Artykuły

Więcej takich programów

Rocznicy wyzwolenia Poznania poświęciła nasza TV - obok filmu dokumentalnego pt. "Listy z Poznania" i kilku innych pozycji - ogólnopolski program dokumentalno-historyczny "Fesfung Posen" W. Ruminowicza. Można by dyskutować, czy pomysł z grupa młodzieży, zwiedzającej miasto autokarami, był dostatecznie wygrany (np. zupełnie niepotrzebnie autobus objechał Stary Rynek po to, by zatrzymać się prawie w tym samym miejscu). Wydaje się, że do pokazania ostatnich dni okupacji i walk o miasto oraz jego współczesnego wyglądu nie trzeba było takiego pretekstu. Wystarczającym była rocznica. A sam program - poza tą wycieczką rozbijająca, niestety, zwartość całości - był bardzo dobry, od zapowiedzi zilustrowanej wymowna muzyka poprzez fotografie i unikalne filmy z zaciętych walk na ulicach Poznania, aż po ostatnie obrazy, ukazujące odbudowane dzisiejsze nowe miasto. Ten program nie był tylko kolejna pozycja "z okazji" czy "ku czci". Spełnił to, co trudno opisać słowami unaocznił trud zbrojny i bohaterstwo żołnierzy radzieckich, rozmiary zniszczeń i kontrastujący z nimi obraz dzisiejszego Poznania.

Był to dobry, piękny i pożyteczny program. Niewątpliwie lepszy niż ten, który dzień później pt. "Rok XX" z okazji 20 rocznicy wyzwolenia Śląska oglądaliśmy z Katowic. Może porównanie jest trochę trudne, jako że "Rok XX" dotyczył bardziej współczesności niż historii. Ale stereotypowe ujęcie filmowe i rozmowy nie potrafiły wzbudzić naszego zainteresowania.

Skoro już mowa o pozycjach okolicznościowych, wymieńmy jeszcze jedną i to bardzo miłą: "Występ Zespoły Pieśni i Tańca Północnej Grupy Wojsk" z okazji Święta Armii ZSRR. Doskonały i bardzo urozmaicony repertuar, w którym nie zabrakło i polskich piosenek, oglądało się i słuchało z dużą przyjemnością.

Mało zwracaliśmy dotychczas uwagi na ciekawie pomyślany program pt. "Czwarta zmiana". Przed tygodniem twórcy programu zaprezentowali kilka bardzo ważnych kwestii: bezpieczeństwo na statku, troskę o młodzież pracująca i sprawę przestrzegania przepisów prawa pracy na kapitalnym przykładzie złamania tych przepisów nie gdzie indziej lecz właśnie w naszym województwie, ściśle: wobec pracownika z cegielni Perzyny w powiecie Nowy Tomyśl. Na ogół programy oparte na mówieniu nie znajdują uznania. Ten jednak jest jednym z wyjątków, Filmowe wstawki są tu tylko uzupełnieniem sprawozdań uczestników rozmowy. Nie ma skuteczniejszego sposobu na pomyślne załatwienie spraw trudnych jak konsekwencja i to, co w boksie nazywa się "pójście za ciosem".

Teatr TV wystawił w poniedziałek widowisko E. Niziurskiego pt. "Ucieczka z Betlejemu" w adaptacji i reżyserii Z. Kuźmińskiego. Sztuka ta nawiązuje do serii widowisk współczesnych, wystawianych ostatnio w telewizji. Jej tło i klimat przypomina trochę spektakl J. Broszkiewicza pt. "Ta wieś mogiła". W "Ucieczce z Betlejemu" też jest wielka budowa. Bohaterami są ludzie przy niej zatrudnieni, którzy pod warstwa brutalności i chropowatymi słowami ukrywają swe prawdziwe oblicze.

Na ekranie ujrzeliśmy kapitalne typy, zagrane tak prawdziwie i sugestywnie, że chwilami zapominało się, iż ma się do czynienia tylko z teatrem. Zasługa w tym i autora, i reżysera oraz aktorów. Dobra współczesna sztuka. Jeszcze raz przekonaliśmy się, że produkcyjniak może być ciekawy i bardzo ludzki. Chyba, że jest... zły.

Nie ma rzeczy z natury ciekawych i nudnych. Jeszcze jednym dowodem na to jest sobotni "Bal telewidzów". Wydawać by się mogło, że to już musi być tylko do słuchania i oglądania. Nic złudniejszego! Zapowiadany z takim huczkiem "Bal" okazał się ni psem ni wydra. Ani tańczyć przy tym nie bardzo można było, ani patrzeć na to, zwłaszcza w pierwszej części - nudnej, że tylko ziewać. Z prywatnej ankiety wiem, że wielu telewidzów, choć zamierzano "Bal" śledzić postąpiło tak, jak to czyni w czasie "Wieczornego relaksu" - wyłączyło aparaty. I straciło druga lepsza połowę, która nie rekompensowała "strat" poniesionych wskutek oglądania pierwszej części. Może dobrze się bawili uczestnicy "Balu telewidzów", ale sami telewidzowie? Wątpię...

Program publicystyczny o gastronomii pt. "Spojrzenie z góry i z dołu" należał do typowych programów mówionych i to tych nie najlepszych. Z wywodów jednego z dyrektorów wynikało, że niewłaściwa obsługa w lokalach i kiepskie potrawy znikną dopiero wówczas, jak klienci pomogą swa konsekwentna postawa. Ta wypowiedź mocno mnie oburzyła. Prawdę mówiąc, wolę zjeść jajko sadzone w domu niż bawić się w restauracyjnego inspektora, tropiciela, tępiciela itp. Ob. dyrektor zapomniał, że na ogół przychodzi się do restauracji, by się najeść, a nie denerwować i "walczyć". To drugie należy raczej do PT kierownictwa gastronomii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji