Artykuły

Bogusławski i Szekspir

Dwie inauguracyjne premiery nowo powstałego "Teatru Płockiego": "Krakowiacy i górale" w reżyserii Jana Skotnickiego oraz "Romeo i Julia" w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego. Odbija się na nich - specjalnie zaś na śpiewogrze Bogusławskiego - gorączka ostatnich przygotowań do otwarcia teatru: nie starczyło chyba czasu na szlifowanie szczegółów, a te mają zwykle wpływ na wrażenie z całości.

Jan Skotnicki obramował scenę "Krakowiaków" dwiema lożami teatru XVIII-wiecznego - rekonstruując nastrój prapremiery, która odbyła się na trzy tygodnie przed ogłoszeniem Insurekcji Kościuszkowskiej. Bardos wychodzi przed kurtynę, odczytując przesłanie Bogusławskiego, a publiczność z lóż (w części patriotyczna, w części kosmopolityczna) przerzuca się tekstami publicystyki ówczesnej; polemiki odżywają na nowo w antraktach. Jasne staje się, że reżyser pragnie przypomnieć publiczności, iż "Krakowiacy" to nie tylko miły wodewil, rozrywka, ale także apel o zgodę narodową i współdziałanie dla dobra kraju.

O ile jednak element stylizacji dobrze "gra" w ramie inscenizacyjnej spektaklu, o tyle w samym widowisku sprawdza się jedynie w części. Nie ma swobody i stylu w scenach zbiorowych z udziałem tańczących i śpiewających amatorów. W scenografii Mariana Iwanowicza pojawiają się jeszcze malowane, obrotowe kulisy, ale już prospekt z pejzażem, niby to podkrakowskim, nawet w przybliżeniu nie nawiązuje do dawnego malarstwa teatralnego. Podobnie aktorzy. Bronią się niektórzy, bardziej doświadczeni. Dla młodych natomiast stylizacja oznacza albo rygor utrzymania się przez cały spektakl w gorsecie nienaturalnych póz i gestów, przez co postacie tracą swobodę i wdzięk, albo znów - jak w przypadku Bardosa - popycha ich do nadmiernej swobody, niemalże graniczącej z gwiazdorską dezynwolturą. W rezultacie - wymienić mógłbym jedynie Ninę Skołubę w roli Doroty, Jerzego Prażmowskiego (Bartłomiej) i Aleksandra Gierczaka (Jonek).

Dla swej inscenizacji "Romea i Julii" młody reżyser G. Mrówczyński (jeszcze student PWST, a już laureat festiwalu wrocławskiego za inscenizację "Konopielki") zmienia architekturę teatru. Odrzuca scenę, wznosi dwa amfiteatry, pomiędzy nimi stawia podłużny, czarny podest - i tu, bez zbędnego inscenizacyjnego sztafażu, rozgrywa się tragedia młodych kochanków. Zaczynają ją aktorzy w strojach współczesnych, z biegiem akcji dochodzi kostium i najniezbędniejszy rekwizyt: sygnał, że sprawa Julii i Romea nie umarła, że wciąż porusza, budzi echa. Jest to spektakl bez wątpienia interesujący, choć miejscami nieco chłodny. Upamiętnia się niewątpliwie architektura i scenografia Jerzego Kowarskiego, zaciekawia Julia Barbary Grabowskiej: nie jest ona słodką do omdlenia dzieweczką, ale normalną dziewczyną, żywą i pełną temperamentu i to znacznie ją do nas przybliża. Obok niej wyróżniają się Jadwiga Bryniarska w roli Mamki, Bernard Michalski w roli Pana Kapuleta, Konrad Morawski w roli (nieco zbyt rodzajowego) Ojca Laurentego oraz Wojciech Sztokinger jako Tybalt.

"Teatr Płocki" rozpoczął więc działalność. Panuje w nim atmosfera pracy i pewność, że zespół zdoła uzasadnić swój niecodzienny, rozsadzający ramy tradycyjnego teatru program artystyczny. Z zaciekawieniem będziemy obserwować dalsze jego poczynania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji