła tu siostry, tak spragnione odmiany losu i tak w tym pragnieniu bezwładne. A może urzekła ich metafora zawarta w obrazie ludzi osaczonych przez przedmioty i oddanych marzeniom o przyszłości, o której nic nie wiadomo prócz tego, że musi być piękna, której horyzont jest daleki i pusty jak niebo? Tak czy inaczej - ukazane przez teatr warunki, w jakich męczą się i marzą siostry, są tu dla nich pewnym alibi i poniekąd tłumaczą reżysera, że ich kłopoty i troski potraktował tak bardzo serio.

Patrząc na znakomicie grane przedstawienie krakowskie, można się było zastanawiać nad wielu sprawami, które w nim nie doszły do głosu. Na przykład: dlaczego autor Trzech sióstr tak się przy tym upierał, że napisał komedię? Różnie próbowano tłumaczyć tę komediowość dramatu, którego bohaterowie są tak nieuleczalnie smutni. Tomasz Mann zobaczył "boleśnie komiczną funkcję artystyczną" w "bezgranicznej i bezpłodnej namiętności filozofowania", jaka cechuje większość czechowowskich postaci. Zapewne - nie tylko czechowowskich; i nie tylko owa namiętność wydaje się być w Trzech siostrach ważnym elementem humoru. Gotowość do filozofowania mieli zawsze i mają do tej pory bohaterowie rosyjskiej literatury. Czechow tę cechę charakteru tylko jakby subtelnie sparodiował. Dziecinnie naiwne "filozofie", jakie snują postacie Trzech sióstr, wydają się pełnić w utworze zadanie dyskretne i poufne: służyć ośmieszeniu ludzi, których wysiłek myślowy do takich tylko płodów jest zdolny.

Bohaterowie spektaklu prowadzą swoje dysputy z całą żarliwością i powagą. Nic nie wskazuje na to by w tymi, o czym mówią i jak mówią, można się było dopatrzeć jakiejkolwiek "kompromitacji". (Ktoś z recenzentów pochwalił przedstawienie za filozoficzność i nudę, lecz najbardziej nudna filozofia, jeśli w dziele ma spełnić swe zadanie, nie może budzić w (Słuchaczach jednego uczucia - nudy).

Komizm trzech sióstr wynika z nieautentyczności ich dramatu. Zarówno ich bunty jak marzenia są naiwne i mało realne, jak przeżycia pensjonarek. Jedyna próba urzeczywistnienia marzenia, jaką podejmuje Irina - praca w urzędzie pocztowym - kończy się rozczarowaniem. Bo praca realna i dostępna, jaką ma Kułygin i Olga, jakiej spróbowała Irina - nie daje szczęścia pracującym, a i w oczach marzących o pracy nie znajduje uznania ni szacunku. Praca jako marzenie łączy tu tych, którzy marzą, w jedną dziwną wspólnotę, w której się raczej nie mieszczą ci, którzy pracują. Bo liczy się tu zdolność do marzeń. Siostry marzą o Moskwie, Wierszynin, który z Moskwy przyjechał marzy o świecie, jaki będzie "za dwieście, za trzysta lat". Ci, którzy nie marzą, albo marzyć przestali, są zdykredytowani lub przegrani. Zdyskredytowana jako mieszczka z innego wymiaru jest Natalia, przegrany jako jej ofiara jest Andrzej Prozorow.

Komedio-dramat pozorów, jaki przeżywają bohaterowie Trzech sióstr, uwidocznia się w całej pełni w zestawieniu z Wujaszkiem Warną. W Wujaszku nie ma dysonansu między rzeczywistością a .marzeniem - ludzie nie marzą o pracy, ale naprawdę pracują, a ich filozofie i przeżycia wynikają bezpośrednio i logicznie z całkiem konkretnych sytuacji. Dlatego o ileż ciekawsze, intelektualnie, psychologicznie, poznawczo jest to, co mówią o świecie Wujaszek Wania i Astrów, niż infantylne bajdurzenia filozofujących bohaterów Trzech sióstr!

Ale w spektaklu krakowskim nie zagrano komedii pozorów. Nie było tu komedii ni pozorów, a powaga, z jaką ukazano dramatyczne przeżycia bohaterów, za mało miała celebry, żeby metodą przekory odsłonić swą iluzoryczność.

Postacie Wujaszka Wani mają własne biografie i własne, niepodobne do siebie dramaty. Postacie Trzech sióstr przeżywają jeden bliźniaczo podobny dramat, wynikły - mówiąc eufemistycznie - z niedostatków osobistego życia. Bo siostry niby bohaterki romantycznych melodramatów przechowują w sobie ideały jakichś niezwykłych miłości. Stąd ich niedosyt wobec spełnień i propozycji, jakie przedkłada im życie - stąd stosunek Maszy do męża, Iriny do Tuzenbacha. Irina czy Masza robią w końcu to samo, co romantyczne bohaterki, które z okien pięknego salonu z utęsknieniem wypatrywały dalekiej pokrewnej duszy. (Ileż to czaru przydaje postaci Wierszynina niebagatelny fakt, że ów przyjezdny dowódca baterii pochodzi przypadkieim z Moskwy!).

Czechow-humorysta zrobił tu rzecz niezawodną: zwielokrotnił i upowszechnił model romantycznego bohatera. Pozbawił indywidualizmu marzenia i bunty poszczególnych postaci dramatu, ich skłócenie z rzeczywistością i nadmierne zaufanie do przyszłości. Romantyczne przymioty przydzielił gromadce ludzi odczuwających w podobny sposób swój indywidualny los. Stąd chóralny rezonans, jaki filozofowanie Wierszynina znajduje pośród słuchaczy i potrzeba "pofilozofowania", jaką odczuwają tu prawie wszyscy, tak osobliwie zwaśnieni z życiem.

Być może dlatego właśnie największymi indywidualistami są w Trzech siostrach Czebutykin i Solony - postacie, które z takich czy innych powodów przeciwstawiają się chóralnym reakcjom. Obydwaj próbują przekornie pozostać realistami wśród osób manifestujących swoje zdziwienie światem. Śmieszne wydają się w Trzech siostrach nie poszczególne postacie, lecz owe zbiorowe manifestacje ich intymnych uczuć i myśli. To co świadczyło do tej pory o indywidualności bohatera - jego cierpienia i tęsknoty - zostało tu spopularyzowane i przez to pozbawione powagi.

W przedstawieniu krakowskim trzy siostry nie próbują być romantyczne, a żadna z postaci dramatu wydaje się nie mieć poczucia swej komediowej funkcji, jaką świadomie czy bezwiednie pełnią one w tej komedii pozorów. Aktorzy zagrali sugestywnie realistyczny dramat ofiar zdławionych przez prowincję. Dlatego Trzy siostry Jarockiego stały się dramatem o ludziach uwięzionych przez własne domy, przez nieszczęścia i przypadki, jakie się zdarzają w miasteczkach. Pozornie wszyscy są tu tacy, jacy powinni być. Olga, Masza i Irina - Dubrawska, Lassek, Mikołajewska - pokazują urodę i wdzięk, radości oczekiwania, smutki i rozpacze zawodów, każda z nich ma chwile słabości nim dojrzeje do godziny spokoju, w której przestanie oczekiwać. Choć każda z sióstr była inna, przechodziły podobne transformacje - od nadziei na szczęście do niewiary w cokolwiek, co by mogło rozświetlić ich życie.

Mężczyźni byli bardziej oryginalni, oczywiście wobec postaci autora. Marek Walczewski - Wierszynin uprawiał filozofię jak należy, choć nie z takim zapałem jak z wdziękiem. Jego stosunek do Maszy nie był może nazbyt gorący, ale chyba uczciwy. Chociaż dobrze się czuł jako amant, nie próbował jak kiedyś Bylczyński (w Teatrze Współczesnym) potraktować jej jak przygodną miłostkę wędrownego dowódcy baterii. Jedyną postacią diaboliczną, która serdecznością do sióstr pokrywała, jak się zdawało, złośliwość i gorycz zawiedzionego przez życie Czebutykina - był Kazimierz Fabisiak. Ludzkie słabości i dramaty ukazywali Binczycki jako Andrzej Prozorow i Sądecki jako Kułygin. Pszoniak ciepło i sympatycznie zagrał barona Tuzenbacha, z nerwowym, humorem pokazał Solonego Dobrzański. Wszyscy, nie wyłączając Natalii - Anny Seniuk - byli tu zwyczajni i ludzcy, zasługujący na wyrozumienie i sympatię.

W mechanizmie ludzkiego losu, jaki spektakl wydaje się przedstawiać, mechanizmie krzywdzącym i złym - Ludzie są tylko ofiarami. Nie są zapewne zbyt mądrzy i zbyt biernie przyjmują swój los, ale co na to można poradzić? Jakaś fatalistyczna poezja z nutą dyskretnej ironii, która widza przywołuje na świadka naiwnych uroków sztuki, jest chyba w tym krakowsko-czechowowskim spektaklu równocześnie bardziej i mniej zagadkowym niż... Trzy siostry Czechowa.

P.S. Przedstawienie kończy się szeregiem na wpół groteskowych, nieoczekiwanych scenek (piosenka Czebutykina po zabiciu barona, promenady z wózkiem i z dzieckiem Prozorowa i Protopopowa, przemarsz dziecięcych żołnierzyków). Te sceny nie mają spektaklu, przypominają natomiast niefortunne ucho z plastiku, jakie reżyser Trzech sióstr przyczepił kiedyś sztuce Różewicza. Ach, te (pomysły, żeby tylko było ciekawiej!..

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji