Artykuły

Panowie w stylu retro i zwymyślana publiczność

Krytycy jednogłośnie orzekli już parę lat temu, gdy tylko się pojawiła: dobra komedia. Co do tej opinii wszyscy byli wyjątkowo zgodni. I aktorzy - bo jest w niej kilka niepapierowych ról, i teatr - bo sukces frekwencyjny zapewniony, i publiczność również. Gdziekolwiek "Klik-klak" wystawiano, reagowała żywo i nie szczędziła braw. Jednym słowem wszyscy bawią się znakomicie i wszyscy są zadowoleni na bydgoskiej premierze, nie wyłączając autora, który przybył osobiście i gdy na zakończenie publiczność biła brawo, wbiegł spontanicznie na scenę i przy podniesionej kurtynie ściskał po kolei wszystkich twórców i wykonawców.

Był to więc miły wieczór co się zowie - o tym mówiły rozpogodzone oblicza i jowialne uśmiechy opuszczających teatr. Wreszcie współczesna polska komedia, na której można się pośmiać. O kłopotach z tym gatunkiem teatralnym nie trzeba wspominać, bo są ogólnie znane. Jarosław Abramow napisał komedię zabawną, lekką, błyskotliwą, trochę w stylu retro, ale nie na tyle, by nie znalazła w niej choćby małego odzwierciedlenia i nasza współczesność.

Sam pomysł, trzeba przyznać, zabawny: kolejni mężowie pięknej damy (Ewa Studencka-Kłosowicz), ucieleśniający sobą dobry kawał niedawnej polskiej historii - znaleźli się oto po latach jednocześnie pod jej dachem, zaproszeni przez nią przewrotnie z racji jakiejś tam rocznicy. Więc: przedwojenny pułkownik (Kazimierz Kurek), sanacyjny dyplomata (Zbigniew Szpecht) i powojenny, już zdymisjonowany wiceminister (Roman Metzler), co to może w przemyśle i kulturze... Ich wspomnienia przywracają pamięć minionego czasu, ich zacięte kłótnie wskrzeszają spory o sanację i Wrzesień, ale to wszystko odbywa się w sposób elegancki i nie na tyle problemowy, by przekraczało granicę komedii. Na zakończenie okazuje się, że lista wielbicieli pani Kornelii bynajmniej się nie zakończyła - jest wśród nich nowoczesny młodzieniec (Bogusław Hubicki), ale całkiem bezbarwny, jakby autor nic o nim nie miał do powiedzenia. Bo też najwięcej ma do powiedzenia o tamtych i są to typy krwiste, z życia wzięte, co bydgoska inscenizacja w pełni potwierdza. Wyróżnili się zwłaszcza Roman Szpecht i Kazimierz Kurek, bo też mieli najwdzięczniejsze pole do popisu.

Reżyser Olga Koszutska zadbała o dobre tempo i rytm przedstawienia, autor opracowania muzycznego, Grzegorz Kardaś - o nastrojowe melodie z tamtych lat, scenograf, Józef Napiórkowski, stworzył stylowe wnętrze, i tylko zakończenie, jak zwykle we wszystkich inscenizacjach tej sztuki, budzi mały sprzeciw. Ale to już wina autora. Dlaczego do sentymentalnej komedii z myszką wprowadza nowoczesny pomysł rodem z "Tanga" Mrożka? Ten katafalk i ta szafa, w której się wszystko zatrzaskuje i ów młodzieniec, w bydgoskim spektaklu bezskutecznie dobijający się do szafy... Po uroczej zabawie w stylu retro to natrętne "przymrużenie oka", mające niby znamionować dystans do przedstawionej rzeczywistości, podkreślić, że jest już ona tylko i nieodwołalnie przeszłością? To wiemy i bez tego. Po co więc we wstępie Abramow tak się zastrzega, że racje staruszków mimo wszystko rozumie i że oni również są cząstką naszej współczesności? Jest w tym wszystkim jakieś pęknięcie. Widać nie miał po prostu Abramow pomysłu na zakończenie, więc wpakował wszystkich do szafy i kwita.

* * *

Tyle w Teatrze Kameralnym. A na "Scenie 75 widzów" - następna po "Pokojówkach" premiera: "Publiczność zwymyślana" Petera Handkego. Twórcy spektaklu: Henryk Baranowski i Jerzy Juk-Kowarski, dobrze znani są bydgoskiej publiczności z ciekawej inscenizacji "Upiorów", a na "Scenie 75 widzów" - z zeszłorocznych "Pokojówek" Geneta. Sięgając tym razem po utwór Petera Handkego, pokonać musieli wiele oporów, przede wszystkim: wyciąć połowę tekstu, bo tak był, jak twierdzą, dla publiczności obelżywy. Dalej - dodać wstęp, który by te obelgi jakoś złagodził. Wprowadzili też na scenę autora - niech bierze na siebie ewentualne cięgi. Aktorów zaś poprzebierali możliwie jak najdziwaczniej w zabawne stroje cyrkowe. Nie mówią oni bynajmniej tekstu z pamięci, lecz czytają go z kartek - kolejny to zabieg mający na celu złagodzenie wymowy tekstu, przypisanie go bezpośrednio autorowi.

Co pozostało po tych wszystkich wstawkach i wycinkach? Otóż wymyślanie widzom tak łagodne, że na "Dziennikowej premierze" okazali się oni cisi i pokornego serca i bynajmniej nie odwzajemnili się (jak to było na premierze prasowej) "wiązankami" w kierunku wykonawców, Choć trzeba tu rzec, sztuka jest od początku do końca naigrawaniem się z samej kondycji widza.

Cała ta zabawa pomyślana była jako rodzaj happeningu, teatralnego wydarzenia, które w założeniu miało wciągnąć publiczność w sceniczną grę. Twórcy przedstawienia i wykonawcy mieli cichą nadzieję, że publiczność zrezygnuje z biernej pozycji widza, wtargnie na scenę, jednym słowem zagra inną rolę niż zwykle. Besztana jednak tak łagodnie i rzekłabym wyrozumiale przez smutnie uśmiechniętych aktorów przyjmowała bez zmrużenia oka epitety w rodzaju: wy, bycze karki! Cherlawi geniusze! zawałowcy! prątkujący!; wy, przerywacze ciąż! poszukiwacze zwolnień lekarskich!; wy, księgowi! prezesi!... itp. itd. Notabene każdy coś z wytykanych grzeszków ma na sumieniu i w tym miejscu żartobliwy utwór Handkego pokazuje nieoczekiwanie swe satyryczne ostrze.

A cóż to właściwie za utwór? Chwilami - rozpisane na głosy tezy z teorii teatru - satyra na współczesne społeczeństwo, a w gruncie rzeczy i przede wszystkim - próba odwrócenia tradycyjnych relacji: widz - aktor. Wszystko to razem w bydgoskim wykonaniu jest dość niekonwencjonalną i świeżą zabawą w teatr. Handke - ten pisarz uznany za antydramaturga, antyautora, anarchistę i prowokatora - lubi się po prostu trochę powygłupiać. A w teatrze jest to również (byle nie za często) mile widziane. Bo czy zawsze musi być tak sztywno i typowo: tu dostojni widzowie, a tu znakomici i godni wykonawcy? Można chyba od czasu do czasu tę dostojność i godność trochę zburzyć...

Teatr Kameralny w Bydgoszczy. Jarosław Abramów: "Klik-klak". Reż. Olga Koszutska, scen. Józef Napiórkowski, oprac. muz. Grzegorz Kardaś. Premiera 21 lutego 1976 roku.

"Scena 75 widzów" w Bydgoszczy. Peter Handke: "Publiczność zwymyślana" reż. Henryk Baranowski, scen. Jerzy Juk-Kowarski. Premiera luty 1976 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji