Artykuły

"Teatry to są dwa"

POZNAŃSKI Teatr Nowy wznowił przedstawienia spektaklu Jerzego Satanowskiego "Miłość, czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie zaśpiewane: wypłakane i w niebo wzięte przez Edwarda Stachurę". Widziałam to przedstawienie rok temu po raz pierwszy. Mając w pamięci zdanie Stachury dotyczące tych, którzy próbują coś zrobić - "Ja mam życzenie, żeby uszanować szaleńczy ich trud i wszystkie na rzecz wyrzeczenia i nie bluzgać na nich jadowitym lub bezpojęciowym słowem", wstrzymałam się od pisania recenzji. Teraz, kiedy obejrzałam spektakl po raz drugi rozumiem, że dobrze się stało.

Dla Stachury wszystko było poezją, jego życie i literatura były z sobą nierozerwalne. Dla kogoś, kto wie, ile kosztowały Steda jego zmagania z piórem i codziennością, kto rozumiał ból istnienia i konstatację poety, że "prawdziwe życie jest nieobecne na ziemi" - przedstawienie Satanowskiego nie mogło być satysfakcjonujące. Ktoś, kto wielokroć słyszał piosenki śpiewane przez samego Stachurę, pozbawione perfekcyjnej dykcji i wyrafinowanej melodyki za to prawdziwe, pełne ekspresji nie może zachwycić się perfekcją aktorskiej interpretacji. W inscenizacji Satanowskiego jest wszystko, fragmenty życiorysu, czy jak to nazwał Henryk Bereza "życioopisania" Stachury, wyjątki z jego utworów, pięknie śpiewane i zinstrumentalizowane piosenki. Brakuje tylko jednego samego Stachury, intymności nastroju, zrozumienia przesłania, jakie po sobie pozostawił.

Chłodny esteta powiedziałby, że jest to przedstawienie zrobione sprawnie warsztatowo, że jest swobodne, zgrabne i ładne. Mogłabym zrozumieć te argumenty, gdyby nie chodziło o Stachurę, którego zawsze, kiedy miał wypowiedzieć to co wiedział, jakby coś zatykało, jakby bał się "nie tego, że uznają za wariata, bo to by było wprost normalne, ale tego, że uznają za pozera, mitomana, komedianta, gracza, ze szczerości się naśmieją, o skromności powiedzą, że wyrafinowanie lub minoderia.

Dyskusyjny jest sam zamysł inscenizatorski. Stachura pisał teksty piosenek, Satanowski komponował do nich muzykę, niechże aktorzy te piosenki śpiewają, ale po co do tego mieszać legendę Stachury, po co podnosić klapy marynarki i wkładać ręce do kieszeni, po co naśladować zachowanie autora tekstu, miast zająć się własną interpretacją i dobrze piosenkę zaśpiewać? Z mitu Stachury pozostały niby to namiętne, niby to żarliwe monologi. Kiedy dostrzegam jak nadużywa się jego nazwiska do aranżowania różnego typu przedsięwzięć artystycznych ubolewam nad wolnością, czy raczej dowolnością korzystania z tego, co pozostawił. Dlatego, że Stachurę kosztowało to sporo: "ognie trawiące, żal i niespokoje, łany płonące tęsknot transcedentalnych".

Jeśli jednak pominąć sam zamysł, jeśli uznać, że teatr J. Cywińskiej "zareagował na zapotrzebowanie społeczne", czego dowodem jest ciągle pełna widownia, jeśli dla wielu młodych ludzi będzie to impuls do sięgnięcia po książki pozostawione przez Stachurę, to argumenty te bronią spektakl Satanowskiego. Być może. Na pewno bronią go aktorzy: Elżbieta Jarosik, Leszek Łotocki, Janusz Michałowski, Waldemar Szczepaniak a nade wszystko Jacek Różański, którego interpretacja piosenki "Życie to nie teatr" doczekała się wielu recenzji i nagrody na opolskim festiwalu.

Piosenki z poznańskiego przedstawienia Jerzego Satanowskiego nagrała telewizja, a ja zachęcam państwa do porównania ich z autorskimi interpretacjami Edwarda Stachury zawartymi na wydanej w bieżącym roku płycie "Poltonu".

Teatr Nowy w Poznaniu. "Miłość czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie zaśpiewane: wypłakane i w niebo wzięte przez Edwarda Stachurę". Scenariusz, muzyka i reżyseria - Jerzy Satanowski, scenografia - Jerzy Juk-Kowarski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji