Artykuły

Dostojewski w Dramatycznym

Praktyka teatralna ostat­niego półwiecza pokazała, że ze wszystkich powieściopisarzy w adaptacjach scenicz­nych Dostojewski udaje się najlepiej. Może się to nawet wydać dziwnym. Te powieści przecież tak odbiegają od tea­tralności w swej rozlewnej i nie dbającej o czystość kon­strukcji formie, w swym upor­czywym, aż nieznośnym, choć tak olśniewająco odkryw­czym, dogrzebywaniu się do najciemniejszych pokładów duszy ludzkiej, w dręczącym poszukiwaniu prawdy, Boga, szczęścia. A jednak okazuje się, że w tym ładunku skłę­bionych myśli tkwi niezwy­kła siła dramatyczna. Tak jest i z "Idiotą", którego wie­lokrotnie przerabiano na sce­nę.

Przeróbka Stanisława Brejdyganta jest niewątpliwie in­teresująca, zwłaszcza w pier­wszej części, bo w drugiej rwie się nieco i przeciąga nadmiernie. Oczywiście, kto zna powieść Dostojewskiego, temu ta adaptacja - jak zresztą każda inna - wyda się - bo inaczej być nie może - zbyt uproszczona. Cała historia, wyciągnięta z miąższu powieściowego, ociera się raz po raz o komiks, to znów za­trąca melodramatem. A jed­nak coś z Dostojewskiego tu się uratowało, przedstawienie daje o nim jakieś pojęcie. I przy tym sztuka żyje sa­moistnym życiem, jeżeli nie w całości, to na pewno w kilku efektownych scenach.

Opowieść snuje się wokół niespokojnych pytań: dlacze­go ludzie się męczą? Dokąd dążą ustawicznie i po co? W czym szukają szczęścia i czemu go nie znajdują? Wszyst­ko to tonie w morzu nikczemności, w którym ludzie paprzą się z masochistyczną rozkoszą. "Podłości tyle, że aż miło" - mówi ktoś i brzmi to szczególnie przej­mująco i odpychająco. A jed­nak w tym towarzystwie unużanym w plugastwie są tacy, w których odzywa się człowieczeństwo. Ulegają oni nieodpartemu urokowi księ­cia Myszkina, "idioty" o na­iwności dziecka, szlachetności i czystości nie z tego świata. Stanisław Brejdygant jako reżyser opowieść tę poprowadził sugestywnie pod względem teatralnym wśród znakomitych, ruchomych de­koracji Zofii Wierchowicz, której należą się jak najgo­rętsze brawa. Dekoracje te na małej scenie Sali Prób Teatru Dramatycznego świet­nie dawały sobie radę ze zmiennością miejsc akcji a przy tym swą tonacją barw­ną, pięknością obrazu ukrzyżowania stwarzały odpowie­dni nastrój. Nastrój ten zaznaczał się od pierwszej sce­ny: kilka płonących świec (które potem służyły jako kominek) i cerkiewne chóry od razu wykazywały, w ja­kiej atmosferze to poszukiwanie Boga się odbywa. Ta­kich celnych skrótów teatral­nych było zresztą w przed­stawieniu więcej.

Stanisław Brejdygant jako książę Myszkin promieniał wewnętrzną szlachetnością, grał bardzo delikatnie, chwi­lami może nie uniknął pew­nej monotonności, ale w sumie była to rola zasługują­ca na duże uznanie. Bardzo podobała się Halina Dobro­wolska jako Nastazja Filipowna - dramatyczna, bogata w wyrazie, finezyjna w tym, co mówiła. Zawiodła - poza urodą - Mirosława Krajew­ska jako Agłaja, nie miała nic wspólnego z Rosją i z Dostojewskim, była jakby z innej sztuki i innego teatru. Zbigniew Zapasiewicz stwo­rzył znakomitą, bardzo praw­dziwą postać szalonego z miłości Rogożyna. Równie traf­nie Tadeusz Bartosik przed­stawił oślizłego padalca Lebiediewa. Dobre sylwetki zarysowali - Czesław Kalinow­ski (Generał), Ryszard Barycz (Gania), Irena Górska (Generałowa). Zygmunt Kęstowicz (Ferdyszczenko).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji