Artykuły

Kościuszko jest kobietą

"Berek Joselewicz" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Joanna Rybus w Gazecie Wyborczej - Łódź.

211 kilometrów od Łodzi został zrealizowany świetny spektakl, którego idea powstała w Teatrze Nowym

(...)

Scena Kameralna Teatru Polskiego we Wrocławiu znajduje się rzut kamieniem od rynku Starego Miasta. Wchodząc z ul. Świdnickiej w bramę prowadzącą do teatru, trzeba przejść koło wystawy z plakatami. Można na nich zobaczyć zdjęcia tabliczek z tą samą nazwą ulic, ale z kilku różnych miast Polski: Warszawy czy Krakowa. Na jednym z nich jest też Łódź i zaśnieżone Stare Bałuty. Ulice Berka Joselewicza to jedne z nielicznych pamiątek po żydowskim pułkowniku w Polsce. Ale to niejedyny łódzki akcent podczas wrocławskiej premiery. W prawie 100-stronicowym programie do spektaklu zamieszczone jest zdjęcie łódzkiego pomnika Tadeusza Kościuszki. Są też recenzje po łódzkich premierach na podstawie tekstów Zenona Parviego i Jakuba Waksmana.

Widownię wchodzącą do sali wita Andrzej Mrozek, aktor Teatru Polskiego, przemawiający z monitora ustawionego na scenie. Opowiada anegdoty o scenie przy ul. Świdnickiej i ludziach z nich związanych. Pozornie nieistotne opowieści, jak zdarzenie z 1968 r., kiedy Aronowicz, gospodarz teatru, przed wyjazdem do Izraela został poddany rewizji. Celnicy podarli mu pościel, wyrzucając pierze przez okno.

Kiedy gaśnie światło, Mrozek jako pierwszy wychodzi na scenę już jako Amster. Siada na jednym z krzeseł i zaczyna kręcić kołem historii - mapą, na której narysowano trasę walk Kościuszki. Jest zaznaczone miejsce narodzin i klęski wodza. Ten prosty gest sygnalizuje widzom, że czeka ich spektakl, w którym teraźniejszość będzie mieszać się z przyszłością.

Półtoragodzinne widowisko Brzyka to wulkan reżyserskich pomysłów. Niemal każda scena zaskakuje wyśmienitym rozwiązaniem. Akcja spektaklu poprzeplatana jest komentarzami opartymi na materiałach archiwalnych. Tyle tego, że można się pogubić w nawałnicy informacji serwowanej przez realizatorów.

Postacie w przedstawieniu są niczym duchy i widma, które wiedzą dużo więcej niż powinny. Adam Poniński (Michał Mrozek) usiłuje rozliczyć się z historią, powołując się na współczesną dokumentację. Kiedy Wojciech Ziemiański wchodzi na scenę z obrazem Matejki "Rejtan" drwiącym tonem mówiąc: "Ten obraz opowiada o wydarzeniach z zeszłego roku, ale powstanie za 72 lata", trudno nie wybuchnąć śmiechem. Za uprowadzoną żydówką Ruchlą (niezwykła rola Alicji Kwiatkowskiej) unoszą się białe piórka - jak z rozdartej kołdry z przed-spektaklowych wspominek Mrozka. Młoda żydówka przemawia niczym medium z zaświatów. Kiedy wiedziona opętaniem zaczyna pisać na ścianie tekst, nikt nie ma wątpliwości, że to jidysz. Zaskoczenie widzów, kiedy na scenie pojawia się lustro, jest ogromne. Zmęczony i zniecierpliwiony Berek Joselewicz (świetna rola Wiesława Cichego) wyrzuca z siebie zdania niby od niechcenia. Gdy na szkielecie konia ("kościstym koniu Kościuszki") wjeżdża na scenę przywódca insurekcji (Halina Rasiakówna), wszyscy milkną. To wódz na obcasach - "Matka Narodku" z wyeksponowanym biustem. Kościuszko Brzyka zaskakuje i zachwyca. Tak samo, jak walczących w 1794 r. oczarowywały rozsiewane przez Kościuszkę pogłoski o jego nieśmiertelności. Wódz spokojnym głosem przypomina zgromadzonym o żydach mieszkających tuż obok. Mimowie z Wrocławskiej Pantomimy grają oddział Berka. Przypominają ninja - wojowników gotowych do walki w imię słusznej idei. W podobnym klimacie ukazana jest scena klęski pod Maciejowicami, jak w filmach Tarantino, gdzie śmierć bohaterów rozciągnięta jest w nieskończoność.

Postacie są momentami groteskowe i przejaskrawione. "Berek Joselewicz" to zgrane muzycznie i ruchowo przedstawienie, które ma w sobie humor godny żydowskich widowisk. Żołnierze ubrani są w mundury z reprodukcją Panoramy Racławickiej (scenografię i kostiumy przygotowała Justyna Łagowska). Spektakl rozgrywa się na pochyłej scenie, na ścianach widowni są wyświetlane napisy w jidysz. Kilka scen przerywa archiwalne nagranie z otwarcia sceny żydowskiej sprzed 60 lat. W widowisku wykorzystane są cytaty z odezw Kościuszki i Joselewicza.

Śpiewak nie pierwszy raz wykorzystuje w spektaklu dramaty jako szkielet utworu scenicznego. Dramaturg dotarł do wielu źródeł, dzięki czemu wrocławska widownia może oglądać genialny spektakl. "Berek Joselewicz" nie jest wykładem o moralności. To rzecz dla wymagającego widza, naszpikowana symbolami i zaskakującą interpretacją historii, zasługująca na najwyższe uznanie. Wystarczy dać się uwieść przez wyśmienity duet Brzyk-Śpiewak, by wyjść z teatru urzeczonym.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji