Artykuły

Łódź-Skierniewice. Scena regionalna Jaracza z niską frekwencją

Spektakle, które można zobaczyć na scenie kina Polonez w ramach projektu Europejskich Scen Teatru im. S. Jaracza, cieszą się w Skierniewicach znikomym powodzeniem.

Miejski Ośrodek Kultury, w ramach którego działa teatr, nie może przekonać skierniewiczan do tej rozrywki.

Sami mieszkańcy miasta nad Łupią twierdzą, że powodów, dla których nie garną się do teatralnego Poloneza, mają kilka. Wśród nich są: wysoka cena biletów (od 30 do 40 zł) i trudna, a czasem wręcz mroczna tematyka spektakli. Poza tym wielu woli po prostu jechać do prawdziwego teatru w Łodzi albo w Warszawie.

- Byłam na przedstawieniach dwa razy, ale niezbyt mi się podobały - przyznaje pani Anna (nazwisko do wiadomości redakcji). - To były monodramy Bronisława Wrocławskiego, ciężkie w odbiorze. Spektakle odbywają się poza tym w czwartki, co mi nie pasuje. No i ten klimat... Mała sala to niewypał pod każdym względem - uważa. - Tam można oglądać szkolny teatrzyk, a nie spektakle z udziałem zawodowych aktorów. Jak chcę obejrzeć i przeżyć dobrą sztukę, to jadę do Warszawy lub Łodzi. Jeżdżę w soboty, a wizytę w teatrze uprzyjemniam zakupami w galerii handlowej - dodaje.

Podobne odczucia ma Mateusz, uczeń III klasy LO im. Prusa, dla którego barierą nie do pokonania jest cena biletów. - Na ostatnią sztukę, "Tutam" z Renatą Dancewicz, chciałem zabrać dziewczynę. Ale przeliczyłem i wyszło, że nie stać mnie na wydatek 80 zł - wzdycha młody mężczyzna.

Sebastian Nowicki, koordynator ds. scen regionalnych z Teatru im. Jaracza, ma porównanie z innymi miastami, gdzie projekt jest realizowany (Radomsko, Piotrków, Sieradz). On również twierdzi, że w Skierniewicach zainteresowanie sztukami teatralnymi jest bardzo małe.

- Jeżdżę często do Skierniewic i słyszę za każdym razem, że "u nas to nic się nie dzieje" - mówi Sebastian Nowicki. - A gdy już coś proponujemy, to chętnych nie ma.

Powodem może być brak zróżnicowania cen biletów oraz nieumiejętność dotarcia do ludzi z informacją o sztuce, czyli zła promocja. - Obie te kwestie nie leżą jednak w naszej gestii - stwierdza Nowicki. - Decyduje o nich dyrekcja MOK.

Piotr Bigos, dyrektor MOK, uważa, że z teatrem nie jest tak źle, choć minie jeszcze sporo czasu, zanim skierniewiczanie poczują teatr w Skierniewicach. Na razie bardzo wiele biletów jest rozprowadzanych w zakładach pracy, gdzie bilet można kupić taniej. Innych obniżek cen biletów dyrektor na razie nie przewiduje.

- Ja mam wszystko skalkulowane. Nie mogę sprzedać biletu po 20 zł, bo do sztuki, która kosztuje 6,5 tys. zł, musiałbym dołożyć 70 proc. z kasy MOK - wylicza. - Na to mnie nie stać. Poza tym Teatr im. Jaracza też nie jest bez winy, bo mogliby przywozić weselsze spektakle. Wtedy ludzie chętniej by przyszli.

Nie da się jednak ukryć, że problem tkwi też w mentalności skierniewiczan, którzy wolą jechać na trzy razy droższą sztukę do Warszawy. Bo to jest Warszawa...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji