Artykuły

My, Pierwsza Brygada...

Tego należało się spodziewać. Każdy, kto jako tako zna polski teatr i mechanizmy nim rządzące, mógł łatwo przewidzieć, że sezon 1988/89 upływać będzie pod znakiem 70. rocznicy odzyskania niepodległości. Choć do listopadowej daty, która przyniesie zapewne kulminację okolicznościowych propozycji, pozostało jeszcze kilka tygodni, niektóre z zespołów już zawczasu pomyślały o uczczeniu jubileuszu. O uczczeniu, rzecz jasna, godnym, jak na okrągłą rocznicę przystało. Nikt raczej nie zamyśla dziś o rozdrapywaniu narodowych ran, targaniu polskiej duszy, poruszaniu sumień. Bardziej w cenie są spektakle tworzone z intencją krzepienia serc; wiadomo, żyje nam się nielekko, po cóż więc pokazywać ciemne strony historii. Nie zbuduje się na tym fundamencie sukcesu, choćby - frekwencyjnego.

Jedyny kłopot w tym, że brak tekstów dla takich, pobudzających ducha w narodzie, widowisk. Widać teatr broni się instynktownie przed sprowadzaniem go do roli pocieszyciela strapionych; bardziej odpowiada mu pokazywanie sprzeczności, różnych, często wykluczających się racji, aniżeli ilustrowanie jednej, z góry przyjętej, tezy. Od czegóż jednak pomysłowość naszych twórców? Sięgnięto więc nieco głębiej w przeszłość i w ten oto sposób powróciła na polskie sceny po kilkudziesięciu latach zapomnienia "Gałązka rozmarynu" Zygmunta Nowakowskiego, jak zaznaczono w podtytule - "widowisko muzyczne o Legionach Polskich". Jako pierwszy odkurzył je - w listopadzie 1982 roku - łódzki Teatr im. Jaracza; za nim poszli inni: w tym roku "Gałązka" weszła na afisz teatrów w Radomiu, Krakowie, Lublinie i Warszawie; w kolejce czeka bodaj pięć następnych scen. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, iż będzie to najpopularniejsza sztuka polska przełomu lat 1988/89.

Jej prapremiera odbyła się 9 listopada 1937 roku na scenie Teatru im. Słowackiego w Krakowie; kilka miesięcy później "Gałązkę" wystawiono w rodzinnym mieście autora - w Krakowie. Intencje, jakimi kierował się Zygmunt Nowakowski układając swe patriotyczne widowisko, wyłożone zostały przez niego jasno w jednym z felietonów na łamach krakowskiego "Ilustrowanego Kuriera Codziennego": "(...) przez szesnaście lat polska literatura dramatyczna nie zdobyła się ani na jedną sztukę, która by pozytywnie ustosunkowała się do naszej rzeczywistości, która by w artystyczny, czy od biedy choćby tylko propagandowy sposób umiała wydobyć elementy twórcze, podkreślić wysiłek Polski odrodzonej, dać obraz naszego życia lub jego epizod bodaj... Stać nas na repertuar dla kabaretu, dla rewii, ale nie dla sceny". Podjął się więc Nowakowski stworzenia takiej "pozytywnie zaangażowanej" sztuki, podjął tym chętniej, iż dysponował doktoratem w zakresie dramatu, miał także w swoim życiorysie epizod aktora i dyrektora teatru, a przede wszystkim - przez kilka miesięcy (od sierpnia do października 1914 roku) walczył w formacjach strzeleckich - późniejszych legionach.

Mimo rozlicznych doświadczeń i kwalifikacji autora, "Gałązka rozmarynu" nie jest - bo i nie może być - arcydziełem. Pełnokrwistych ról właściwie tutaj nie ma (wyjątkiem bodaj tylko postać strzelca Juhasa - Górala, który niespodziewanie okazuje się być wyedukowanym w Szwajcarii medykiem), intryga jest wątła i właściwie pretekstowa; luźno nizane epizody z życia legionowego są przede wszystkim okazją do zaprezentowania szeregu znanych melodii. Ot i wszystko. Popularna, użytkowa sztuczka - dość anachroniczna już w momencie swych narodzin.

Myśląc o wystawieniu tego dziełka, dysponować należy - prócz zbożnej intencji uczczenia nim rocznicy niepodległości i zapewnienia sobie przy okazji frekwencji na kilka najbliższych lat - kilkoma jeszcze atutami: przede wszystkim w miarę sprawnym ruchowo i wokalnie zespołem. Niestety, Ignacy Gogolewski, reżyser przedstawienia w warszawskim Teatrze Rozmaitości, które dostarczyło pretekstu do niniejszych rozważań, takowych atutów nie posiadał. Gogolewski, słusznie zresztą nie dowierzając możliwościom swego zespołu, nie stawia mu nadmiernych wymagań. Muzyka i piosenki zostały zawczasu nagrane na taśmę, układy choreograficzne - po części z racji szczupłości scenicznej przestrzeni - sprowadzają się do dziarskiego dreptania w miejscu. Aktorzy, pozostawieni przez reżysera samopas, grają na zasadzie "jak kto czuje": jedni z góry rezygnują z zaznaczenia swej obecności na scenie, ograniczając swe zadania do roli statystów, pozostali - nieliczni - przeciwnie: pragną za wszelką cenę wyróżnić się z tłumu, szarżując od kulisy do kulisy. Chylę czoła przed tą zawodową determinacją, ale - zbyteczny to wysiłek. Wiadomo że i tak najważniejsze są piosenki, które publiczność za każdym razem nagradza gromkimi brawami - niezależnie zresztą od jakości wykonania.

Nie warto byłoby, jak sądzę, zatrzymywać się dłużej nad tym przedstawieniem, gdyby nie jedno, dość symptomatyczne i dające do myślenia zdarzenie, jakie miało miejsce pod koniec oglądanego przeze mnie spektaklu. W literackim pierwowzorze sztukę Nowakowskiego zamyka obrazek w obozie strzeleckim: zgromadzeni żołnierze oczekują na mającego przybyć na inspekcję Józefa Piłsudskiego. Komendant na scenie jednak się nie pojawia; wcześniej Nowakowski każe spuścić kurtynę. Chwała za to autorowi "Gałązki rozmarynu"; wiedział doskonale, że są w teatrze granice, których przekraczać nie należy. Podobnej intuicji brak jednak Ignacemu Gogolewskiemu. Na zakończenie spektaklu w Teatrze Rozmaitości - zupełnie jak w młodzieńczej noweli Nowakowskiego "Wymarsz" - na scenę wkracza charakterystyczna postać z sumiastym wąsem. Jerzy Matałowski, któremu na zmianę z Jerzym Molgą przypadł zaszczyt wcielenia się w rolę Komendanta - wypowiada krótkie: "Winszuję!", rozbrzmiewają dźwięki "Marsza Pierwszej Brygady"" i wtedy... No właśnie, na ten sygnał rozlegają się tu i ówdzie trzaśnięcia krzeseł - najpierw pojedyncze, później coraz liczniejsze - po chwili cała widownia - starcy, osoby w kwiecie wieku, młodzież - staje wyprężona na baczność, by w ślad za aktorami pociągnąć: "My, Pierwsza Brygada, strzelecka gromada / Na stos rzuciliśmy swój życia los / Na stos, na stos!".

Do teatru chodzę od ładnych paru lat, różne niezwykłe rzeczy zdarzyło mi się oglądać, ale w czymś podobnym jeszcze nie uczestniczyłem. Nie był to, jak słyszę incydentalny przypadek; tego rodzaju manifestacje zdarzają się ponoć na każdym spektaklu (ciekawe czy mają one również miejsce podczas innych inscenizacji "Gałązki rozmarynu"?). O czym one świadczą? Pytanie to wykracza chyba poza kompetencje sprawozdawcy teatralnego; w tej kwestii należałoby raczej zasięgnąć rady socjologa (a może psychologa?). Faktem jest, że oglądając nasz dzisiejszy teatr trudno uwierzyć, iż pracował tu kiedyś twórca tej miary i społecznej przenikliwości co Konrad Swinarski, że artystyczne oblicze tego teatru kształtowały inscenizacje dzieł Słowackiego czy Wyspiańskiego - dziś praktycznie zupełnie wyparte ze sceny. W obecnej chwili widz nie oczekuje od teatru dyskusji, lecz przede wszystkim potwierdzenia własnych odczuć - dość powierzchownych zazwyczaj, bo podszytych emocjami - szuka ukojenia - rozrywki albo wzruszenia. Świadczą o tym właśnie sukcesy "Gałązki rozmarynu" czy chociażby niezwykły rozgłos towarzyszący "Drzewu" Myśliwskiego. Takie są fakty, pora, by zapytać o ich konsekwencje.

Zawsze chlubiliśmy się, że należymy do kręgu cywilizacji śródziemnomorskiej, do wielkiej rodziny narodów europejskich. Wszystko wskazuje jednak na to, że rola, jaką przyszło nam grać w tej rodzinie - rola ubogiego krewnego - też już jest dla nas za trudna. Gdy znajdziemy się przypadkiem w którymś z wysoko uprzemysłowionych krajów Zachodu, z najwyższym wysiłkiem poruszamy się w tamtejszej rzeczywistości - w świecie komputerów osobistych, telefax ów i kart kredytowych. Teraz grozi nam, że do luki technologicznej dojdzie, by tak rzec, bariera mentalna. Zapatrzeni w przeszłość, z oczami przesłoniętymi mgłą wzruszenia staniemy się dziwni, niezrozumiali, śmieszni. Warszawska "Gałązka rozmarynu" uświadamia nam to aż nadto boleśnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji