Artykuły

Krzyk tęsknoty

Księgarnia, do której czasami zachodzę, zawsze jest pusta. Nie uwidzisz tu Dana Browna, Małgorzaty Kalicińskiej ani Stiega Larssona. Znaleźć za to można tomiki poezji, zbiory dramatów czy esejów. Ostatnio zaś zauważyłem listy Eugeniusza Gepperta do Marii Malickiej. Zwracam uwagę na teatralia, więc publikacją się zainteresowałem. Jakież było moje zdumienie, gdy się okazało, że książka wydana została w 2007 roku, ale na ladzie w księgarni zalecała się jako nowość - pisze na swoim blogu Wojciech Majcherek.

Na Puławskiej jest księgarnia, która mnie nieodmiennie zadziwia, gdy do niej zaglądam. Trzeba dodać, że na Puławskiej jest już niewiele księgarni, za to znaczna liczba banków i aptek, co symbolicznie chyba pokazuje priorytety społecznych potrzeb. Przy czym dla części mieszkańców banki nie są tak ważne jak apteki, ale użytkownicy banków z pewnością czasami przynajmniej muszą korzystać z aptek. Ale to tylko dygresja.

Księgarnia, do której czasami zachodzę, zawsze jest pusta. Przebywają w niej tylko dwie sprzedawczynie, które są tak smutne, jak księżniczki zamknięte w bajkowych wieżach, czekające na rycerza wybawiciela. No, ale co ja, nieboga, mogę? Mówię: dzień dobry i kieruję się do lady, usytuowanej na wprost wejścia, czyli najbardziej wyeksponowanej. I na tym stoisku, które od razu przykuwa wzrok klienta, nie leżą bynajmniej najnowsze książkowe bestsellery. Nie uwidzisz tu Dana Browna, Małgorzaty Kalicińskiej ani Stiega Larssona. Znaleźć za to można tomiki poezji, zbiory dramatów czy esejów. Ostatnio zaś zauważyłem listy Eugeniusza Gepperta do Marii Malickiej. Zwracam uwagę na teatralia, więc publikacją się zainteresowałem. Jakież było moje zdumienie, gdy się okazało, że książka wydana została w 2007 roku, ale na ladzie w księgarni zalecała się jako nowość. Na okładce pięknie prezentował się konterfekt Marii Malickiej, sprzedawczynie patrzyły na mnie z nadzieją, tytuł książki brzmiał: Krzyk tęsknoty. Nie miałem wyjścia: musiałem ją kupić, na szczęście za niewygórowaną cenę 18 zł.

Wszyscy wiedzą, kim była Maria Malicka, ale jeszcze przypomnę. Znana i ceniona aktorka, głównie teatralna. Urodziła się w 1900 roku, choć tu, jak to zwykle bywa, różne daty są podawane. Przed wojną robiła błyskotliwą karierę w Krakowie i w Warszawie, gdzie występowała u Szyfmana w Polskim. Podziwiano jej urodę - "dyskretny erotyzm heroiny". W latach 30. prowadziła własny teatr. Na jej życiu zaciążyła sprawa występów w koncesjonowanym przez Niemców teatrze podczas okupacji. Plotkowano, że miała również romans z oficerem Wehrmachtu. Za tę kolaborację po wojnie ukarano aktorkę zakazem występów w dużych miastach. W teatrach warszawskich nie zagrała już nigdy. Jeździła do Szczecina, Bielska, Opola. W końcu w 1958 zaangażowano ją do Teatru im. Słowackiego w Krakowie i w nim doczekała emerytury. Zmarła w 1992 roku.

Przyznaję, że nadawca listów, Eugeniusz Geppert, był mi mniej znany. Malarz urodzony w 1890 roku, studiował w krakowskiej ASP pod kierunkiem Malczewskiego. Miał różne doświadczenia w czasie I wojny światowej (zsyłkę, walkę w polskim Korpusie Wschodnim). Przed II wojną wystawiał swe prace w różnych miastach, także w Paryżu. Po wojnie trafił do Wrocławia, gdzie podjął się organizacji Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, był jej rektorem (nawet chyba obecna wrocławska ASP nosi jego imię). Czy był wybitnym malarzem? Nie wiem. Ale nie to jest najważniejsze, gdy czyta się listy do Marii Malickiej. Ta korespondencja jest bowiem zapisem jego miłości do aktorki, która trwała całe życie.

Spotkali się po raz pierwszy w 1919 roku. Młoda aktorka pozowała studentowi malarstwa do portretu. Malarz się zakochał, aktorka chyba odwzajemniła miłość, ale trwała ona "ledwie parę tygodni". Jak w piosence: "przyszedł ktoś inny, bogatszy". Losy obydwojga potoczyły się swoimi kolejami. W latach 30. Geppert się ożenił. Ale żona nie zastąpiła dawnej miłości, która jakby wbrew wszystkim okolicznościom trwała dalej. "Przez lata miłości, lata poszukiwania, pozostałem ten sam i nikogo poza Nią naprawdę nie kochałem". To wyznanie Geppert formułuje gdzieś w połowie lat 50. i od tego czasu datuje się opublikowana korespondencja. Oboje z Malicką spotykają się wtedy ponownie. On już jest dobrze po sześćdziesiątce. Miłosne listy, które pisze, są tyleż śmieszne, co wzruszające. Powiem szczerze, że jak opisy przyrody w lekturach zacząłem omijać całe passusy, w których Geppert usiłuje umówić się z ukochaną. Oczywiście nie było to proste w czasach, w których nie istniały komórki i maile. "Telefonowałem dzisiaj do Łodzi, ale nie wiem, czy Ci dano znać o tym, że prosiłem, byś do mnie dzisiaj jeszcze zadzwoniła. Wczoraj napisałem i wysłałem list, który już pewno doszedł. Teraz niezależnie od tego, czy będzie od Ciebie telefon, czy też nie, piszę znowu. Za dwie godziny wychodzę na dworzec i jadę na dwa dni (27 i 28) do Warszawy. () Jednak mimo tego wszystkiego, co robię i czym bieżąco żyję, wciąż nie opuszcza mnie myśl i troska o Ciebie. Nie wiem, jak przyjęłaś mój ostatni list, zawarte w nim myśli i rady. Również nie wiem, kiedy potrafię się z Tobą skomunikować telefonicznie. W tych publicznych rozmównicach tak zresztą źle słychać, co się mówi". I tak prawie w każdym liście. Umawianie się, organizowanie wizyt, żale o rozminięcie się, niemożność spotkania, usłyszenia etc. Nie widują się całymi miesiącami. Ciekawe, jak by odnaleźli się w tej rzeczywistości dzisiejsi zakochani, co pięciu minut nie mogą wytrzymać bez SMS-a.

Korespondencja Gepperta jest właściwie jednostronna. Malicka rzadko odpisuje na listy. Geppert oczywiście o to błaga. Podaje adres szkoły plastycznej, chyba nie chce, aby poczta przychodziła do domu. Nie chce z prostego powodu: wciąż ma żonę. Co więcej, w jednym z listów wyznaje, że nie może jej opuścić: "Nie wolno mi krzywdzić drugiego człowieka, który mi zaufał". Musi prowadzić podwójne życie. "A ciężko, bardzo ciężko." Malicka chyba zresztą nie oczekuje od niego takiego poświęcenia. Wygląda na to, że wystarcza jej adoracja z daleka, raz na jakiś czas objawiana osobiście. Gdy się mają spotkać w Warszawie Geppert prosi, by wzięła "pokój z łazienką" w tym samym hotelu. Wygląda na to, że płaci za nią rachunki. Malicka przyjeżdża do niego do Wrocławia, by pozować do portretu. Oczywiście Geppert jest wtedy pełen szczęścia, wraca do tych chwil wielokrotnie. W listach nie objawia się jakaś wielka erotyka. W jednym z nich pisze: "Śniłaś mi się i nie wiem, jak ten sen wytłumaczyć. Był bardzo erotyczny. Mianowicie ja się miałem kąpać i włazić do wanny, a tymczasem Tyś się zjawiła z tym samym zamiarem, więc ja zaproponowałem Ci, byśmy się razem wykąpali, bo wanna duża Tyś się na to zgodziła po wahaniu i na tym się obudziłem. () Byłaś taką, jaką Cię znam z tych rzadkich chwil upojenia, jakie mi było dane przeżyć". No, nie był to wyraz wielkiej namiętności. A może po prostu Geppert nie umiał o tych intymnościach pisać. W końcu był malarzem.

Co ciekawe, chyba w żadnym z listów Geppert nie wspomina zobaczonej przez siebie roli Malickiej. Oczywiście podziwia ją jako artystkę, ale bez konkretnych dowodów. W każdym liście natomiast wzdycha z tęsknoty. "Mój śliczny malutki, żadne słowo nie wypowie tego, co czuję. Wiesz o tym, wiesz jak bym chciał być przy Tobie, czuć, że jesteś obok i jak klnę na los, który tak naszym pokierował życiem. A coraz tego życia mniej przede mną."

Ostatni, opublikowany list pochodzi chyba z roku 1970 (zdecydowana większość korespondencji nie jest datowana). Geppert jak zwykle żali się, że nie może się skontaktować z Malicką. Ona oczywiście nie dzwoni, nie pisze. "Widocznie tylko do 80 lat jestem uznawany, a potem takich starców się skreśla i inni są ważniejsi."

Roland Barthes odważył się porównać doświadczenie cierpienia z powodu miłości do sytuacji granicznej, jaką przeżywali więźniowie Dachau. "Obie te sytuacje mają jednak coś wspólnego: są paniczne dosłownie: są sytuacjami bezwzględnymi, bezpowrotnymi: przerzuciłem siebie w innego z taką siłą, że kiedy mi go brakuje, nie mogę się pozbierać, sam siebie odzyskać: jestem zgubiony, na zawsze." Jeśli mam być całkowicie szczery, to analogia wydaje mi się tyleż efektowna, co jednak wątpliwa. Największym myślicielom zdarza się napisać głupstwa. Co nie zmienia oczywiście faktu, że "krzyk tęsknoty" Eugeniusza Gepperta za Marią Malicką był autentycznym cierpieniem, które budzi współczucie nawet po latach i skłania do refleksji, że może najpiękniejsza miłość pozostaje niespełniona?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji